Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Młody Maur zablokował Coron od strony morza, ale w lecie Doria nadpłynął z całą zjednoczoną flotą papieża i joannitów, aby przełamać blokadę twierdzy i zaopatrzyć ją w żywność i proch. Morscy paszowie, rozwścieczeni niełaską sułtańską, popłynęli za Młodym Maurem z siedemdziesięciu okrętami do Coron i ujrzeli teraz, jak ten śmiałek, wzywając głośno Proroka, rzucił się z czterema galerami na całą potęgę Dorii i wprawił jego okręty w niesłychane zamieszanie, zupełnie nie bojąc się ognia ze straszliwych karak. W obawie przed hańbą paszowie morscy nie mogli już teraz unikać walki. Doria został więc zmuszony do otwartej bitwy, choć zamiarem jego było tylko przełamanie blokady, a potem wycofanie się bez boju. Młody Maur zatopił wiele jego okrętów transportowych, a inne wpadły na mielizny lub na skały. Następnie młody straceniec zaatakował galerę joannitów, sczepił się z nią burtami i zdobył ją atakiem wręcz, zanim jeszcze morscy paszowie przyszli mu z pomocą. Wśród huku dział, czarnych obłoków dymu, trzasku pękających wioseł i krzyku walczących Młody Maur pokazał morskim paszom, jak się toczy bitwę. Przerażeni musieli wprowadzić .swoje galery w chmury dymu i osłoniwszy Młodego Maura kręgiem własnych okrętów, zabrali go gwałtem z pokładu zdobytego okrętu. Był ranny w głowę, ramię i bok, ale wciąż jeszcze szlochał, przeklinał i wzywał diabła na pomoc. Po bezładnym krążeniu przez jakiś czas i zderzaniu się z własnymi okrętami waleczni paszowie zdołali w końcu oderwać się od przeciwnika i wyprowadzić bezpiecznie z zamętu walki dwie ocalałe jeszcze galery Młodego Maura. Doria niezwykle zdumiony nieoczekiwaną wojowniczością morskich paszów, nie próbował ich ścigać, lecz zadowolił się wysadzeniem na ląd posiłków i żywności, po czym szybko odpłynął z powrotem. Morscy paszowie, Zey i Himeral, nie chcieli wpierw wierzyć własnym oczom, gdy stwierdzili, że za cenę nieznacznych tylko strat osiągnęli wielki triumf na morzu. Następnie jednak podnieśli wszystkie chorągwie i proporce i rozwinęli nawet własne turbany na znak zwycięstwa przy dźwięku trąb, bębnów i cymbałów. I jedynym cieniem na ich triumfie było niezwykłe zachowanie się Młodego Maura, który z zaciśniętymi pięściami i łzami oburzenia w oczach wyzywał ich od tchórzów i zdrajców. Któż jednak mógłby długo żywić urazę w tak pomyślny dzień? Chętnie wybaczyli mu obelgi, tłumacząc to gorączką z ran, i przywiązali go do koi, aby nie wypadł za burtę. Ale. Jahja-pasza, który z brzegu śledził przebieg bitwy, przypłynął wieczorem na muzułmański okręt flagowy miotając takie klątwy, że nawet najbardziej zahartowani janczarowie bledli z wrażenia. A wszedłszy na pokład złapał Himerala-paszę za brodę, uderzył go pięścią w twarz, krzycząc wśród straszliwych przekleństw, że jedynym zadaniem floty było przeszkodzić Dorii za wszelką cenę w przyjściu z odsieczą twierdzy. Morscy paszowie nie zdołali jednak wykonać tego zadania i oblężenie przeciągnie się teraz o całe tygodnie, choć Coron bliskie już było kapitulacji. Wtedy paszowie zrozumieli wreszcie, że Jahja-pasza ze strachu o siwą głowę całkiem stracił rozum, po czym wspólnymi siłami zepchnęli go z powrotem do