Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Dziewczynka natomiast nie została odprowadzona do celi. Nie wróciła już nigdy. W ciągu następnych ośmiu godzin - przynajmniej według Michaela było to osiem godzin, chociaż stracił już prawie całkiem poczucie czasu - Francuz wydał ostatni dech i umarł. Strażnicy przynieśli kolejny bochenek czarnego chleba i pozwolili zanurzyć znowu gąbkę w wiadrze z wodą, ale pozostawili martwych razem z żywymi. Michael spał dużo, odzyskując siły. Rana na udzie zaczynała się zabliźniać, tak samo jak rana nad lewym okiem. To również świadczyło o upływie czasu. Leżał na podłodze celi i naciągał mięśnie, zmuszając krew do krążenia w zesztywniałych kończynach. Zamknął swój umysł przed murami i sufitem celi i skoncentrował się na obrazach zielonego lasu i łąk ciągnących się aż po błękitny horyzont. Poznał rozkład dnia: strażnicy przynosili chleb i wodę raz dziennie, a co trzy dni wiadro mającej uchodzić za zupę szarej mazi, w której Łazaris zanurzał gąbkę. Było to powolne głodzenie na śmierć, ale Michael dokładał starań, żeby zjeść każdą kruszynę chleba, wypić każdą kroplę wody czy mazistej zupy - cokolwiek zdołał pozbierać czy wycisnąć. Zwłoki napuchły i zaczęły cuchnąć rozkładem. "Co zamierza Blok?" - myślał Michael. Być może badał życiorysy pracowników "Reichkronen", usiłując odkryć zdrajcę, którego tam nie było, a może próbował znaleźć nie istniejący aparat fotograficzny i film albo dowodził akcją poszukiwania Chesny. Michael wiedział, że wkrótce znowu zostanie poddany torturom i że będą się odbywać raczej przy użyciu narzędzi niż pięści czy gumowej pałki majora Krolle. Michael nie był pewien, czy zdoła je przetrwać. Postanowił, że kiedy jego kaci znowu przyjdą po niego, to podda się przemianie. Rozerwie gardła tylu z nich, ilu zdąży, zanim posiekają go kulami, i to będzie koniec wszystkiego. Ale co wtedy z "Żelazną Pięścią" i nadchodzącą inwazją? Już dwa razy przynoszono wiadro z brejowatą zupą, a więc był w tej brudnej dziurze od co najmniej siedmiu dni. Dowództwo aliantów musiało zostać ostrzeżone przed "Żelazną Pięścią". Nie wiedział, co to jest, ale był pewien, że jest na tyle groźne, aby alianci musieli odłożyć inwazję. Gdyby lądujący na plażach żołnierze zostali narażeni na kontakt z substancją, która powodowała widziane przez niego na fotografiach okaleczenia, to inwazja skończyłaby się masakrą. Obudził się z niespokojnego snu, w którym wielkie stosy szkieletów w zielonych mundurach leżały na wybrzeżu Francji. Usłyszał odgłos grzmotu. - Ach, posłuchaj tej muzyki! - powiedział Łazaris. - Czyż nie jest piękna? "To nie grzmot - uświadomił sobie Michael. - To odgłos bomb". - Znowu bombardują Berlin, Amerykanie w B-17. - Podniecony Łazaris sapał pośpiesznie. Michael wiedział, że Rosjanin wyobraża sobie samego siebie w powietrzu, w roju ciężkich bombowców. - Wygląda na to, że niektóre bomby spadają bliżej. Zapali się las, to zwykle tak się kończy. W obozie rozległo się wycie syreny alarmowej. Grzmot wybuchów był coraz głośniejszy. Michael czuł drżenie kamiennych ścian celi. - Zrzucają dużo bomb, ale one nigdy nie spadają na obóz. Amerykanie wiedzą, gdzie jesteśmy, no i mają te nowe celowniki. O, to są samoloty, Gałatinow. Gdybyśmy mieli fortece zamiast tych parszywych tupolewów, tobyśmy odrzucili szkopów jeszcze w czterdziestym drugim. Dopiero po chwili Michael zwrócił uwagę na słowa Łazarisa. - Co? - zapytał. - Powiedziałem, że jakbyśmy mieli B-17 zamiast tych cholernych tu... - Nie, powiedziałeś "fortece". - No jasne. B-17. Latająca forteca. Tak je nazywają, bo bardzo trudno je zestrzelić. Ale i tak daliśmy szkopom za swoje. - Przysunął się bliżej do Michaela. - Kiedy niebo jest czyste, to czasami widać walki powietrzne. Oczywiście nie widać samych samolotów, bo są za wysoko, tylko smugi kondensacyjne. Jednego dnia nieźle się wystraszyliśmy, bo nad samym obozem przeleciała forteca z dwoma dymiącymi silnikami. Nie mogła być wyżej niż sto stóp nad ziemią. Rozbiła się z hukiem może jakąś milę stąd. Jakby leciała trochę niżej, to spadłaby nam prosto na głowy. Michael zamyślił się. Latająca forteca. Amerykańskie bombowce dalekiego zasięgu stacjonujące w Anglii. Jankesi malowali swoje bombowce na ciemnooliwkowy kolor. Taki sam kolor miały fragmenty blachy, na których Theo von Frankewitz zaznaczał dziury po pociskach. Blok powiedział: "Nikt nie wie, gdzie jest forteca, tylko ja, doktor Hildebrand i paru innych". Frankewitz wykonywał swoją pracę w hangarze na nieznanym lotnisku. Czyż więc było możliwe, że forteca, o której mówił Blok, to nie budowla, ale bombowiec B-17? I wtedy skojarzył wszystko. - Czy amerykańscy lotnicy nadają nazwy swoim bombowcom? - zapytał. - Tak, malują ich nazwy na kadłubie i zwykle różne inne obrazki. Już ci kiedyś mówiłem, że ich samoloty są wymalowane jak dziwki, ale kiedy już wystartują, to latają jak anioły. - "Żelazna Pięść" - powiedział Michael. - Co? - "Żelazna Pięść" - powtórzył. - To może być nazwa latającej fortecy, prawda? - Zdaje się, że może. A dlaczego pytasz? Michael nie odpowiedział. Myślał o rysunku, który pokazał mu Frankewitz - rysunku żelaznej pięści ściskającej karykaturalną postać Adolfa Hitlera. Żaden zdrowy na umyśle Niemiec nie ośmieliłby się pokazać takiego obrazka. Z pewnością jednak mógłby on dumnie zdobić nos latającej fortecy. - Piękna muzyka - szepnął Łazaris, nasłuchując odgłosu dalekich wybuchów. "Naziści wiedzą, że inwazja się zbliża - myślał Michael