Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Uważa wprawdzie, że był on jako osobowość i polityk postacią słabą, ale tylko on w postalinowskim kierownictwem zasługiwał rzekomo na szacunek. 64 Miał też Mołotow przypadkowe spotkania. Znany artysta radziecki, Jurij Nikulin, jadąc kiedyś samochodem dostrzegł na chodniku staruszka, którego twarz wydawała mu się znajoma. Podjechał bliżej i poznał Mołotowa. Zaproponował, że odwiezie go do domu. Żegnając się z artystą były premier powiedział: "Wnuki nie uwierzą, że przywiózł mnie do domu sam Jurij Nikulin". Pewnego razu, w połowie lat siedemdziesiątych, spotkał Mołotowa na ulicy pisarz gruziński, K. Buaczidze, który przesiedział wiele lat w więzieniach i obozach jako "wróg ludu". W jednej z nie opublikowanych prac pisał: "Zdarzyło się to mniej więcej przed dziesięcioma laty w Moskwie. Mieszkałem wtedy u brata i często przechodziłem przez Bulwar Twerski. l oto pewnego razu wieczorem rzuciła mi się w oczy gdzieś już widziana, i to wielokrotnie, trochę spłaszczona twarz niewysokiego staruszka, spacerującego w towarzystwie mężczyzny w podeszłym wieku, lecz jeszcze nie starego, który, nawiasem mówiąc, nie mógłby chyba pracować nawet w młodości w ochronie osobistej ze względu na słabowitość. Przyjrzałem mu się nazajutrz i na trzeci dzień. Mój Boże, znam te okulary, ale gdzie ja go widziałem? Może na zdjęciu? Ba, to przecież sam Mołotow, Wiaczesław Michajłowicz, który nosił w młodości piękne nazwisko muzyczne Skriabin. Przez długie lata, i to jakie! był drugim człowiekiem w wielkim państwie, i to po kim! Po wielkim Stalinie! ... l oto ja, obecnie już były, "wróg ludu", a więc i jego osobisty "wróg", choć był on wówczas dla mnie tak odległy i nieosiągalny jak gwiazda polarna, mogę teraz przejść obok niego zupełnie blisko i jeśli pozwoli sumienie, nawet bez przeprosin, jakby niechcący trącić jego szarą marynarkę, na której klapach nie ma już żadnych odznaczeń, jakbyśmy byli równi wśród równych: i on wyborca, i ja wyborca, ale nie wybierani. A był czas, kiedy na kolanach (dosłownie na kolanach, stolika przecież nie było) pisałem do niego (i czy tylko do niego?) z miejsca zesłania. A może by podejść i przedstawić się? Od najmłodszych lat przyzwyczajony odnosić się z szacunkiem do starszych podszedłem bardzo grzecznie, lecz nie bojaźliwie do byłego przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR, podszedłem jak równy do równego. A kiedy się z nim przywitałem, od razu poznał po moim akcencie: 5 - Ludzie Stalina 65 - A, pan jest Gruzinem? Nigdy nie ukrywałem i teraz nie ukrywam, że zawsze odczuwałem słabość do Gruzinów. - Prawdopodobnie z powodu Stalina? - Chyba tak. Po uprzejmych pytaniach o zdrowie: "Pan, Wiaczesławie Michajłowiczu, wiele lat, i to jakich lat! pracował ramię w ramię ze Stalinem, tylko pan miał prawo zwracać się do niego per ty, nazywać go młodzieńczymi imionami - raz Koba, raz Soso. Czy nie nosi się pan z zamiarem napisania o nim prawdziwych wspomnień? Wie pan, dla historii to niezwykle ważne. - No, napisałbym, ale... A kto to wydrukuje?! Słowa "a kto to wydrukuje" Wiaczesław Michajłowicz wypowiedział z takim smutkiem, jak gdyby to nie on (razem ze Stalinem) zaszczepił to w naszym kraju, w naszym