Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Trudno jej było znaleźć odpowiedni karnisz bez pomocy linii światła, lecz płyta odsunęła się równie cicho, jak poprzednio. Wnętrze izby wyglądało teraz inaczej. Kanapa była pusta, a świecznik uniesiono na zwykłą wysokość. Na podłodze obok łoża walały się ubrania, a kotary były niemal całkowicie zasunięte, nie mogła więc zajrzeć do środka. Miała wrażenie, że się poruszają, jak od przeciągu, nie mogła jednak być pewna. Świecznik wisiał nieruchomo na sznurze, a świece paliły się spokojnie. No cóż! Może i była niewiniątkiem, potrafiła się jednak domyślić, co tu się dzieje albo przed chwilą działo. Niektóre z leżących na podłodze ubrań z pewnością były damskie, a choć w półmroku nie widziała kolorów, kurtka i kaftan mężczyzny wydawały się zbyt ciemne, by to był błękit Gwardii Królewskiej. Mogła to być jej zieleń, lecz inni prywatni fechtmistrze w pałacu również nosili ciemne liberie. Czemu szukała wyjaśnień, czemu czuła się zaskoczona? Sama się zgodziła, że jej fechtmistrze potrzebują rozrywki, a wszyscy wiedzieli, co to w ich przypadku oznacza. Bez względu na to, który z nich to był, z pewnością zaryglował drzwi wejściowe, a ponieważ fechtmistrze nigdy nie spali, strzegł tajnego przejścia równie skutecznie jak Pies. Zapewne miał tam jakąś pomoc kuchenną albo pokojówkę. Dama na pewno nie przyszłaby do takiej nory. Zasłony rozsunęły się nagle. Chłopak ześliznął się z materaca i wyprostował, bezwstydnie nagi. Przeciągnął się, unosząc ramiona nad głowę. Wyglądał na bardzo zadowolonego. Szczupły, chłopięcy i prawie nieowłosiony - to był Zdolny. Malinda wzdrygnęła się. Minęła chwila, nim odzyskała dech w piersiach i przekonała sumienie, że może zerknąć jeszcze raz. Zdolny podszedł już do stołu, by dokonać przeglądu butelek. Czy tu właśnie ten młody, dekadencki łajdak zasłużył sobie na pierścień z perłą? I kto mu go dał? Zupełnie jakby usłyszał jej bezgłośne pytanie, nalał wina do kielicha, podszedł do łoża i odsunął zasłonę. Kobieta wsparła się na łokciu i ujęła kielich w dłoń. To była lady Violet. Osławiona lady Violet! Była rzecz jasna naga, a wielkie, tłuste piersi miała odsłonięte. Była co najmniej dwa razy starsza od Zdolnego. Odwiedzała go w tej norze, mimo że miała w pobliżu pałacu rezydencję, a w niej wspaniałe apartamenty. Właściwie to rezydencja należała do jej męża, ale wszyscy wiedzieli, że nie sypiają razem. On sypiał sam, a ona z każdym mężczyzną, który o to prosił, a nierzadko również z tymi, którzy nie prosili. Nawet z dziećmi! Psuła niewinnych chłopców cennymi darami! Malinda zamknęła klapę, z trudem powstrzymując się przed trzaśnięciem nią. Weszła na górę, bliska płaczu. Po wszystkim, co dla nich zrobiła - przepłacała ich, zamówiła dla nich najlepsze ubrania, zgodziła się dać im wolny czas - teraz zdradzali ją tak bezczelnie! I to z tą szmatą! Nie była tak wściekła od... Od czasu, gdy przed rokiem przyłapano ją na całowaniu się z sir Orłem. 22 Księżniczka Malinda to nierządnico, która prostytuuje swe dworki, urzqdza całonocne orgie z fccbtmistrzami. a o północy grzebie niemowlęta. LORD PROTEKTOR GRANVILLE Rankiem sir Zdolny byl takim samym skromnym młodzieńcem o brzoskwiniowej cerze jak zawsze. Patrząc na niego, Malinda widziała jednak tylko nagiego libertyna, przeciągającego się jak kot po tym, co wyprawiał z lady Violet, która z pewnością nie przyszła tam sobie pospać. Czemu Malinda była tak głupia, że pozwoliła swym fechtmistrzom popisywać się błyskotkami, które dostali od innych kobiet? Zdolny wyczuł jej wrogość i zareagował zdziwionymi spojrzeniami. Jakby mało miała powodów do irytacji, Zima nosił teraz na palcu wskazującym lewej dłoni pierścień z rubinem. Zaczęła dzień od odwiedzin u Amby’ego, jak zwykle prowokując kłótnię między swymi fechtmistrzaini i gwardzistami, którą tradycyjnie rozwiązano w ten sposób, że trzech fechtmistrzów zaczekało pod drzwiami, a czwarty jej towarzyszył. Również, jak zawsze, tym, który wszedł z nią do środka, był Pies, ponieważ Amby lubił go najbardziej. Król uważał, że Pies to wspaniałe imię dła mężczyzny, zwłaszcza takiego, który ma lniane włosy, takie same jak on. Uwielbiał też wydawane przezeń wspaniałe psie odgłosy. - Warcz! - mówił mu i Pies warczał. - Znowu warcz! - powtarzał i Pies warczał znowu. I znowu. Był nieludzko cierpliwy i potrafił to robić całą godzinę, omal nie doprowadzając Malindy do obłędu. Król miał trzy lata, a Pies był niespełna rozumu. - - Lubię go - wyjaśnił jej. - Nie myśli o innych ludziach, tylko o sobie. - - W jego wieku to normalne. - - W takim razie dobrze być w tym wieku. Czasami ten przerośnięty głąb mówił tak, jakby to on był nor. malny, a cały świat szalony. Malinda resztę ranka poświęciła na oprowadzanie po parku grupki szlachetnie urodzonych dam i podziwianie pierwszych wiosennych kwiatów. W porównaniu z tym nawet wyznaczona na popołudnie ceremonia zaprzysiężenia zapowiadała się ekscytująco. Była to prawie koronacja i stawili się wszyscy wielcy w kraju. Lord protektor złożył przysięgę, a po nim to samo uczynili członkowie Rady Regencyjnej, w tym również ci nowi, nominowani przez niego