Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nie chce się przyznać do tego aspektu własnej osobowości, który uważa pan za odrażający. Wolałby pan nie wiedzieć, jakiego oprogramowania używał tamtej nocy w Jack It Up na wypadek, gdyby okazało się bardziej odrażające, niż dotąd pan sobie wyobrażał. Jest pan zmuszony spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że chciałby pan dochodzić w twarz swojej żony, ale nawet brzydzi się pan taką myślą. – Nie musimy wracać do tamtej rozmowy – sztywno stwierdził Bancroft. Wyprostował palce. – Przypuszczam, że zdaje pan sobie sprawę, że ktoś, kto ma dostęp do moich zdjęć, z łatwością mógłby sfałszować to nagranie. – Tak, wiem o tym. – Dokładnie czterdzieści osiem godzin wcześniej przyglądałem się, jak robi to Irene Elliott. „Z łatwością” to nie było odpowiednie określenie. Po akcji z wirusem przypominało to trochę sytuację, jakby prosić koncertową tancerkę totalnego teatru ciała o bis z ćwiczeniami rozciągającymi. Nawet nie zdążyłem wypalić papierosa, zanim skończyła. – Ale czemu ktoś miałby to robić? Oczywiście, ktoś, kto chciałby mnie zmylić, zgoda, ale najpierw musielibyśmy założyć, że przewidziałby moją wizytę w okolicach starożytnego supermarketu w Richmond. Panie Bancroft, niech pan będzie poważny. Sam fakt, że w ogóle tam trafiłem, świadczy o autentyczności tych zdjęć. Zresztą, nagranie nie stanowi podstawy do żadnych oskarżeń. Potwierdza tylko to, czego wcześniej się dowiedziałem, a mianowicie, że zabił się pan, aby zapobiec zakażeniu wirusowemu zdalnej kopii. – To zdumiewający skok po zaledwie sześciu dniach śledztwa. – O to proszę mieć pretensje do Ortegi – rzuciłem swobodnie, choć zaczynała mnie niepokoić jego podejrzliwość wobec nieprzyjemnych faktów. Nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał go aż tak przekonywać. – To ona pchnęła mnie na właściwy tor. Od początku nie chciała kupić teorii morderstwa. Wciąż mi powtarzała, że jest pan zbyt twardym i sprytnym sukinsynem, żeby pozwolić się komuś zabić. Cytat, koniec cytatu. A to przypomniało mi konwersację, którą odbyliśmy tu przed tygodniem. Powiedział pan, że nie należy do ludzi, którzy targnęliby się na własne życie, a nawet gdyby, nie spartaczyłby pan tego w taki sposób. Emisariusze mają pamięć absolutną, to dokładnie pańskie słowa. Umilkłem i odstawiłem szklankę, szukając sposobu, by gładko przejść do fałszu, kryjącego się zawsze tuż pod powierzchnią prawdy. – Przez cały ten czas pracowałem, opierając się na założeniu, że nie pociągnął pan za spust, ponieważ nie należy pan do ludzi, którzy popełniliby samobójstwo. Z powodu tego założenia ignorowałem przeczące tej teorii dowody. Supergęstą sieć ochrony, brak jakichkolwiek śladów obcego, zamek pańskiego sejfu otwierany odciskiem dłoni. – Byli jeszcze Kadmin i Ortega. – Tak, to nie pomagało. Ale wyjaśniłem już udział Ortegi, a Kadmin, cóż, do Kadmina dojdę za chwilę. Ważne jest to, że dopóki traktowałem pańską śmierć jak morderstwo, nie mogłem posunąć się ani o krok dalej. Potem pomyślałem, że wydarzenia mogły potoczyć się inaczej i że spalił pan swój stos nie po to, by umrzeć, ale z jakiegoś innego powodu. Kiedy już raz pozwoliłem sobie na takie podejrzenie, reszta poszła gładko. Z jakich powodów mógłby pan chcieć to zrobić? Niełatwo przystawić sobie pistolet do głowy. To wymaga demonicznej wręcz siły woli. Nie ma znaczenia, że podświadomie i tak pan wiedział, że zostanie powtórnie upowłokowiony z nieuszkodzonym umysłem. Liczyła się chwila, w której dotarła do pana myśl, że ktoś, kim pan był, zginie. Założyłem więc, że by pociągnąć za spust, musiał pan być zdesperowany. – Uśmiechnąłem się lekko – Groziło panu jakieś śmiertelne niebezpieczeństwo. Opierając się na tym założeniu, dość szybko doszedłem do scenariusza z wirusem. Wtedy zostało mi już tylko wyjaśnić, jak i gdzie się pan zaraził. Słysząc te słowa, Bancroft poruszył się niespokojnie. Ogarnęła mnie fala ulgi. Wirus! Nawet Maci bali się niewidocznego niszczyciela, bo nawet oni, ze swoimi zdalnymi kopiami i klonami, nie byli odporni. Atak wirusowy! Zniszczony stos! Bancroft został wytrącony z równowagi. – Cóż – ciągnąłem. – Praktycznie nie można wprowadzić struktury tak skomplikowanej jak wirus do niepodłączonego celu, a to oznaczało, że sam pan musiał gdzieś się podpiąć