życiu, lecz ktoś inny, powiedzmy taki człowiek jak ja, to znaczy wróg ludu, nawet zrehabilitowany"*. Najczęściej jednak moskwianie przechodzili obok Mołotowa obojętnie. Ludzie młodzi po prbstu go nie poznawali, nie widzieli przecież jego portretów w prasie. Starsi mówili potem znajomym: "Wiecie, spotkałem wczoraj Mołotowa. Bardzo stary, ale trzyma się dobrze, l nikt go nie pilnuje". Zdarzało się jednak inaczej. Pewnego razu na Placu Puszkinow-skim podeszła do Mołotowa starsza kobieta i zaczęła obrzucać go głośno obelgami, nazywając zbrodniarzem i mordercą. Mołotow wsunął bez słowa głowę w ramiona i poszedł do domu. Innym razem, w sklepie w Żukowce ustawiła się kolejka po pomidory, w której stanął również Mołotow. Jedna z kobiet wyszła z ogonka mówiąc głośno, że nie będzie stać razem z oprawcą. Mołotow wyszedł ze sklepu bez słowa. W tym samym sklepie spotkała go również pierwsza żona Sołżenicyna, Reszetowska. Sołżenicyn mieszkał wówczas również w Żukowce u Roztropowicza. Zapytał żonę: "l nic mu nie powiedziałaś? Ja bym podszedł i zapytał: "Czy pan Mołotow" A ja jestem Sołżenicyn. Jak pan może żyć na świecie z rękami, z których kapie krew?" Zmarły przed kilkoma laty na emigracji pisarz Anatolij Jakobson spotkał kiedyś, w latach sześćdzie- * K. Buaczidze: Takoje dlinnoje, dlinnoje pismo Wiktoru Astafjewu, rękopis s. 64-65. 66 siątych, Mołotowa i Żemczużynę w pobliżu Bramy Arbackiej. Będąc trochę pod gazem Anatolij krzyknął na całą ulicę: "Jak się miewa twój przyjaciel Ribbentrop?". Mołotow przeszedł obok z kamiennym wyrazem twarzy. Na premierze "Stalowników" w MChAT-cie niektórzy widzowie, ujrzawszy Mołotowa, zaczęli podsuwać mu programy z prośbą o autograf. Mołotow ożywił się. Nagle jedna ze znajdujących się w foyer młodych kobiet krzyknęła: "Co wy robicie!? Przecież to oprawca, wymordował setki ludzi". Obok Mołotowa zrobiło się natychmiast pusto. Spuścił głowę i szybko poszedł w kierunku wyjścia. Pewnego razu, zimą, Mołotow podjechał pod swój dom samochodem i skierował się ostrożnie, aby się nie poślizgnąć, do bramy. Naprzeciwko szło dwóch potężnych mężczyzn. Jeden z nich, Gie-orgij Mienszykow, który spędził około dwudziestu lat w więzieniach i obozach, zdolny inżynier budowlany, poznał Mołotowa i zatrzymał się, "Co, jeszcze pełzasz, wampirze" - zapytał. Wydawałoby się, że w wieku 94 lat Mołotow niczego nie może się już spodziewać. Tymczasem historia zadrwiła z nas raz jeszcze, dowodząc jak żywotne są siły dogmatyzmu i stalinizmu w kraju. W końcu 1964 r., to znaczy po plenum październikowym KC KPZR, Mołotow napisał prośbę do Aleksieja Kosygina i Leonida Breżniewa o przywrócenie mu praw członka partii. Takich próśb od ludzi "pokrzywdzonych" za czasów Chruszczowa było wiele, lecz prawie wszystkie, łącznie z jego podaniem, zostały oddalone. Po kilku latach Mołotow powtórzył prośbę. Było to pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy prasa przygotowywała społeczeństwo do rehabilitacji Stalina i jego nazwisko, a niekiedy też nazwisko Mołotowa, zaczęły się pojawiać na łamach gazet i czasopism. Do rehabilitacji jednak nie doszło i podanie Mołotowa znów zostało oddalone. Nie wiemy, ile razy ponawiał prośbę, czynił to jednak wielokrotnie. Na początku 1984 r