They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Możemy przecież wyuczyć się jakiego zawodu, zarobić trochę grosza — dorzucił Kuba — w domu niczego nie wysiedzimy. — A czymże to chciałbyś być, synku? — zapytał ojciec Pawła. — Chciałbym zostać młynarzem. Młynarz ma zawsze chleb i pieniądze. Sami ludzie przynoszą mu do domu. — A ty, Kubolku? — zwrócił się ojciec do średniego. ~ 72 ~ — Ja chciałbym być rzeźnikiem, bo rzeźnik ma zawsze mięso i kiełbasy. Pieniędzy też mu nigdy nie brak. Janka nikt nie pytał, czym chciałby zostać. Tylko matka jakoś tkliwiej spoglądała na niego — i to wszystko. Niedługo po tej rozmowie zabrali się rodzice do przygotowania obydwu synów w drogę, w nieznany i pełen tajemniczego uroku świat, o którym młodzi marzyli od dawna. Kiedy Janek zobaczył te przygotowania, odezwał się głośno: — Ja też chcę we świat. Nie pragnę bogactwa, bo i cóż mi po nim. Ale chciałbym wiele, wiele umieć. Mógłbym przecież i innym pomagać. Nikt go jednak nie słuchał. Więc zaczął sam zbierać po kryjomu niedojedzone i wysuszone resztki chleba i składał je cierpliwie do rowka w stodole. Pewnego wieczoru usłyszał Janek, jak bracia zapewniali rodziców, że powrócą za dwa lata i każdy z nich przywiezie dla matki podarunek od swej narzeczonej. Następnego ranka, kiedy Paweł i Kuba opuścili dom, zarzucił i Janek swój worek na plecy i tak jak stał, w lichym odzieniu, nie zauważony przez nikogo, ruszył za braćmi w świat. Dogonił ich na, skraju lasu. Bracia zatrzymali się zdziwieni. — A ty dokąd ? — zapytał Paweł. — Za wami... w świat — odpowiedział spokojnie Janek. — Czyś do reszty zgłupiał ? W takim odzieniu chcesz iść w świat ? — kpił Kuba. — A któż weźmie na służbę takiego obszarpańca ? Chyba rakarz, i to nie wiem. — Wracaj nazad, chuderlaku! Ino wstyd nam zrobisz między ludźmi — powiedział stanowczo Paweł. — Jeżeli natychmiast nie wrócisz da domu, wsadzimy cię do tego worka, co go niesiesz, i uwiążemy na drzewie. Będziesz wisiał tak długo, aż cię wilki zjedzą. Ruszaj precz! — wrzasnął Kuba i zbliżył się z zaciśniętymi kułakami do Janka. Janek cofnął się kilka kroków. Stojąc patrzył smutnymi oczyma za odchodzącymi braćmi, którzy jeszcze z daleka grozili mu pięściami. Gdy znikli za zakrętem, ruszył lichą drożyną prowadzącą w las. Leśna droga, miejscami piaszczysta, to znowu kamienista, stawała się coraz węższa i coraz lichsza. Wreszcie zgubiła się w gęstwinie. Dalej trzeba było posuwać się steczkami wydeptanymi przez sarny, dziki i jelenie. Janek szedł odważnie naprzód i tylko co jakiś czas , i 73 przystawał, żeby ominąć zwalone przez burze leśne olbrzymy lub chwilę odpocząć. Powoli wyczerpywały się zapasy chleba i Janek musiał dożywiać się leśnymi jagodami, które znajdował na polach. Sypiał na mchu albo na posłaniu z gałęzi. Skoro świt zrywał się i wędrował dalej. Z każdym dniem większy ogarniał go lęk, gdyż puszcza stawała się coraz bardziej tajemnicza i groźna. Jagód w cienistym lesie było teraz mniej. Głód bardziej dokuczał. Ciągnął więc Janek zmęczone nogi, daremnie wypatrując wyjścia z ogromnego boru. Wreszcie osłabł zupełnie. Dowlókł się do zwalonego pnia olbrzymiej sosny i usiadł na nim wyczerpany i