They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Tyś mądry, dzielny... — A tyś aż taki głupi? — odezwał się Konopka drwiąco. — Sam sobie nie możesz dać rady? No, ale gadaj wreszcie, o co chodzi? — zaciekawił się. Diabeł aż koziołka fiknął z radości, złapał chłopa za rękaw, uciszył głos i do ucha mu szepce: — Widzisz tę babę? Żebyś ty wiedział, co to za udręka! Ale już taki z nią układ zawarłem, żs służyć mam jej wiernie, póki chodzi ~ 198 I po tej ziemi — diabeł aż się zadyszał z pośpiechu. — Dziś już za późno, zaraz kur zapieje, to muszę do piekła wracać. Ale jutro, posłuchaj: wykopiesz na skraju góry głęboki, głęboki dół i gdy dojadę tam z babą, wywrócę ją, a ty dół przysypiesz i... po wszystkim. — Hej, diable! Toś wymyślił! — krzyknął ze zgrozą chłop. — Ale nic z tego! — Ciiicho! — zasyczał diabeł. — Baba słucha! Baba nie tyle słuchała, ile zmarzła siedząc na taczkach, a i nudno było tak samej. Toteż jak wrzaśnie na diabła: — A bodajże cię Lucyper sieczką wypchał! A bodajże ci świński ogon przyrósł! A przyjdziesz tu zaraz! Głos miała donośny, przenikliwy. Konopka struchlał. Oczy i gębę tylko szeroko ze zdumienia rozwarł. Toć znał ten głos skrzeczący, poznałby go wśród tysięcy! Toć to jego stara! Ta sama, co go ograbiła do szczętu, wymęczyła, wymaltreto-wała i w końcu uciekła z pustej chaty. Przypomniała mu się jak żywa ta złośnica, ta latawica, ta czarownica — jak w głębi duszy o niej myślał. Przypomniało mu się, jak to bez litości przepędziła i zziębniętą sierotę, którą do domu przygarnął, i starca kulawego, co prosił o łyk wody... I tego parobka, którego omal na śmierć nie zatłukła, gdy jej się zbyt nisko nie pokłonił, i tych sąsiadów, którym chwili spokoju nie dawała, aż im życie brzydło. Po dziś dzień pamiętają jej awantury, a niektórzy i sińce, i zadrapania od jej pazurów wściekłych. Taka to piekielnica była. Ale niedoczekanie jej! Złość go ogarnęła. — A co za to dasz, gdy ci pomogę? — pyta czarta. — Za darmo pracować nie wypada. Głupi jesteś, ale pewnoś bogaty. — Mylisz się, bracie — cicho skamląc odpowiada diabeł. — Ja nie taki bogaty. Ale mimo to pomogę ci dorobić się wielkiego bogactwa. Jutro opowiem ci wszystko. Dziś baba nie daje spokoju, toć słyszysz, jak się drze, muszę iść. Czarownica istotnie na dobre się rozsierdziła, aż diabeł dopadł taczki i z dziką furią biegać zaczął po górze. Konopka tymczasem usiadł przy drodze, przyglądał się tej dziwacznej parze, a im więcej wspominał, tym większy go gniew na babę ogarniał. Wkrótce niebo na horyzoncie zaczęło jaśnieć. W pobliskiej wiosce zapiał kur. Jeden, potem drugi. ~ 199 ~ Chłopa ciarki obeszły. Znikł gdzieś ze wzgórza diabeł z taczkami i czarownicą... Przez cały następny dzień Konopka chodził wpółprzytomny. Ciągłe myślał o swojej nocnej przygodzie, zastanawiał się, czy to był sen, czy jawa. Wtem coś za nim zaszeleściło. — Poznajesz mnie? — rzecze pokornie diabeł. — To ja, umówiliśmy się przecież dzisiejszej nocy. Musimy się naradzić. Powiem ci, co trzeba zrobić... « — To już wiem, mówiłeś. Teraz mów, co za to dasz. — Posłuchaj — na to diabeł — pójdę do zamku w Węgorzewie i tak będę straszył, że szczury pouciekają. Ty zgłosisz się wtedy do rządcy, powiesz, że diabła wypędzisz, ale