Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Dalej musimy pójść pieszo - odezwał się po sekundzie zastanowienia Michel. -1 tak musielibyśmy opuścić te pojazdy na dnie kanionu. To tylko około pięciu kilometrów. Czy wasze skafandry są dobrze wyposażone? Napełnili zbiorniki z zapasów rovera, z powrotem nałożyli hełmy, po czym wyszli. Przez chwilę stali patrząc po sobie: sześcioro uciekinierów, Michel i młody kierowca. Cała ósemka natychmiast wyruszyła w drogę. Panowały straszne ciemności, ale reflektorów na hełmach używali tylko podczas trudnego zejścia po popękanym odcinku pochyłości. Gdy znaleźli się na drodze, wyłączyli reflektory i dalej posuwali się w zupełnym mroku stromą, spadzistą ścieżką żwirową, która opadała w sposób naturalny w dłu-622 SENZENI NA gim uskoku. Noc była bezgwiezdna i wiatr gwizdał w kanionie, czasami w porywach tak silnych, iż wydawało się, że zepchnie ich w tył. Wyglądało na to, że zaczyna się kolejna burza pyłowa; Sax mamrotał coś o różnicach między burzą równikową i globalną, ale nawet on nie mógł przewidzieć, co się teraz stanie. - Miejmy nadzieję, że będzie globalna - odezwał się Michel. -Znacznie utrudniłaby im wyśledzenie nas. - Nie sądzę, aby taka była, szczerze mówiąc... - odpowiedział mu Sax. - Dokąd się udajemy? - wtrąciła Nadia. - No cóż, na razie do Aureum Chaos. Mamy tam awaryjną bazę. Musieli więc przemierzyć całą długość Yalles Marineris - pięć tysięcy kilometrów! - Jak się tam dostaniemy? - krzyknęła Maja. - W kanionie czekają pojazdy - odrzekł krótko Michel. - Sami zobaczycie. Droga była urwista, ale jak dotąd udawało im się iść szybkim krokiem, chociaż nie było to proste. Powoli wszystkich zaczynały boleć stawy. Prawe kolano Nadii zaczęło pulsować, a jej odcięty palec zaswędział po raz pierwszy od lat. Czuła pragnienie i było jej zimno w starym walke-rze z „diamentowym" systemem grzewczym. Powietrze stało się tak pyli-ste i mroczne, że znowu musieli włączyć latarki na hełmach. Podskakujące trójkąciki żółtego świata ledwie oświetlały drogę, a kiedy Nadia się odwróciła, pomyślała, że podróżnicy wyglądają jak ławica głębinowych ryb, których świecące punkty jarzą się na wielkim oceanicznym dnie, albo jak górnicy w jakimś płynnym, gęstym od czarnego dymu tunelu. Nadia częścią swej istoty zaczęła się rozkoszować tą sytuacją - to była przecież w końcu jakaś odmiana, coś podniecającego, odczucie raczej fizyczne, a jednak pierwsze pozytywne wrażenie od czasu znalezienia ciała Arkade-go. Ogarnęło ją coś w rodzaju upojenia, dziwna przyjemność, uczucie lekkie i nieco irytujące, przypominające trochę ponowne swędzenie utraconego palca. Nadal był środek nocy, kiedy doszli do dna kanionu - szerokiego „U", typowego dla wszystkich kanionów Noctis Labyrinthus. Michel podszedł do jednego ze sporych głazów narzutowych, dotknął go palcem, a potem podniósł właz. 623 CZERWONY MARS - Wsiadajcie - zwrócił się do reszty. Jak się okazało, w kanionie znajdowały się dwa takie „kamienne" pojazdy. Były to duże rovery, które pokryto cienką warstwą prawdziwego bazaltu. - Jak sobie radzicie z ciepłem? Czy nie będziemy z jego powodu zbyt widoczni? - zapytał Sax, zaglądając do łazika. - Magazynujemy całe ciepło w zwojach akumulacyjnych, które co jakiś czas zakopujemy. Nie zostawiamy więc za sobą żadnych śladów. - Dobry pomysł. Młody kierowca pomógł im wsiąść do nowych roverów. - Wynośmy się wreszcie stąd - mruknął, dość obcesowo wpychając przyjaciół jedno po drugim przez luki komór powietrznych. Nagle światło ze śluzy oświetliło jego twarz w hełmie i Nadia zauważyła, że jest to Azjata, mniej więcej dwudziestopięcioletni. Pomagał uchodźcom, nie patrząc im w oczy i zachowywał się tak, jakby był niezadowolony, oburzony, a może przerażony ich towarzystwem. W pewnej chwili powiedział pogardliwie: - Następnym razem, kiedy będziecie przygotowywać rewolucję, zróbcie to lepiej. CZĘŚĆ 8 Shikata Ca Nai Kiedy pasażerowie windy w wagoniku „Bangkok Friend" dowiedzieli się, że Clarke został zerwany i kabel spada, natychmiast przebiegli foyer, wpadli do przebieralni i pospiesznie nałożyli awaryjne skafandry kosmiczne. O dziwo, nie wybuchła powszechna panika; jeśli się denerwowali albo bali, uczucia te skrywali głęboko w sercach, na zewnątrz natomiast wszyscy zachowywali się bardzo pragmatycznie i w miarę spokojnie. W skupieniu czekali na rezultat pracy małej grupki osób, która, zgromadzona przy luku śluzy, próbowała ustalić, w którym dokładnie miejscu się znajdują i kiedy powinni opuścić wagonik