They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Pies to pudel, a puder to pył. Brylantynka? — Dziękuję, nie! — Proszę bardzo. Jak nie, to nie. Jak sobie klient nie życzy, to ja nie nalegam. Jak nie, to nie. Teraz ją wetrzemy… jak nie, to nie… Ale się błyska… Prima sort, calypso de lux… Teraz wyglancujemy… jak lalka! Masaż? — Nie rzeźnik. — Podobny fach. Dobry fach. Prawie jak fryzjer. Golonko? — Wolę giez. Mniej roboty, a waga większa… — Dziękuję. Pan będzie łaskaw się przejrzeć. — Który to? — Ten na wprost szanownego pana. — Nie znam. — Ja też nie. — To co ja zrobię? — Co pan chce. Należy się strzyżonko, woda, puder, koks… — Jaki koks? — A co pan myśli, że ja tutaj pieniędzmi palę? Dalej brylantyna, masaż… — Masarz to ja. — Sam pan mówił, że pan… W sumie… — W sumie… znaleźli zegarek. — Co pan? — Sum pływał, a zegarek chodził… — Daj pan spokój, niedobrze mi się zrobiło od tego pańskiego golenia. — Gdzie moje palto? — Służę uprzejmie panu mecenasowi. — Co mi pan dajesz, to nie moje… — Niestety, innego nie ma… Pewnie podwędzili! — Kto? — Nie wiem. Może złodzieje. Proszę brać, co jest. — A co jest? — Dużo różnych drobiazgów. Piłka weterynaryjna, klaserek, pożywka dla drobiu, uchwyt, trzonek, rączka, grabka, noga — Wicka i szczypawka. — Z powodu zamknięcia bramy nie mam wyjścia, i biorę. — To może jeszcze weźmie pan tę starszą panią. — Trochę mi nieporęcznie. A kto ona jest? — Ona jest moją przyrodnią ciotką. — A na co ona by mi się przydała? — Tego to ja już nie wiem. Ale przeszkadzać też nie będzie. Siedzi stale w kąciku i głaszcze kota syjamskiego. — To jeszcze i kota mam brać? — Musi pan. Oni bez siebie, to jak Romeo i Julia. — Panie! W tym koszyku są dwa koty, a pan mówił, że jeden. — Przecież mówiłem, że syjamski. Widział pan kiedy braci syjamskich pojedynczych? Z kotami podobnie. — Koty są wredne jak psy. — A co masz pan do psów? — Kaganiec. — Z tym to lepiej uważać. Łoriskiego roku u Maruchy, za przesieką, jak wrócił jego Stachulo z Brekley, to od kaganka sfajczyła się strzecha. — Skąd się tam wziął? — Stachulo? — Nie kaganek. — Zbłądził widać. — Stąd? — Co, stąd? — Stąd widać? — Jakbyśmy weszli na stół… — No to nóżki na stół. Hop! — Widzisz co? — Nie, a ty!? — Ty nie zobaczysz. — Dlaczego? — Bo masz zamknięte oczy. — Prawda. Przymknąłem i zapomniałem otworzyć. O! Ale teraz widzę wyraźnie. — Opowiadaj. — Idą. Chyba ze dwóch. — Jak wyglądają? — Jeden przez okno, drugi z dzidą. — A więc jednak Dzidka z nimi. To suka! Puść mnie do niej! — Uspokój się. Poczekaj. — A teraz co robią? — Przystanęli. — A ona? — Usiadła. — To suka… — A teraz — Ruszyli. — A ona…? — Idzie przy tym wyższym. — To suka… — Przestań. Nie warto. O, znowu stanęli… Ten niższy coś do niej mówi. — A ona? — Pomachała ogonem. — To suka… * Była środa, siedemnastego. Imieniny obchodzili, jak zawsze tego dnia, Paczułscy i Lewiccy. Słońce wzeszło na wschodzie, zaszło na zachodzie. Bez zmian. Życie toczyło się dalej. IV. ŻYCIE ŚWIATOWE I TOWARZYSKIE — Jakie mamy plany na dzisiejszy wieczór, mój szeri? — Bardzo bogate i obficie zaopatrzone. Najprzód udamy się na kolację. Pomyślałem o wszystkim. Wykupiłem za odpłatnością odpowiednie bloczki, żeby nam niczego nie zabrakło. Tutaj, proszę ciebie, mak kwitek na zupę grochową z wkładką, a potem bloczek na dwie kanapki z twarogiem, na trzecie będzie klops w sosie rumianym i szampan albański. To na podkład żołądkowy, żebyśmy nie byli przedwcześnie napojeni alkoholem. — Wynika z tego, że spędzimy dzisiejszy wieczór bez fałszywej elegancji. A gdzie rozpoczniemy szał? — Na dworcu i to nie byle jakim, tylko Centralnym. Wykupimy peronówki i niech nas tylko ktoś próbuje zaczepić, to my wtedy… — Nie bój nic. Okażemy peronówki i bynajmniej nie damy się usunąć z peronu. — Świetnie. Obawiam się tylko czy mamy odpowiednie ubrania. — Wszystkie moje garderoby są twoją dyspozycją, kolego mój szczery. Ten frak, na przykład, jak ulał. — I to w niejednym miejscu. — To po dziadku. On w kelnerskim fachu robił. Miał ten frak pamiątkowy na sobie. Jest, owszem, miejscami ulany, ale proszę ciebie, co wtedy za sosy były