Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Podziwiałam tylko jego ubranie i perukę! Nikt w Warbrooke nie nosił peruki od lat. - Uśmiechnęła się słodko do Alexandra. - Ale ja cię tu zatrzymuję, a ty pewnie jesteś głodny! - Spojrzała wymownie na jego brzuch. - Coś takiego musi mieć stałe zajęcie. Alexander rzucił się jej do gardła, ale Nicholas go powstrzymał. - O, do licha - to prosię ma szpony! - zakpiła Jessica. - Oberwiesz za to, Jessico Taggert - mruknął Alexander pod nosem. - Czym? Ciasteczkami z kremem? Eleanor stanęła przed nim, żeby uciąć tę nasączoną jadem sprzeczkę. - No, Alexandrze, zabieramy cię do domu. A ty - zwróciła się do Nicholasa - zatroszcz się o jego bagaż. Zajmiesz się w domu swoim panem. Ty, Jess, idź przygotować coś do jedzenia. - Tak jest, proszę pani - odpowiedziała posłusznie Jessica. - Cieszę się, że nie należę do rodziny Montgomerych. Mogę nakarmić pół tuzina dzieci, ale to... - Spojrzała na opasły brzuch Alexa. - Idźże już! - rozkazała Eleanor i Jessica ruszyła, pogwizdując i rozprawiając o szarlotkach, które Eleanor była jej winna. Eleanor wzięła Alexa pod rękę, nie wspominając ani słowa o tym, że jest zbyt pijany, żeby iść samodzielnie. Człowiek, którego uznała za służącego Alexa, pozostał w tyle. – Jak mu na imię? - spytała Alexa. - Nicholas - odparł przez zaciśnięte usta, czerwieniejąc ze złości. Eleanor zatrzymała się, wciąż trzymając Alexa pod ramię. - Nicholasie, masz robić, co ci każę. Weź rzeczy pana i chodź za mną. Ale już! Nick stał przez chwilę jak wryty, po czym zmierzył ją od stóp do głów zachwyconym spojrzeniem. Uśmiechnął się leciutko i sięgnął po małą torbę z rzeczami kuzyna, które pożyczyli dla Alexa. - Tak jest, proszę pani - powiedział grzecznie, gdy ich dogonił, a potem posłusznie podążył za nimi, obserwując, jak Eleanor kołysze spódnicą. Sto kilo, jak nic - śmiała się Jessica. Siedziała u jednego końca stołu Taggertów, a Eleanor naprzeciwko niej. Dzielącą je przestrzeń wypełniało siedmioro młodszych Taggertów, rozmaitej postury i w różnym wieku, a także o różnym stopniu zabrudzenia. Każde miało przed sobą drewnianą miskę z gulaszem rybnym i drewnianą łyżkę. Były to bardzo cenne przyrządy, traktowane z szacunkiem należnym najlepszym srebrom. Gulasz był bardzo zwyczajny, bez żadnych przypraw; po prostu ryba długo gotowana w wodzie. Nieliczne jarzyny z ubiegłego roku zostały już zjedzone, a tegoroczne jeszcze nie wyrosły. - Co na to wszystko Sayer? - spytała Jessica; na jej twarzy wciąż błąkał się uśmieszek. Eleanor spiorunowała ją wzrokiem. Pracowała u Montgomerych od czterech lat, a po śmierci matki Alexa, dwa lata temu, została tam gospodynią. Marianna - najstarsza z rodzeństwa Montgomerych, stara panna, która albo z powodu swych potężnych rozmiarów, albo nieprzyjemnych manier nie mogła wyjść za mąż - miała zająć się ojcem inwalidą i wielkim domem. Gdy jednak pojawił się nowy celnik, John Pitman, i zaczął się koło niej kręcić, Marianna zapomniała o wszystkim. Oczywiście ludzie w miasteczku 14 Jude Deveraux - Wybawca starali się ją ostrzec, że chodzi mu tylko o majątek jej ojca, ale naturalnie ich nie słuchała. Już w dwa tygodnie po ślubie zorientowała się, że mieli rację. Musiała teraz dźwigać brzemię odpowiedzialności za liczne kłopoty mieszkańców Warbrooke. Przekazała swe obowiązki domowe Eleanor, a sama spędzała większość czasu w swoim pokoju, zajmując się haftowaniem. Skoro nie mogła zwalczyć zła, które spowodowała, postanowiła się od niego odizolować. - Myślę, że nie powinnyśmy teraz o tym rozmawiać. - Eleanor spojrzała wymownie na dzieci, niby pochylone nad swymi miskami, ale nasłuchujące tak, że aż strzygły uszami. - Pan Montgomery powiedział, że pani Montgomery zawsze rozpuszczała najmłodszego syna, mimo że ją ostrzegał, że coś takiego może się wydarzyć - oświadczył Nathaniel. - Chyba miał na myśli pana Alexa i jego brzuch. Pani Marianna wciąż płakała. Eleanor, kim jest ten Nicholas? Eleanor spojrzała na brata. - Nat, tyle razy ci mówiłam, żebyś nie podsłuchiwał. Miałeś pilnować Sally. - Ja też poszłam - odezwała się Sally. - Schowaliśmy się... Nathaniel zakrył siostrze usta ręką. - Pilnowałem jej, ale chciałem się też czegoś dowiedzieć. No więc, kim jest ten Nicholas? - Myślę, że jest sługą Alexa - odpowiedziała Eleanor. - Ale nie próbuj zmienić tematu. Mówiłam ci setki razy... - Czy nie ma tu gdzieś szarlotki? - spytała Jessica. - Dosyć się już nasłuchałam na temat Alexandra Montgomery'ego. Jest jak stary, tłusty wieloryb wyciągnięty na plażę. Nareszcie pokazuje prawdziwą twarz. Nat, jutro masz wziąć dużą torbę i iść do zatoki nazbierać krabów. - Znowu? - jęknął. - A ty, Henry - zwróciła się do dwunastolatka - pójdziesz zobaczyć, czy jagody już dojrzały. I będziesz musiał wziąć z sobą Sama. Phil i Israel, wy pojedziecie ze mną na wyprawę wzdłuż wybrzeża po opał. - Opał? - zaniepokoiła się Eleanor. - Myślisz, że powinnaś? „Mary Catherine” tego nie udźwignie. Jessica wyprostowała się dumnie, jak zwykle gdy była mowa o jej łodzi. Nic nadzwyczajnego, i pewnie Jahleel Simpson miał rację, mówiąc, że „Mary Catherine” owszem, jeszcze pływa, ale na pewno tego nie lubi. Ale była to jej łódź, jedyna rzecz, jaką miała od ojca oprócz braci i sióstr, którymi musiała się zajmować. I była z niej bardzo dumna. - Możemy pożeglować, a zresztą potrzebujemy pieniędzy. Ktoś musi zapłacić za te jabłka. Eleanor popatrzyła na swoją miskę, w której znajdował się teraz kawałek ciasta z jabłkami. Czasami "pożyczała" coś do jedzenia z kuchni Montgomerych