zażądasz za to sto talarów. Ja wtedy ucieknę z Węgorzewa i pójdę do Sztynortu. Ty i tam się zgłosisz, a za wypędzenie mnie już dwieście talarów zażądasz. Na tym koniec naszej współpracy i kwita. Więcej mi w drogę nie wchodź. Bo jak jeszcze raz mnie zaczepisz, dusza twoja do mnie należeć będzie na wieki. Pamiętaj! I grożąc chłopu palcem, znikł w pobliskich zaroślach. Konopce propozycja diabła niezmiernie przypadła do gustu. Wieczorem zabrał łopatę i poszedł na umówione miejsce. Wykopał głęboki, głęboki dół, potem schował się w najbliższy krzak. Była ciemna noc. Księżyc tylko od czasu do czasu wyglądał zza gęstych chmur, a silny wiatr hulał po mazurskiej ziemi, zrywając ostatnie pożółkłe liście z drzew i krzewów. Chłop, przykucnięty pod krzakiem, drżał z zimna, a może i ze strachu? Siedział i czekał na diabła — a tu nic, tylko pusta noc. Jedynym towarzyszem był mu zawodzący wiatr. Już zamierzał wracać do domu, gdy nagle z góry z iście diabelskim chichotem bies z czarownicą leci. Dobiegłszy do dołu z przeraźliwym śmiechem przewrócił taczkę, babę wrzucił w głąb i fikając koziołka zniknął w pobliskim lasku- Niedługo potem w zamku węgorzewskim zaczęły dziać się straszne rzeczy: drzwi same się otwierały i zamykały z trzaskiem, w kominie słychać było wycie i przeraźliwy chichot. Rycerze w misach zamiast jadła znajdowali krew, a krzesła, z siedzącymi nań gośćmi, wirowały po salach jak szalona. 200 ~ Konopka zgłosił się do zamku i oświadczył, że za cenę stu talarów gotów jest złe odpędzić. Rzeczywiście nie upłynęło dwa dni, a diabeł opuścił zamek; jeno nie drzwiami. Wydarł dziurę w murze i tą dziurą, rycząc, wyleciał na świat. Chłop otrzymał sto talarów, w dodatku na własność dzierżawioną karczmę z przyległą włóką ziemi. W kilka dni potem strach ogarnął ludzi w Sztynorcie. W zamku diabeł wyprawiał niesamowite harce. Gdy tylko zegar wybijał północ, po komnatach rozlegał się brzęk łańcuchów, szczęk broni, jęki ludzkie. Obiecano wysoką nagrodę temu, kto wypędzi diabła i zażegna strachy. Konopka i tu się zgłosił jako wybawca. I tu wrócił ład i spokój, a chłop otrzymał w nagrodę dwieście talarów w złocie. Powiększył swoje gospodarstwo, zakupił bydła, postawił nową szopę, a i żonę sobie wziął robotną i wesołą. Spokojnie i bez trudu myślał swój żywot zakończyć. Ale nie znał diabła. Ten nie mógł darować, że tak tanim kosztem zrezygnował z duszy ludzkiej. Bo i cóż z tego, że pozbył się czarownicy — przecież jego zadaniem było chwytanie dusz. A ten Mazur taki chciwy był na grosz — może by jeszcze raz skusić chłopa?... Po pewnym czasie na Mazury doszła wieść, że w zamku berlińskim straszy. Wyznaczono wielką nagrodę temu, kto potrafi wypędzić diabła. Dla Konopki zaczęło się istne utrapienie. Sąsiedzi, jak to sąsiedzi: jedni doradzali wyjazd do Berlina, drudzy odradzali. Gorzej było z białka. Kobieta zasmakowała dobrobytu, od rana do wieczora jęła chłopa prosić i molestować, by jechał do Berlina. Wierzyła w swej naiwności, że mąż jej tak mocny jest, że zawsze zło pokonać potrafi, a o diabelskich układach nic nie wiedziała. Wreszcie pan ze Sztynortu, chcąc się królowi przypodobać, pewnego dnia zajechał karetą przed karczmę, kazał Konopce w drogę się szykować do dalekiego Berlina