bezradny. Tajemnicze cienie rozczapierzonych konarów powalonego przez burzę drzewa olbrzymiały w mroku dogasającego dnia. Zmierzch szybko zapadał. „Przyjdzie mi pewnie tu zostać na zawsze" — pomyślał Janek. Oparł zmęczone plecy o chropowaty konar sosny. Przytulił skołataną głowę do żywicznej kory i zapatrzył się w migocące gwiazdy wypatrując wśród nich dogasającej swojej. Wtem zaszumiało coś w powietrzu i zawisło na gałęzi — tuż nad jego głową. Przeląkł się Janek. Przywarł mocniej do pnia. Natężonym słuchem łowił groźną ciszę. — E, to mi się tylko przewidziało — mruknął do siebie. Nagle podejrzany szelest powtórzył się znowu. Tym razem Janek posłyszał wyraźne wołanie: — Pójdź... Pójdź... Chciał zerwać się z miejsca, ale nie mógł. Strach odebrał mu resztkę sił. Tajemniczy głos odezwał się znowu: — Pójdź... Pójdź... Dźwignął się z trudem. Ciekawość przemogła strach. Przetarł załzawione oczy rękawem, ale nie mógł nic wypatrzyć w ciemności, która zalegała dookoła. Obolałe nogi jakby przyrosły do ziemi. Po chwili z ciemności dobiegł znowu ten sam tajemniczy głos: — Pójdź... pójdź... Patrzy Janek w stronę, skąd dochodzi głos, wytrzeszcza oczy... Ej, co to? Jakieś światełko?! Opierając się o gałęzie i pnie drzew posuwa się wolno w kierunku światła, jak urzeczony. Za chwilę wydostaje się na polanę, gdzie ku swemu ogromnemu zdziwieniu dostrzega maleńką chatkę, z której bije przez okno dziwny blask. Podchodzi więc śmiało bliżej i zagląda do wnętrza. ~ 74 ~ — Niech będzie pochwalony — wyszeptał przyciszonym głosem. Na pozdrowienie nikt nie odpowiada. W izbie nie ma nikogo. Tylko w rogu koło kominka siedzi na atłasowej poduszce maleńka żabka i bystrymi oczkami spogląda na przybyłego. Janek, który bardzo zwierzęta lubił, podszedł ostrożnie, by ją pogłaskać. — Czego sobie życzysz, dobry chłopcze ? — odezwała się niespodzianie ludzkim głosem. Janek z wielkiego zdumienia nie mógł wymówić ani słowa. Wtedy żabka odezwała się znowu: — Powiedz, czego potrzebujesz i po co tu przyszedłeś ? No, siadaj — wskazała na maleńki taboret koło kfcminka. Po chwili Janek opowiedział całą swą historię. — Bracia moi poszli w świat szukać szczęścia — kończył — poszedłem tedy z nimi i ja. Pomyślałem sobie, że choć nazywają mnie głupim, przecie i ja mogę się czegoś nauczyć i znaleźć szczęście. — To dobrze, że tu trafiłeś — odezwała się żabka. — Podobasz mi się. Zostań u mnie na służbie. Jeżeli będziesz pilny i pojętny, możesz się również wielu rzeczy nauczyć. O, widzisz... tam w kącie na stoliku stoi przygotowane jedzenie. Jedz, boś pewnie głodny. 75 Jankowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Jadł, ino mu się uszy trzęsły. Gdy nasycił głód, usiadł znowu na taboreciku i zapytał: — A co ja mam na tej służbie robić? Nie wiem, czy potrafię. — Nie będziesz miał ciężkiej roboty, bo i sił masz niewiele. Obnie-siesz mnie codziennie na tej poduszce po izbie i dookoła mojego gospodarstwa, które rano starannie obrządzisz. — To wszystko ? — zdziwił się Janek. — Na początek wszystko — odpowiedziała żabka. — Musisz jednak być bardzo uważny, dokładnie wykonywać moje polecenia. No i cóż, zgadzasz się? — Oj, zgadzam się! — odrzekł uradowany Janek