Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dirk stał zgarbiony w drzwiach i niespokojnie badał wzrokiem wnętrze pokoju. Generalnie królowało tu niechlujstwo. Zasłony były zaciągnięte, więc do środka przesączało się bardzo niewiele światła. Nie zasłane łóżko z nieświeżą i skotłowaną pościelą wepchnięto pod szczególnie nisko zwieszającą się część sufitu. Ściany i większość niemal pionowych partii sufitu pokryte były fotosami wyciętymi niestarannie z kolorowych magazynów. Na pierwszy rzut oka nie sposób było odkryć dominujący temat czy sens tego zbioru wycinków. Obok kilku zdjęć luksusowych niemieckich samochodów wisiała dziwaczna reklama biustonoszy, dalej niechlujnie wyrwane zdjęcie babeczki owocowej i fragment reklamy polisy ubezpieczeniowej na życie oraz kilka innych, dość przypadkowych wycinków, które sprawiały wrażenie, jakby dobrano je i ułożono z jakąś tępą, krowią obojętnością wobec potencjalnych znaczeń oraz wrażenia, jakie mogły wywrzeć. Gumowy wąż wił się po podłodze i dochodził do wiekowego fotela, przysuniętego przed telewizor. Królik szalał na ekranie, a poblask jego szaleństw igrał na krawędziach fotela. Bugs mocował się ze sterami samolotu, który pikował ostro w kierunku ziemi. Nagle dostrzegł guzik z napisem "Autopilot" i natychmiast go przycisnął. Otworzyła się jakaś szafka, wylazł z niej pilotrobot, błyskawicznie przeanalizował sytuację i wyskoczył na spadochronie. Samolot wciąż walił się w dół, lecz zanim doleciał do ziemi, skończyło się na szczęście paliwo - królik był uratowany. Wtedy Dirk dostrzegł czubek czyjejś głowy. Włosy na'niej były ciemne, matowe i tłuste. Dirk przyglądał się im przez długą, pełną niepokoju chwilę, zanim odważył się wejść powolutku do środka; miał zamiar sprawdzić, do czego jeśli w ogóle - głowa jest przytwierdzona. Ulga, jakiej doznał, kiedy okrążywszy fotel ujrzał, że jest przytwierdzona do jak najbardziej żywego ciała, osłabła nieco po uważniejszym przyjrzeniu się owemu ciału. Chłopak mógł mieć trzynaście albo czternaście lat i choć nie wyglądał na trawionego przez jakąś konkretną dolegliwość fizyczną, nie był też na pewno okazem zdrowia. Jego włosy zwisały ciężko po obu stronach głowy, głowa zaś zwisała równie ciężko z ramion; leżał w fotelu w tak pokracznej pozycji, jakby wpadł weń wprost z pędzącego pociągu. Na jego ubiór składały się tania kurtka skórzana i śpiwór. Dirk gapił się na niego w zdumieniu. Kim jest? Skąd się wziął w domu, w którym właśnie ścięto komuś głowę? Czy wie, co się stało? I czy Gilks wie o jego istnieniu? Czy Gilks pofatygował się, żeby tu wejść? W końcu trzeba by przejść sporo stopni, jak dla zapracowanego policjanta, który w dodatku ma na głowie cwane samobójstwo. Dirk stał tak przez jakieś dwadzieścia sekund. Wreszcie chłopiec podniósł ku niemu wzrok, ale najwyraźniej nie przyjął do wiadomości jego istnienia, bowiem obojętnie odwrócił spojrzenie i znowu zatopił je w ekranie. Dirk nie przywykł do tego, by wywierać na kimś aż tak nikłe wrażenie. Upewnił się, czy ma na sobie swój wielki skórzany płaszcz i swój niedorzecznie czerwony kapelusz, a także czyjego sylwetka rysuje się wystarczająco dramatycznie w płynącym od drzwi świetle. Na moment stracił animusz; rzucił krótkie "Eee..."jako rodzaj autoprezentacji, lecz nie udało mu się przyciągnąć uwagi chłopca. Wcale mu się to nie spodobało. Ten szczeniak z rozmyslem i przeciw niemu ogląda telewizję. Nachmurzył się. Czul, że w pokoju narasta jakieś parne napięcie; powietrze zaczęto w niepojęty sposób nabierać ciężkich i jakby syczących wlasności, a on nie wiedział, jak ma zareagować. Napięcie wciąż przybierało na sile, aż nagle wszystko zakończyło się trzaskiem, na który Dirk gwałtownie się wzdrygnął. Chłopiec rozwinął się z wolna jak tłusty wąż, przechylił się bokiem przez poręcz fotela i rozpoczął jakieś niepojęte a skomplikowane przygotowania, do których używał, jak uświadomił sobie Dirk, elektrycznego czajnika. Kiedy powrócił do poprzedniej pozycji, dzierżył w prawej dłoni plastikowy gam czek, z którego zagarniał widelcem wprost do ust gumiaste strugi parującego klajstru. Bugs tymczasem doprowadził sprawy do szczęśliwego końca i ustąpił miejsca komikowi szydercy, który z miejsca zabrał się do przekonywania widzów, aby kupowali pewien określony gatunek piwa tylko dlatego, że on tak właśnie, niezupełnie bezinteresownie, twierdzi. Dirk poczuł, że nadszedł czas, aby wywrzeć nieco większe wrażenie, niż mu się to udało w trakcie dotychczasowych działań. Przesunął się zatem i stanął dokładnie na linii wzroku chłopca. Dziecko - odezwał się tonem, który (miał taką nadzieję) zabrzmiał mocno, lecz delikatnie, bez cienia protekcjonalności i afektacji - muszę wiedzieć, kim... Na chwilę stracił wątek zdumiony tym, co ujrzał z miejsca, w którym się teraz znalazł. Po drugiej stronie fotela stała ogromna, do polowy opróżniona skrzynia klusek błyskawicznych, wielkie, też opróżnione do połowy pudło baloników Mars, w połowie zdemontowana piramida puszek z napojami chłodzącymi, a przy niej leżał gumowy wąż zakończony plastikowym kranikiem - najwyraźniej służył on do uzupełniania zawartości czajnika. Dirk chciał spytać chłopca, kim jest, lecz kiedy mu się przyjrzał, nie miał najmniejszych wątpliwości. Jasne było, że chłopiecjest synem nieodżałowanej pamięci Ansteya. Być może jego zachowanie było swoistą reakcją na szok. Może zresztą naprawdę nie wie, co się wydarzyło. A może... Dirk nie miał odwagi nawet pomyśleć do końca. Prawdę mówiąc, nie był w stanie zebrać myśli, kiedy w stojącym za nim telewizorze na zlecenie producenta pasty do zębów próbowano za wszelką cenę wzbudzić w nim strach przed tym, co może dziać się w jego jamie ustnej. - OKoznajmił - nie chciałbym ci przeszkadzać w tych z pewnością trudnych i przykrych dla ciebie chwilach, ale muszę się dowiedzieć, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, że są to dla ciebie chwile trudne i przykre. Nic. Dobra, pomyślał Dirk. Czas na odrobinę uzasadnionej obcesowości