łodzi. Z powodu jednak szaleńczej odwagi Młodego Maura nie wszystkie okręty transportowe dotarły do Coron, gdzie dalej panował wielki głód. Greccy mieszkańcy miasta, mniej wytrzymali od Hiszpanów zahartowanych w ciągłych sporach z cesarzem o żołd, wychodzili nocą za mury, aby wygrzebywać z ziemi korzonki i odzierać drzewa z kory. Janczarowie złapali kilku takich Greków i Jahja-pasza kazał ich bezzwłocznie obedrzeć ze skóry na oczach obrońców twierdzy. I gdy Hiszpanie zobaczyli, jaki los spotkał Greków, odkryli nagle, że ich kontrakt z cesarzem wygasł z powodu nieotrzymywania żołdu, i uzyskawszy pozwolenie odejścia, z honorami wojskowymi skapitulowali i oddali twierdzę Turkom. Trzeba stwierdzić, że Doria miał powody, aby unikać bitwy morskiej pod Coron. Dzięki wywiadowcom joannitów miał on świeże wiadomości o wszystkim, co działo się w seraju, toteż nie było dla niego tajemnicą, że sułtan ofiarował Chajreddinowi godność paszy i naczelne dowództwo nad wszystkimi sułtańskimi okrętami, portami, wyspami i morzami. Mówiono, że Chajreddin ze łzami w oczach przyjął posłanie od sułtana. I powierzywszy rządy Algieru młodemu synowi Hassanowi, pozostawionemu pod opieką godnego zaufania kapitana, Chajreddin wyruszył z flotą na wody koło Sycylii, polecając równocześnie zaufanemu tselebowi, aby kazał otruć kapitana, gdyby ten wykazywał zbytnią żądzę władzy. Spodziewał się, że zdoła odciąć odwrót wracającemu spod Coron Dorii i wziąć go w dwa ognie. Jako doświadczony żeglarz zakładał bowiem, że paszowie, jeśli nie są zupełnie szaleni, będą ścigać Dorię. Tymczasem Doria wymknął mu się i Chajreddin z rozwiniętymi proporcami popłynął na spotkanie morskich paszów sułtana, którzy po wielkiej bitwie stanęli bezczynnie na kotwicy przy wyspie Zante. Z zazdrością w sercu przywitali go z wszystkimi honorami, on jednak obsypał ich obelgami, zarzucił im tchórzostwo i zwalił na nich winę za unicestwienie planu zniszczenia Dorii. Kazał im też uwolnić Młodego Maura, wziął go w ramiona, nazywając drogim synem, i oświadczył, że uważa go za bohatera, który kiedyś rozsławi jeszcze islam na morzach. O wszystkim tym dowiedziałem się ze słyszenia, w jesieni jednak zobaczyłem na własne oczy, jak czterdzieści okrętów Chajreddina uroczyście zawinęło do Stambułu i zarzuciło kotwice na Złotym Rogu. Od Skutari po stronie azjatyckiej aż do wzgórz Pery brzegi białe były od ludzi i sam sułtan wyszedł na marmurowe molo, aby oglądać wspaniałe widowisko. Czterdzieści okrętów Chajreddina minęło we wzorowym szyku cypel koło seraju, witając sułtana działowym salutem, podczas gdy zakotwiczone w porcie weneckie i inne okręty odpowiedziały salwami honorowymi ze swoich dział. Najwyżsi paszowie seraju i kapitanowie renegaci, będący w łaskach u sułtana, pospieszyli na wybrzeże, aby okazać Chajreddinowi szacunek. Jedynie otoczony wysokimi murami obszar arsenału na przeciwnym brzegu Złotego Rogu milczał głucho; nie rozległ się stamtąd żaden salut działowy, a starannie strzeżone bramy pozostały zamknięte. Mieszkańcy Stambułu mieli w tych dniach wiele do oglądania. Chajreddina przyjmowano bowiem z niebywałą pompą. Trzeciego dnia udał się on uroczystym pochodem z wybrzeża do seraju na przyjęcie do sułtana