They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Mój Boże, myślał, jeśli będziemy sprytni... a przecież jesteśmy sprytni, będziemy mogli sterować Noble House przez tę młodą dziwkę, która nie ma żadnych zalet prócz dość ładnej buzi, rozkosznych piersi, przejrzałego dziewictwa i pośladków, które obiecują jej mężowi swawolny entuzjazm przez parę miesięcy. Jak, do diaska, udało się jej go usidlić... jeśli to, co mówi, jest prawdą? Jeśli jest... Merde, biedaczysko musiał zwariować, by wybrać tego wycirucha podejrzanego pochodzenia i bez posagu na matkę swych dzieci! Jakie niewiarygodne szczęście dla tej obrzydliwej świni, Richauda, teraz będzie w stanie wykupić wszystkie swoje weksle. - Moje najszczersze gratulacje, mademoiselle. Drzwi otwarły się gwałtownie i do gabinetu wpakował się obładowany pocztą starszawy, pulchny Chińczyk, posłaniec Przedstawicielstwa Francji. Miał na sobie płócienną marynarkę, czarne spodnie i czarną czapeczkę. - Heja, pane, wszysko samo pocą, wszysko jedno! Wywalił listy i pakiety na inkrustowane biurko, zagapił się na dziewczynę i wyszedł beknąwszy. * - Boże, już sami ci obrzydliwie wychowani ludzie to dość, by doprowadzić człowieka do szaleństwa! Tysiąc razy powtarzałem temu kretynowi, żeby najpierw pukał! Przeproszę panią na chwilę. - Vervene szybko przerzucił listy. Dwa od żony, jeden od kochanki, wszystkie ostemplowane dwa i pół miesiąca temu. Założę się, że obie chcą pieniędzy, pomyślał kwaśno. - Ach, cztery listy dla pani, mademoiselle. - Wiele osób przesyłało pocztę pod adres najbliższego przedstawicielstwa. - Trzy z Paryża i jeden z Hongkongu. - Och, dziękuję! - Rozpromieniła się, widząc, że dwa są od Colette, jeden od ciotki i ostatni od ojca. - Jesteśmy tak daleko od domu, prawda? - Paryż to centrum świata, tak, tak. Cóż, myślę, że chciałaby pani zostać 187 na chwilę sama, może pani wykorzystać pokój z drugiej strony holu. Jeśli mi pani wybaczy... - Vervene uśmiechnął się przepraszająco i wskazał gestem zawalone papierami biurko. - Sprawy państwowe. __Oczywiście, dziękuję. I dziękuję za życzenia, ale naprawdę, proszę, ani słowa.- - Wdzięcznie wysunęła się z pokoju, wiedząc, że w ciągu kilku godzin jej rozkoszny sekret, wyszeptany do tysiąca uszu, stanie się powszechnie znany. Może to niemądre? Ależ tak, przecież Malcolm naprawdę mi się oświadczył, prawda? Vervene otworzył swe listy, przejrzał je szybko, zobaczył, że obydwa zawierają prośbę o pieniądze, ale nie ma w nich żadnych złych wieści, odłożył je natychmiast, by przeczytać później, i zaczął układać wiadomość dla Seratar-da __ z tajną kopią dla Andre Poncina - ciesząc się, że będzie zwiastunem dobrych wieści. - Chwileczkę - powiedział sam do siebie cicho - może zasada jaki--ojciec-taka-córka nie zawsze się sprawdza! Bezpieczniej chyba donieść o tym w formie: "Kilka minut temu mademoiselle Angelikue szepnęła mi, że..."; minister będzie mógł sam wyrobić sobie opinię. Z drugiej strony holu, w przyjemnie urządzonej poczekalni, której okna wychodziły na mały ogródek z tyłu domu, usadowiła się Angelikue, złakniona wiadomości. Pierwszy list Colette zawierał mnóstwo nowinek z Paryża - romanse i informacje