Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Bardzo chętnie ci przypomnę, To się nie zdarzyło od dnia, w którym zginęła Celina. Ta śmierć odmieniła wszystko, sam musisz przyznać. - Angus podszedł do Reede'a. -Od tamtej pory właściwie ani razu nie rozmawialiśmy ze sobą otwarcie. Wiesz, czego obawiałem się najbardziej? Że ona stanie między tobą a Juniorem. - Zaśmiał się gorzko. -Zrobiła to. Nawet zza grobu. Ta przyjaźń nigdy już nie odżyła. - Celina nie ma nic wspólnego z moją decyzją. Po prostu chcę wiedzieć, co rzeczywiście do mnie należy. Absolutnie. Nie jako część twojego przedsiębiorstwa. - Aha, stosujesz zasady zgrzebnej ekonomii? - Raczej kieruje się zdrowym rozsądkiem. W umyśle Angusa zrodziły się tymczasem nowe argumenty. - Co zrobisz, jeżeli zdecyduję się na wybudowanie własnego lotniska? - Wówczas będziemy konkurentami - odrzekł beznamiętnie Reede. - A ponieważ dochody dla dwóch nie będą wystarczające, umoczymy obaj. - Tyle że ja mogę sobie na to pozwolić. Ty nie. - Nie sprawiłoby ci przyjemności doprowadzenie mnie do bankructwa, stary. Angus odprężył się i roześmiał. - Masz rację, chłopcze. Przecież jesteś jak ktoś z rodziny. - Dobrze powiedziane: jak ktoś z rodziny, ale nie krewny. Junior jest twoim synem. - Rezygnujesz z szansy ze względu na niego? - Pytanie było celne. Angus domyślił się tego po reakcji Reede'a. Szeryf zerknął na zegarek. - Niestety, muszę się zbierać. - Reede! - Angus chwycił go za ramię. - Czy sądzisz, że Junior kiedykolwiek się domyśli, jak dobrego ma przyjaciela? Reede starał się nadać głosowi beztroski ton. - Nie powiemy mu. I bez tego jest dość zarozumiały. Angus wietrzył porażkę, na którą jednak nie chciał się zgodzić. - Nie, nie! Nie zrobisz mi tego, chłopcze. Nie pozwolę. - Nie masz wyboru. - Nie pozwolę ci na odmowę. Będę trzymał twoją stronę - obiecał. Niebieskie oczy połyskiwały zwodniczo. - Wcale nie przeprowadzasz zmian, ponieważ mnie potrzebujesz. Robisz to, bo masz kłopoty z realizacją swoich celów. - Nie tym razem, Reede. Potrzebuję cię. Junior cię potrzebuje. Potrzebuje cię korporacja. - Dlaczego akurat teraz? Dlaczego po tylu latach przyszłość korporacji zależy od mojego powrotu? - Naraz jego twarz przybrała taki wyraz, jakby uprzytomnił sobie przyczynę. - Przestraszyłeś się. - Ja miałbym się przestraszyć? - zapytał Angus, dziwiąc się przesadnie. - Niby czego? Albo kogo? - Alex. Przestraszyłeś się, że zabierze ci cukierek, który chciałeś właśnie odwinąć z papierka. Teraz zbierasz siły, żeby się jej pozbyć. - Razem bylibyśmy silniejsi. - I tak tworzymy jednolity front. - Czyżby? - warknął Angus. - Nie możesz wątpić w moją lojalność. Wiem też, że mogę liczyć na wzajemność. Angus przysunął się do Reede'a. - Do licha, naprawdę chciałbym w to wierzyć. Tylko że pamiętam wyraz twojej twarzy, kiedy przed chwilą tutaj wszedłem - szepnął. - Wyglądałeś, jakby cię ktoś walnął w orzechy, chłopcze. A ona dostała wypieków i była wilgotna wokół ust. Szeryf nic nie odpowiedział. Angus bynajmniej nie spodziewał się, że zaprzeczy albo będzie się tłumaczył. Reede był twardy i Angus między innymi za to go podziwiał. Po chwili stary Minton wyraźnie złagodniał. - Ja także lubię tę dziewczynę. Jest ponętna, ładna jak odznaka szeryfa, a poza tym sprytna, co już może jej nie wyjść na dobre. - Pogroził Reede'owi palcem. - Dlatego uważaj, musisz obserwować, czym się ta panna zajmuje i co zamierza. Chce rzucić nas na kolana, zemścić się za śmierć Celiny. Możesz sobie pozwolić, żeby stracić wszystko, na co ciężko pracowałeś? Ja nie. Co więcej: wcale nie chcę. - Na tym stwierdzeniu poprzestał i wolnym krokiem wyszedł z hangaru. - Gdzie jest mój chłopak?! - zawołał porywczo do barmana. Przez godzinę po opuszczeniu lotniska objeżdżał miejsca, które Junior odwiedzał najczęściej. - Na zapleczu - odrzekł barman, wskazując kciukiem zamknięte drzwi za swoimi plecami. Lokal był obskurna dziuplą, ale grywano tu w pokera o największe stawki w mieście. W pokoju na tyłach o każdej porze dnia i nocy tasowano karty. Wchodząc tam, Angus prawie zderzył się z kelnerką, która wynosiła na tacy smukłe butelki po piwie. Ruszył przez gęsty papierosowy dym w kierunku snopu światła, który padał na okrągły karciany stolik. - Chcę pogadać z Juniorem! - ryknął. Junior siedział z papierosem tkwiącym w kąciku ust. Podniósł głowę, popatrzył na ojca i uśmiechnął się. - Czy to nie może poczekać, aż skończymy rozdanie? Mogę zgarnąć pulę, ponad pięćset dolców. Czuję, że mam dzisiaj fart. - Człowieku, od tej rozmowy zależy, czy nie dostaniesz kopa od życia. Twój fart za chwilę szlag trafi