They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Dwie kości palców pokryte czarnymi symbolami, kosmyk włosów i kawałek pergaminu. Talisman spojrzał na to z rozczarowaniem. – Myślałem, że znalazłeś oczy Alchazzara. Sieben podniósł pergamin i spróbował go odwinąć, lecz zwój łamał mu się w palcach. – Co to takiego? – zapytał. – To leki szamana. Kostki palców są używane do przepowiadania, a ten kosmyk włosów należy do jego największego wroga. Pergamin? Nie mam pojęcia. – Dlaczego ktoś to tutaj umieścił? – Nie wiem – warknął Talisman. Sieben pochylił się i podniósł kostki. Świat zawirował. Poeta krzyknął i pochłonął go mrok... Zaskoczony jego nagłym omdleniem, Talisman przyklęknął nad nieruchomym ciałem jasnowłosego Drenaja i wskazującym palcem nacisnął tętnicę szyjną. Serce biło, ale niewiarygodnie wolno. Chwycił Siebena za ramiona i mocno nim potrząsnął, ale bez skutku. Wstał i wybiegł ze świątyni. Gorkai siedział pod murem, ostrząc miecz osełką. – Zawołaj tu Nostę Khana i drenajskiego rębacza – rozkazał Talisman i wrócił do nieprzytomnego Siebena. Druss przybiegł pierwszy. – Co się stało? – zapytał, klękając obok przyjaciela. – Rozmawialiśmy i nagle upadł. Czy on miewa takie ataki? – Nie. – Druss cicho zaklął. – Serce ledwie mu bije. Talisman spojrzał na wojownika i ujrzał lęk na jego szerokiej, brodatej twarzy. Przybył Nosta Khan i bystrymi żółtymi oczkami natychmiast dostrzegł zwisającą metalową płytkę. – Oczy...? – zaczął. – Nie – rzekł Talisman i opowiedział mu, co zaszło. – Ty głupcze! – syknął Nosta Khan. – Powinieneś był mnie wezwać. – To tylko woreczek z lekami. Nie było w nim klejnotów – odparł Talisman, czując, jak budzi się w nim gniew. – To woreczek z lekami szamana – warknął Nosta Khan. – Rzucono nań klątwę. – Ja też go dotknąłem i nic mi się nie stało – upierał się Talisman. Mały szaman przyklęknął nad Siebenem i rozwarł palce jego prawej ręki. Poeta trzymał w niej kostki, które teraz były zupełnie białe. Czarne symbole przeniosły się na skórę dłoni Siebena. – Woreczek pękł – odgadł szaman – i to nie ty podniosłeś wróżebne kości. Druss wstał i spojrzał na Nostę Khana. – Nie obchodzi mnie, czyja to wina – oznajmił złowieszczo spokojnym głosem, z groźnym błyskiem w oku. – Masz go sprowadzić z powrotem. Natychmiast! Wyczuwając niebezpieczeństwo, Nosta Khan spojrzał w zimne oczy rębacza i na moment ogarnął go przeraźliwy strach. Oparł dłoń o pierś Drenaja i wyszeptał dwa słowa zaklęcia. Druss zdrętwiał i jęknął. To było bardzo stare zaklęcie, skuwające ofiarę kajdanami potwornego cierpienia. Każda próba poruszenia się wywołałaby okropny ból i natychmiastową utratę przytomności. Teraz, pomyślał triumfalnie Nosta Khan, ten gajin poczuje moc Nadira! Już miał coś powiedzieć, gdy nagle Drenaj wydał głuchy, gardłowy pomruk. Oczy rozbłysły mu jak wilcze ślepia, błyskawicznie wyciągnął rękę i chwyciwszy ogromnymi Paluchami Nostę Khana za gardło, uniósł go w powietrze. Mały człowieczek bezradnie wierzgał nogami, gdy Druss wycedził Przez zaciśnięte z bólu zęby: – Zdejmij... zaklęcie... człowieczku... albo... skręcę ci... kark! Talisman wyrwał zza pasa nóż i skoczył na pomoc szamanowi. – Jeszcze krok i on zginie – ostrzegł go Drenaj. Nosta Khan zacharczał i zdołał wypowiedzieć trzy słowa w jakimś nie znanym Drussowi i Talismanowi języku. Ból dręczący Drussa ustąpił. Drenaj puścił szamana i dźgnął go palcem w pierś. – Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, ty paskudny karle, zabiję cię! Talisman ujrzał zdumienie i lęk na twarzy Nosty Khana. – Jesteśmy przyjaciółmi – przypomniał łagodnie, chowając nóż do pochwy i stając między Nostą Khanem a groźnie pochylonym Drussem. – Lepiej pomyślmy, co należy zrobić. Nosta Khan masował posiniaczoną szyję. Był tak zdumiony, że ledwie zdołał zebrać myśli. Zaklęcie podziałało, był tego pewny. To niemożliwe, żeby śmiertelnik zdołał znieść taki ból. Widząc, że tamci dwaj czekają, aż coś powie, szaman z trudem skupił się, podniósł białe kostki i mocno ścisnął je w dłoni. – Jego dusza została porwana – rzekł ochrypłym głosem. – Ten woreczek z lekami należał do renegata Shaoshada. To on był tym szamanem, który ukradł oczy Alchazzara, niech jego dusza będzie przeklęta na zawsze i płonie w tysiącu ognisk! – Dlaczego miałby ukrywać je tutaj? – dziwił się Talisman. – Jaki to miałoby sens? – Nie wiem. Zobaczmy jednak, czy uda nam się odwrócić działanie zaklęcia. Ujął bezwładną dłoń Siebena i zaczął nucić. Sieben spadał całą wieczność, wirując i koziołkując, a potem nagle się ocknął. Leżał przy ognisku, rozpalonym w kamiennym kręgu. Naprzeciwko niego siedział jakiś starzec