They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Nie wszyscy z nich, oczywiście. Nie Baal, na przykład. Który odwracał wzrok od spraw publicznych i pisał wiersze o nieodwzajemnionej miłości. Chrupiąc białą rzodkiewkę, dotarł do domu, przeszedłszy pod obdrapanym łukiem w popękanym murze. Znajdowało się tu małe, śmierdzące moczem, zaśmiecone mieszaniną piór, obierków z jarzyn, krwi podwórko. Ani śladu człowieka: tylko muchy, cienie, lęk. W tych czasach trzeba było mieć się na baczności. Zbrodnicza sekta asasynów włóczyła się po mieście. Zamożniejszym obywatelom radzono, by wracali do siebie idąc po przeciwnej stronie ulicy, aby sprawdzić, czy ich dom nie jest obserwowany; jeśli droga była wolna, pędem wbiegali do środka, natychmiast zatrzaskiwali za sobą drzwi, uniemożliwiając czyhającemu przestępcy wdarcie się do wewnątrz. Baal nie zawracał sobie głowy takimi środkami ostrożności. Kiedyś był bogaty, ale było to ćwierć wieku temu. Popyt na satyrę zanikł - powszechny strach przed Mahoundem zniszczył rynek szyderstwa i dowcipu. A wraz z upadkiem kultu zmarłych nastąpił gwałtowny spadek zamówień na epitafia i triumfalne, przesycone słodyczą, ody do zemsty. Czasy w ogóle były ciężkie. Marząc o minionych bankietach, Baal wszedł po rozchwierutanych schodach do swojego pokoiku na górze. Czy ma tu cokolwiek, co można by ukraść? Nie jest wart nawet pchnięcia nożem. Otworzył drzwi i przestąpił próg, kiedy silny cios przewrócił go i posłał z rozkwaszonym nosem pod przeciwległą ścianą. - Nie zabijaj mnie - zaskowytał, nie widząc jeszcze nikogo. - O Boże, nie zabijaj mnie, na litość boską, O. Intruz zamknął drzwi. Baal wiedział, że może sobie teraz krzyczeć na całe gardło, i tak zostaną tu sami, odcięci od świata w tym obojętnym na wszystko pokoju. Nikt nie przyjdzie; on sam, słysząc krzyki sąsiada, zabarykadowałby jedynie drzwi własnym barłogiem. Kaptur płaszcza całkowicie skrywał twarz napastnika. Baal klęczał i trzęsąc się wycierał zakrwawiony nos. - Nie mam pieniędzy - błagał. - Nie mam niczego. - Teraz nieznajomy przemówił: - Jeżeli głodny pies szuka jedzenia, nie zagląda do psiarni. - A następnie, po chwili: - Baal. Niewiele z ciebie zostało. Liczyłem na więcej. O dziwo, w tym momencie, pomimo strachu, Baal poczuł się dotknięty. Czy jest to jakiś zwariowany wielbiciel, który zabije go za to, że jego poezja obniżyła loty? Wciąż dygocąc, spróbował posłużyć się fałszywą skromnością. - Spotkanie z pisarzem zwykle rozczarowuje - podsunął. Tamten zbył uwagę. - Mahound nadchodzi - powiedział. To kategoryczne stwierdzenie przeraziło Baala do głębi. - Co to ma wspólnego ze mną? - krzyknął. - Czego on chce? To było tak dawno temu - całe życie temu - więcej niż całe życie. Czego on chce? Czy przychodzisz od, czy jesteś przysłany przez niego? - Jego pamięć sięga równie daleko jak ramię - powiedział obcy, odrzucając kaptur. - Nie, nie jestem jego posłańcem. Ja i ty jesteśmy ' nieco podobni do siebie. Obydwaj się go boimy. - Znam cię - powiedział Baal. - Tak. - Twoja wymowa. Jesteś cudzoziemcem. - "Rewolucja nosiwodów, imigrantów i niewolników" - zacytował przybysz. - Twoje słowa, - Jesteś tamtym imigrantem - przypomniał sobie Baal. - Pers. Sulejman. - Pers wykrzywił twarz w uśmiechu. - Salman - poprawił. - Nie mądry, lecz skłonny do ugody. - Byłeś jednym z najbliższych jemu - powiedział Baal, zdumiony. - Im bliżej jesteś kuglarza, tym łatwiej poznasz się na jego sztuczkach. A oto, co Gibril wyśnił: W oazie Jasrib zwolennicy nowej wiary, Uległości nie mieli ziemi uprawnej, byli więc biedni. Przez wiele lat jedynym źródłem ich utrzymania był rozbój, napadali karawany bogaczy przybywających do Dżahilijji, lub z niej wyjeżdżających. Mahound nie miał czasu na skrupuły, mówił Salman Baalowi, ani też wyrzutów sumienia z powodu celów czy środków. Wierni żyli z bezprawia, lecz w owych latach Mahound - a może powinno się powiedzieć Archanioł Gibril? - a może Al-Lah? - został opętany obsesją praworządności. Gibril ukazywał się Prorokowi pośród palm oazy i całymi strumieniami tryskały z niego przepisy, przepisy, przepisy, aż w końcu wierni prawie nie mogli znieść perspektywy jakichkolwiek dalszych objawień, mówił Salman, przepisy dotyczące każdego cholernego drobiazgu, jeżeli człowiek pierdnie, niech zwróci twarz ku wiatrowi, przepis mówiący, której ręki używać przy myciu zadka. Wyglądało to tak, jak gdyby żadna dziedzina ludzkiego życia nie mogła pozostać wolna, nie uregulowana przepisami. Objawienie - przemówienie mówiło wiernym, ile mają jeść, jak głęboki powinien być ich sen i które pozycje seksualne otrzymują przyzwolenie Najwyższego, a więc dowiedzieli się, że sodomia i "po bożemu" uzyskały aprobatę archanioła, natomiast w poczet zakazanych zostały zaliczone wszystkie te, w których kobieta bywa na górze. Dalej Gibril wyliczył dozwolone i zabronione tematy rozmów i wymienił te części ciała, po których nie wolno się drapać, bez względu na to, jak by nie swędziało. Postawił veto konsumpcji krewetek, tych dziwacznych stworzeń z innego świata, których żaden członek społeczności wiernych nigdy w życiu na oczy nie widział, oraz zażądał, aby zwierzęta zabijać powoli, przez wykrwawienie, gdyż tylko pełne doświadczenie śmierci pozwala ludziom zrozumieć sens życia, dopiero w momencie ostatecznym rozumieją, że egzystencja jest czymś obiektywnym, a nie rodzajem marzenia sennego. I archanioł Gibril tak szczegółowo określił sposób pochówku zmarłego i podziału jego majątku, że Salman Pers zaczął się zastanawiać, jakiego rodzaju jest to Bóg, skoro tak bardzo przypomina buchaltera