Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ksakbert nie był rad takim wymaganiom, albowiem mogły zepsuć mu przyjemność, jaką dawało napicie się z przyjezdnymi. Wszelako zaraz wydał polecenie, by przygotowano łaźnię. - Wobec tego woda i wino! - burknął. Konstancjusz nie dał się zbić z tropu. - Dziękuję za trud, jaki zadajecie sobie dla nas, cudzoziemców. Wiemy o sobie nawzajem tak mało - dorzucił przebiegle. - Nie wiemy nawet, jakie drogi nas tu przywiodły i połączyły. - Jesteśmy rycerzami w służbie niewidzialnego zakonu - przypomniał mu Zygisbert i skierował puchar ku Ksakbertowi - i służymy o nic nie pytając. Milczący Crean trzymał się na uboczu, lecz Konstancjusz ani myślał poskramiać ciekawości. - Nie chcę pytać o tajemnicę Graala - rzekł - ale może byście coś powiedzieli o ludziach, którzy się kryją za tą legendą, ludziach, którzy... - Za legendą? Rodzina Graala to żaden wymysł! - przerwał mu ostro gospodarz. - Przecież szlachetni Trencavelowie byli ludźmi z krwi i kości. Ja jeszcze ich znałem. - Opowiedzcie, panie - wtrącił Zygisbert, którego także paliła ciekawość. - Wolfram von Eschenbach śpiewał nam o bohaterze, co "tnie na pół", o prostodusznym Parsifalu... - Parsifal wcale nie był głupi - oburzył się Ksakbert. - Był tylko za dobry. - Pan na Quéribusie poczuł się kronikarzem, zwłaszcza że Crean również się do nich przysunął. - Wicehrabiowie Carcassonne, choć spokrewnieni i spowinowaceni z dynastią z Tuluzy, byli lennikami królów Aragonii. Jak wam zapewne wiadomo, ja także służyłem Jakubowi Zdobywcy... - Walczyliście z nim o Majorkę - z uznaniem w głosie rzekł Crean, co dobrze usposobiło Ksakberta. - Majorka to koniec całej historii - pociągnął potężny łyk. - U początku tkwi krucjata Szymona z Montfortu przeciwko katarom. Dobry Trencavel, Rajmund Roger Drugi, którego ten Niemiec nazywa "Parsifalem", bronił Carcassonne. Stara twierdza Gotów, co już Karolowi Wielkiemu stawiła czoło, była nie do wzięcia. Zgromadzili się w niej katarscy uciekinierzy, których wydania wicehrabia odmawiał. Wówczas legat papieski zaproponował rokowania. Pewien młody templariusz, Gawin Montbard z Béthune, zawiózł wicehrabiemu Trencavelowi list żelazny od dowodzącego oblężeniem Szymona z Montfortu. Szymon jednak złamał słowo, szlachetny Trencavel został ujęty, osadzony w lochu i zgładzony. Pomoc od króla Aragonii przybyła za późno, jego hufce marnie zresztą skończyły. Francuzi zagarnęli kraj dla siebie, Langwedocja stała się prowincją, Czystych wypędzono... Słudzy zameldowali, że kąpiel gotowa. Ksakbert, rozpogodzony, złapał swój puchar i polecił gościom i podczaszym z dzbanami wina udać się za nim. Schodami i korytarzami dotarli do wykutej w skale łaźni, gdzie czekał już olbrzymi parujący ceber. Zrzucili odzienie. - Mam nadzieję - zwrócił się gospodarz do Zygisberta - że wstrzemięźliwy pan z Bourivanu nie wypije nam wody, w przeciwnym razie musielibyśmy się kąpać w soku z winnej latorośli. Zaśmiali się obaj i zanurzyli w cieplej wodzie, w której siedział już Crean. - Umiem się pohamować - rzekł przyjaźnie - a tym bardziej wobec takiej perspektywy. Ale dawno już chyba, panie Ksakbercie, nie wygniataliście wina, skoroście zapomnieli, jakie jest lepkie. - Woda może być dobra dla nóg - łagodził Zygisbert. - Gardłu bardziej przystoi wino. Podaj mi puchar, młody emirze - powiedział do Konstancjusza - i uczyń nam zaszczyt, pociągając z nami. Prawo Koranu nie dotarło do Quéribusu. Zagadnięty przysiadł się do nich. - Mylisz się, Zygisbercie, niedaleko stąd Roland dął w swój róg - uśmiechnął się mimo wszystko Konstancjusz. Tak więc tylko Crean pozostał niezłomny, gdy podczaszowie ponownie napełnili puchary. Służebne podeszły do brzegu kadzi i zaczęły szorować rycerzom plecy szczotkami i grubo tkanymi ręcznikami, a potem polewać kąpiących się wiadrami wody. - Po upadku Carcassonne - Ksakbert wrócił do swojej opowieści - pociągnąłem po raz pierwszy za Pireneje i wraz z Jakubem prowadziłem wojnę, za pozwoleniem - zwrócił się do Konstancjusza - z niewiernymi, za co pan papież zdjął ekskomunikę z zatwardziałego kacerza Ksakberta. - Wybuchnął grzmiącym śmiechem wiejskiego parobka. - Po powrocie do rodzinnej Langwedocji przyłączyłem się razem z Oliwerem z Termes do syna Trencavela, Rajmunda Rogera Trzeciego, i próbowaliśmy odbić Carcassonne. Młody wicehrabia zginął, Oliwer poddał się Ludwikowi, a ja wycofałem się tutaj. Odtąd ród Trencavelów uchodzi za wygasły, ale od dłuższego czasu mówi się po cichu wśród faidits, jakoby w twierdzy Montségur rosło dwoje dzieci, które go kontynuują. A to, że was, szlachetni panowie, posłano dla ich ocalenia, pozwala mi mieć nadzieję, że doczekam kiedyś dnia... - I potraficie tak długo utrzymać Quéribus? - spytał Zygisbert pociągnąwszy głęboki łyk