Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kampania prasowa była bezprzykładnie gwałtowna. Krzyczano o "żydowskim spisku", odsądzano Prezydenta od czci i wiary. Jednocześnie starano się zapobiec zaprzysiężeniu go, nie dopuszczając go do gmachu Sejmu. W tym celu zmobilizowano bojówki i podniecony tłum, który obrzucił Prezydenta błotem. Na rozruchy prawicowe odpowiedzieli podobnym sposobem robotnicy z PPS. Były wypadki pobicia posłów i kilka ofiar śmiertelnych na ulicach. Policja i rząd Juliana Nowaka, zwłaszcza zaś minister spraw wewnętrznych Kamieński, zachowywali się ze zdumiewającą indolencją. 14 grudnia Naczelnik Piłsudski uroczyście przekazał władzę elektowi. 16 grudnia Narutowicz został zaprzysiężony i udał się na wystawę do "Zachęty". Tam dosięgły go kule rewolwerowe Eligiusza Niewiadomskiego. Strzelał - jak mówił - z "obowiązku patriotycznego". Oświadczył przed sądem: "Narutowicz jako człowiek dla mnie nie istniał". Niewiadomski sądził, że strzelając do Narutowicza występuje przeciwko Piłsudskiemu. Było ironią losu, że Piłsudski jak najgoręcej odwodził Narutowicza od przyjęcia kandydatury. Był to więc mord polityczny. Próby nadania mu cech czynu bohaterskiego nie mogły się powieść. Niewiadomski nie był na niczyich usługach ani też w spisku z kimkolwiek. Roznamiętnienie umysłów było jednak tak wielkie, że jako sprawców moralnych wskazywano niektórych przywódców skrajnej prawicy. Półmilionowy milczący tłum odprowadzał Narutowicza na miejsce wiecznego spoczynku. Milczenie to miało ogromną wymowę. Piętnowało hańbę zbrodni i hańbę warunków, w jakich została dokonana. Był to wstrząs, który szarpnął całym społeczeństwem. Jak twierdzą niektórzy, zapobiegł wojnie domowej, w czym zresztą duża zasługa Macieja Rataja, który wobec śmierci Prezydenta stal się chwilowo głową państwa i tegoż dnia, 16 grudnia, powołał rząd generała Władysława Sikorskiego. Miał to być - i był - rząd silny, choć pozaparlamentarny. Istotą tragedii nie było morderstwo Narutowicza. Zamordował go fanatyk, który - choć powtarzał hasła szowinistyczne i choć zacietrzewieni nacjonaliści traktowali go jak mistycznego bohatera - działał z własnej inicjatywy. Tragedią było zahamowanie procesu konsolidacji politycznej. Bo na klimacie politycznym zaciążyła próba naruszenia praworządności w imię celów, które przeciwnicy Narutowicza uznali za wyższe od poszanowania prawa konstytucyjnego. II Zamordowanie prezydenta Narutowicza miało bezpośrednie skutki polityczne. Nie spowodowało jednak ani zmiany prawa państwowego, ani zawieszenia konstytucji, a nawet nie wywarło wpływu na funkcjonowanie administracji państwowej czy sądownictwa. Nie miało więc żadnych skutków rewolucyjnych. Nikt nie podał w wątpliwość słuszności założeń demokracji parlamentarnej. A następny prezydent został obrany i zaprzysiężony w ten sam sposób co Gabriel Narutowicz. Nie było więc żadnych zmian formalnych w ustroju państwa. Lecz ustrój państwa nie jest tylko literą prawa. By funkcjonować, musi mieć poparcie społeczeństwa, musi odpowiadać jego przekonaniom i dążeniom, a przynajmniej dążeniom większości. Gdy jest inaczej, albo staje się ustrojem siłą narzuconym, albo przestaje sprawnie funkcjonować. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z dyktaturą typu totalnego. Przestajemy mieć natomiast do czynienia z demokracją. Żadne tendencje totalistyczne w Polsce wskutek śmierci Narutowicza się nie pojawiły. Pojawiły się natomiast wątpliwości, czy społeczeństwo przy całym poważaniu, jakim w nim się cieszy system parlamentarny, jest zdolne wypracować takie metody działania politycznego, które pozwalałyby na sprawne funkcjonowanie ustroju demokratycznego. Innymi słowy, czy zdolne jest powołać silny rząd i pozwolić mu sprawować władzę. Wątpliwości te istniały i przedtem, a właśnie w roku 1922 zaczęły być stałym przedmiotem troski