They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Tkwił w tej “celi” już od tygodnia i jedyne, czego obecnie pragnął, to móc odetchnąć świeżym powietrzem, a potem wynieść się, możliwie jak najdalej od tego strasznego miejsca. Ale musiał to zrobić ostrożnie. Z głową. Podszedł do śluzy powietrznej i nacisnął guzik z napisem OBIEG. Rozległ się szum włączanej pompy powietrznej i zewnętrzne drzwi stanęły otworem. Za nimi znajdował się niewielki pokoik, gdzie stało proste biurko. Leżał na nim cienki plik kart magnetycznych... i jego ubranie. To, które miał na sobie w samolocie, lecąc z Braintree do Atlanty. Znów poczuł na plecach dotyk lodowatego palca strachu. Te rzeczy trafiłyby wraz z nim do krematorium. Był o tym przekonany. Jego wyniki badań. Ubranie. “Bywaj, Stuarcie Redman. Przechodzisz do historii. A raczej...” Z tyłu, za nim rozległ się jakiś dźwięk. Stu odwrócił się szybko. Elder szedł chwiejnie w jego stronę, lekko przygarbiony z rękami zwieszającymi się luźno wzdłuż boków. Z ociekającego posoką oka sterczał odłamek przezroczystej, plastikowej osłony. Elder uśmiechał się. - Nie ruszaj się - rzekł Stu. Ujął pistolet obiema dłońmi i wycelował... a mimo to lufa broni wyraźnie się trzęsła. Elder sprawiał wrażenie, jakby go w ogóle nie usłyszał. Szedł niewzruszenie ku niemu. Stu, krzywiąc się, pociągnął za spust. Pistolet w jego dłoniach drgnął gwałtownie, a Elder przystanął. Uśmiech zmienił się w złowrogi grymas, jakby nagle coś ścisnęło go w dołku. W jego białym kombinezonie, na wysokości piersi wykwitł nieduży otwór. Mężczyzna chwiejąc się, stał jeszcze przez chwilę, po czym przewrócił się do przodu. Stu patrzył na niego, kompletnie osłupiały, aż wreszcie wmaszerował wolnym, mechanicznym krokiem do pokoju, gdzie na biurku zebrano jego rzeczy i przedmioty osobiste. Poruszył klamką drzwi na drugim końcu gabinetu. Były otwarte. Za nimi znajdował się korytarz rozjaśniony słabym blaskiem świetlówek. W połowie drogi do wind przy pomieszczeniu dla pielęgniarek stał porzucony wózek. Stu usłyszał cichy jęk. Ktoś kasłał, ochrypły, gardłowy kaszel zdawał się nie mieć końca. Wrócił do pokoju, zabrał swoje ubranie i wcisnął je pod pachę. Potem wyszedł, zamknął za sobą drzwi i ruszył w głąb korytarza. Dłoń, w której ściskał kolbę pistoletu Eldera pokryła się potem. Dotarłszy do wózka odwrócił się zaniepokojony pustką i ciszą. Kaszel ucichł. Stu spodziewał się ujrzeć niezmordowanie pełznącego za nim Eldera, zamierzającego za wszelką cenę wypełnić swój ostatni rozkaz. Nagle zatęsknił za swoją celą, którą zdążył tak dobrze poznać. Jęk rozległ się ponownie, tym razem znacznie głośniejszy. Przy windach natknął się na drugi korytarz, prostopadły do tego, którym właśnie szedł. Nieopodal pod ścianą siedział mężczyzna, w którym Stu rozpoznał jednego ze swoich pielęgniarzy. Twarz miał napuchniętą i poczerniałą, jego pierś unosiła się i opadała krótkimi, spazmatycznymi skurczami. Kiedy Stu spojrzał na niego, ten znów zaczął jęczeć. Z tyłu, za nim skulony w pozycji płodowej leżał martwy mężczyzna. Jeszcze dalej, w głębi korytarza napotkał trzy kolejne ciała, dwóch mężczyzn i jednej kobiety. Pielęgniarz. Stu przypomniał sobie, że facet miał na imię Vic, znów zaczął kasłać. - Jezu - wykrztusił Vic. - Co ty robisz na zewnątrz? Nie powinieneś opuszczać swojego pokoju. - Elder przyszedł mnie sprzątnąć, ale to ja załatwiłem jego - odparł Stu. - Miałem szczęście, że był chory. - Jezu przenajświętszy, rzeczywiście miałeś szczęście - burknął Vic i z jego piersi ponownie popłynął ochrypły, lecz już nieco cichszy kaszel. - To boli, człowieku, nie wiesz nawet, jak bardzo. Spierdoliliśmy sprawę. Na całej linii. Chryste Panie, ale fuszerka. - Czy mógłbym coś dla ciebie zrobić? - zapytał nieco niepewnie Stu. - Jeżeli pytasz poważnie, to przyłóż mi do skroni lufę tego twojego pistoletu i pociągnij za spust. Mam wrażenie jakby coś rozrywało mi wszystkie flaki na kawałki. Znów zaczął kasłać, a potem jęknął przeraźliwie. Stu nie mógł jednak się na to zdobyć i kiedy wywołane cierpieniem jęki pielęgniarza nie ucichły po kilku kolejnych sekundach, Redmanowi puściły nerwy. Pobiegł w stronę wind, zostawiając za sobą to poczerniałe oblicze przypominające księżyc w jednej z kwadr, choć w głębi duszy spodziewał się usłyszeć głos Vica, wołającego przenikliwym, pełnym bezradności, lecz przecież słusznym tonem jakiego zwykle używają chorzy, gdy bardzo czegoś chcą od zdrowych. Vic jednak tylko pojękiwał cichutko i to, nie wiedzieć dlaczego wydało mu się jeszcze gorsze. Drzwi windy zamknęły się i kabina zaczęła zjeżdżać w dół, kiedy Stu uświadomił sobie, że mogły się w niej znajdować zamontowane pułapki. To byłoby do nich podobne. Trujący gaz albo urządzenie odłączające kable, by kabina runęła w głąb szybu i rozbiła się na jego dnie. Stanął pośrodku kabiny i zaczął się uważnie rozglądać, wypatrując ukrytych otworów wentylacyjnych albo pułapek. Poczuł lekko ogarniającą go klaustrofobię - pomieszczenie wydało mu się nagle ciasne, jak wnętrze budki telefonicznej albo trumny. Ma ktoś ochotę na przedwczesny pogrzeb? Wyciągnął rękę aby nacisnąć guzik z napisem STOP i nagle zreflektował się. Co by mu dało, gdyby kabina stanęła między piętrami? Zanim odpowiedział sobie na to pytanie, winda całkiem zwyczajnie i gładko zatrzymała się. A jeśli tam, na zewnątrz są uzbrojeni żołnierze? Kiedy jednak drzwi rozsunęły się na boki ujrzał tylko jedną wartowniczkę, martwą kobietę w stroju pielęgniarki. Skulona w pozycji płodowej tak samo jak martwy pielęgniarz z jego piętra, leżała przed drzwiami damskiej toalety. Stu patrzył na nią tak długo, że drzwi windy w końcu zaczęły się zamykać. Wyciągnął rękę i drzwi posłusznie znów się otworzyły. Wysiadł z windy