They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Podpaliwszy ściany ula, nadtopił jego strukturę, wypalił dziury w powierzchni i obniżył swój poziom umysłowy do poziomu glisty. Brwi drżały mu z wysiłku, kiedy wysyłał skoncentrowane fale mentalne, sugerujące, że właśnie tu, dokładnie w miejscu, gdzie siedzi Dżi-had, znajduje się największa kupa wilgotnych, ciepłych, nadgniłych liści - taka, za którą każda szanująca się dżdżownica dałaby sobie obciąć ulubiony segment ciała. Trwał w tym stanie przez kilka godzin, bez żadnych zakłóceń nadając strumień myśli na jednej i tej samej częstotliwości. Jak na pierwszą próbę z telewpływaniem szło mu doskonale. Nawet starzy mistrzowie, mający najwyższą ostrość myśli i najlepiej panujący nad synapsami, byliby dumni z triumfu jego woli. Ale po trzech godzinach głębokiej koncentracji Dżi-had otworzył oczy i rozejrzał się po podłodze wokół siebie, wypatrując zmian. Miał nadzieję znaleźć skrawek pergaminu, jakiś klucz, mapę z napisem „Jesteś tutaj” i krzyżykiem oznaczającym miejsce pobytu Ryngrafa. Nic z tego. Mlasnął, popatrzył krzywo na ilustrację w podręczniku, przedstawiającą dżdżownicę, która wystawiała z ciekawością łepek z dziury w ziemi, i raz jeszcze skonstatował, że obszar wokół niego jest całkowicie wolny od glist, toteż z wyszukanym przekleństwem cisnął książką o ścianę. To wszystko zaszło już za daleko. Żart żartem, ale jeśli od tego dowcipu zależy czternaście lat służby w WOP-ie, i jeżeli fundamenty egzystencji, Prawda, Sprawiedliwość i Cranachański Sposób Życia, podkopywane są poprzez wypuszczanie na wolność podżegaczy wojennych, sprawa robi się poważna. Szlam Dżi-had zagryzł wargi i cicho warknął. Wstał, obrócił się na pięcie i gniewnym krokiem opuścił kaplicę. Zawziętość i determinacja wzięły w nim górę nad poczuciem klęski. Nadszedł czas, by Tojad wyjawił mu prawdę. Dwanaście i pół cala pod gwałtownie tracącym ciepłotę miejscem, gdzie przed chwilą siedział Dżi-had, piętnaście tysięcy zaślinionych dżdżownic, od jednocalowych aż po długie na stopę, usiłowało wwiercić się w fundamenty kaplicy. Dobrze wiedziały, że dokładnie nad ich główkami znajduje się największa sterta pysznych, zgniłych liści, jaką kiedykolwiek będą miały szansę wepchnąć sobie do otworów gębowych. * * * Wielce Wielebny Hipokryt III wiercił się niespokojnie pod starym kadłubem okupowanego przez strajkujących promu, obserwując złowieszcze nurty Flegetonu. Podniósł leżący na ziemi kamyk i z bezsilną złością cisnął go do rzeki. Kamyk odbił się raz od powierzchni i zatonął w chmurze pary. Zdecydowanie nie takiego końca oczekiwał, wstępując do seminarium. Mówiąc szczerze, gdyby ktoś kiedyś zasugerował mu, że po śmierci wyląduje w Hadesji jako nielegalny imigrant i będzie na lewo i prawo opętywał ludzi w celu uratowania świata, Hipokryt bez wątpienia zaśmiałby się temu komuś w twarz. Nie takie są oczekiwania duchownych od życia po życiu. Wielebny prawdopodobnie nie przyznałby się, nawet przed sobą, że tak naprawdę cieszy go możliwość opętywania ludzi. Może nie jest to sztuczka, którą można by zrobić furorę na przyjęciu u Papy, ale ma swoje zalety. Opętania to zło konieczne, doszedł do wniosku Hipokryt. Jak inaczej mógłby ostrzec mieszkańców powierzchni przed niebezpieczeństwem ze strony PKiN? Wrzucił jeszcze jeden kamień do Flegetonu i nagle zrozumiał, że wcale nie jest szczęśliwy. Powinien być, ale nie był. Do jego umysłu zakradło się podejrzenie, że utrata kontaktu z Tojadem w jakże brutalny i nieprzyjemnie powietrzny sposób nie była najlepszą metodą ostrzeżenia ich wszystkich przed nadchodzącym zagrożeniem. Nie miał wyboru. Zdecydowanie musi spróbować jeszcze raz. Tylko z kim? Próbował już z córką drwala, nimfomanką i komandorem Czarnej Straży - i co mu to dało? Do problemu należało podejść od innej strony. Potrzebował kogoś, kogo głos trafi do grupy oddanych zwolenników, kogoś o wiele bardziej entuzjastycznego, a przede wszystkim kogoś, kto jest przynajmniej odrobinę stuknięty. Od tej chwili miał tylko jeden dylemat. Kto to mógłby być? Nasadził sobie wyszywaną złotem piuskę na głowę i po raz trzydziesty w ciągu pół godziny spróbował nawiązać kontakt z kimś, kto mógłby być chociaż odrobinę pożyteczny