o ich wspólnych przyjaciołach. Był tak rozkoszny, że przebiegła tylko po nim wzrokiem, wiedząc, iż przeczyta go jeszcze wielokrotnie, a na pewno dziś wieczorem leżąc w wygodnym łóżku, kiedy już będzie się mogła tym wszystkim delektować. Znała i kochała Colette przez większość swego życia - w klasztorze były nierozłączne. Dzieliły się marzeniami, nadziejami i wszystkimi intymnymi problemami. Drugi list przynosił więcej szczegółów i kończył się na sprawach małżeńskich. Colette, również osiemnastoletnia, już rok była zamężna i miała syna. Znowu jestem w ciąży, najdroższa Angelikue, mój mąż jest zachwycony, lecz ja trochę się niepokoję. Jak wiesz, pierwszy raz nie było łatwo, choć doktor zapewnia mnie, że będę dostatecznie silna. Kiedy wrócisz, nie mogę się doczekać... Angelikue wzięła głęboki oddech, wyjrzała przez okno i czekała, aż ucisk zelżeje. Nie możesz pozwolić sobie na to, by się otworzyć, powtarzała sobie bliska łez. Nawet przed Colette. Bądź silna, Angelikue. Bądź ostrożna. Twe życie się zmieniło, zmieniło się wszystko... owszem, lecz tylko na chwilę. Nie daj się złapać nieprzygotowana. Znowu głęboki oddech. Następny list nią wstrząsnął. Ciocia Emma przekazywała okropną wiadomość: jej mąż był zrujnowany. 188 Teraz jesteśmy w nędzy i mój biedny Michel w więzieniu za długi, bez jakichkolwiek widoków na pomoc! Nie mamy do kogo się zwrócić, nie mamy pieniędzy. To okropne, moje dziecko, to koszmar... Biedny, kochany wujek Michel, pomyślała, cicho łkając. Szkoda, że okazał się tak złym inwestorem. - Nie martw się, kochana ciociu i mamo - rzekła głośno, ogarnięta nagłą radością. - Teraz mogę ci się odpłacić za całą twą dobroć. Poproszę Malcolma o pomoc, a on z pewnością... Poczekaj! Czy to byłoby rozsądne? Kiedy to rozważała, otworzyła list swego ojca. Ku jej zdumieniu, koperta zwierała tylko liścik, bez spodziewanego przekazu na pieniądze, o który prosiła. Przywiozła je ze sobą z Paryża i zdeponowała w Victoria Bank - po solennym przyrzeczeniu wujowi, że nie powie nic cioci Emmie i że jej ojciec natychmiast zwróci pożyczkę, gdy tylko Angelikue dotrze do Hongkongu. Ojciec zapewnił ją, że już wszystko zwrócił. Hongkong, 10 września. Cześć, mój Zajączku. Mam nadzieję, że wszystko idzie dobrze i Malcolm cię stawia na piedestale, tak jak ja i cały Hongkong. Chodzą słuchy, że jego ojciec stoi już u wrót śmierci. Będę cię informował na bieżąco. Tymczasem piszę w pośpiechu, ponieważ gdy tylko zacznie się przypływ, udaję się do Makau. Jest okazja zrobienia tam świetnego interesu, tak dobrego, że pozwalam sobie wykorzystać chwilowo w charakterze wkładu pieniądze, które zostawiłaś w depozycie. Zamierzam je zainwestować w twoim imieniu, jako równorzędnego partnera. Następną pocztą będę mógł ci przesłać sumę dziesięć razy większą od tej, o którą prosiłaś, i opowiem ci, jaki wspaniały zysk osiągnęliśmy. Mimo wszystko, musimy pomyśleć o twym posagu, bez którego... wiesz przecież co? Jej oczy odwracały się od liter, w mózgu miała zamęt. O, mój Boże! Czy ma zamiar przegrać wszystko, co w ogóle posiadam? Była prawie druga i McFay czuł znużenie. Żołądek miał pusty, a głowę wypełnioną posępnymi myślami