Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
.. - Chandimowie i Stra¿nicy uciekli, Ce'Nedro, lecz nie mo¿emy byæ pewni, jak daleko odeszli. S¹ równie¿ Ogary. Chodzenie po lesie w nocy, kiedy nie widzimy, co kryje siê za najbli¿szym drzewem, by³oby du¿ym b³êdem. - To prawda, Ce'Nedro - powiedzia³a Velvet. - Przeœpijmy siê trochê i wyruszymy z pierwszym brzaskiem. Ma³a królowa westchnê³a. - Chyba macie racjê - przyzna³a. - Chodzi³o mi o to, ¿e... - Zandramas nie mo¿e mi uciec, Ce'Nedro - zapewni³ j¹ Garion. - Klejnot wie, którêdy posz³a. Wyszli za Silkiem z sali tronowej i skierowali siê wzd³u¿ zaplamionego krwi¹ korytarza. Garion stara³ siê jak móg³, by zakryæ wzrok Ce'Nedry przed widokiem okaleczonych cia³ Stra¿ników i Karandów, których zabi³ pêdz¹c rozszala³y do sali tronowej Toraka. Mniej wiêcej w po³owie korytarza Silk otworzy³ jakieœ drzwi i podniós³ pochodniê, któr¹ wyj¹³ z jednego z ¿elaznych pierœcieni wystaj¹cych ze œciany. - To najlepsze co mog³em znaleŸæ - odezwa³ siê do Polgary. - Przynajmniej ktoœ wysili³ siê, ¿eby tu posprz¹taæ. Rozejrza³a siê doko³a. Pokój wygl¹dem swym przypomina³ raczej wojskow¹ kwaterê. Przy œcianach sta³y ³ó¿ka, a na œrodku d³ugi stó³ z ³awami po bokach. W odleg³ym koñcu ujrzeli kominek z ¿arz¹cymi siê wêglami. - Mo¿e byæ - uzna³a. - Lepiej pójdê zaj¹æ siê koñmi - stwierdzi³ Durnik. - Czy jest tu gdzieœ stajnia? - Jest na koñcu dziedziñca - powiedzia³ Beldin - a Stra¿nicy prawdopodobnie zgromadzili zapasy dla swoich wierzchowców. - Dobrze - powiedzia³ Durnik. - Czy móg³byœ przynieœæ juki i paczki z naczyniami i zapasami? - spyta³a Polgara. - Oczywiœcie - odpar³ i wyszed³ w towarzystwie Totha i Erionda. - Nagle poczu³em siê tak zmêczony, ¿e ledwo stojê na nogach - mrukn¹³ Garion opadaj¹c na ³awê. - Wcale siê nie dziwiê - chrz¹kn¹³ Beldin. - Mia³eœ pracowity wieczór. - Czy idziesz z nimi? - spyta³ Belgarath. - Myœlê, ¿e nie - odpar³ Beldin rozci¹gaj¹c siê na ³awie. - Chcê dowiedzieæ siê, gdzie Nahaz zabra³ Urvona. - Bêdziesz w stanie pod¹¿yæ jego œladem? - O tak. - Beldin popuka³ siê po nosie. - Czujê demona nawet po szeœciu dniach. Wytropiê Nahaza niczym pies myœliwski. Nie zabawiê zbyt d³ugo. Pod¹¿ajcie za Zandramas, a ja do³¹czê do was gdzieœ po drodze. - Garbus podrapa³ siê po brodzie w zadumie. - Myœlê, ¿e mo¿emy byæ pewni, ¿e Nahaz bêdzie mia³ ca³y czas Urvona na oku. Mimo wszystko Urvon jest, czy raczej by³, Uczniem Toraka. Bardzo go nienawidzê, lecz muszê przyznaæ, ¿e ma niezwykle silny umys³. Nahaz musi rozmawiaæ z nim prawie nieprzerwanie, ¿eby nie powróci³ do zdrowych zmys³ów, a wiêc jeœli nasz w³adca demonów uda³ siê do Darshivy, niew¹tpliwie zabra³ ze sob¹ Urvona. - Dbaj o siebie. - Nie rozczulaj siê nade mn¹, Belgaracie. Zostaw mi tylko jakiœ œlad, za którym bêdê móg³ pod¹¿yæ. Nie chcê przeszukiwaæ potem ca³ej Mallorei. Sadi powróci³ z sali tronowej ze skórzan¹ sakw¹ w jednej rêce i ma³¹ butelk¹ Zith w drugiej. - Nadal jest bardzo rozdra¿niona - powiedzia³ do Velvet. - Nie docenia tego, ¿e zosta³a u¿yta jako broñ. - Mówi³am ci, ¿e j¹ przeproszê, Sadi - odpar³a. - Wyjaœniê jej wszystko. Jestem pewna, ¿e zrozumie. Silk patrzy³ na jasnow³os¹ dziewczynê z dziwnym wyrazem twarzy. - Powiedz mi - rzek³ do niej. - Czy nie obawia³aœ siê, wk³adaj¹c j¹ po raz pierwszy za stanik? Rozeœmia³a siê. - Szczerze mówi¹c, ksi¹¿ê Kheldarze, za pierwszym razem jedyne, co mog³am zrobiæ, to powstrzymaæ siê od krzyku. Rozdzia³ XX Nazajutrz o pierwszym brzasku, który nie wydawa³ siê niczym wiêcej jak jaœniejszym nocnym niebem z sun¹cymi gêstymi chmurami pêdzonymi ch³odnym górskim wiatrem, powróci³ Silk wchodz¹c cicho do komnaty. - Obserwuj¹ zamek - oznajmi³. - Ilu ich jest? - spyta³ Belgarath. - Widzia³em jednego. Lecz s¹dzê, ¿e nie jest sam. - Gdzie go widzia³eœ? Silk uœmiechn¹³ siê z³owieszczo. - Ogl¹da niebo. Przynajmniej sprawia takie wra¿enie. Ma otwarte oczy i le¿y na plecach. - W³o¿y³ rêkê za cholewkê wysokiego buta i wyci¹gn¹³ jeden ze sztyletów. Z ¿a³oœci¹ popatrzy³ na jeszcze do niedawna ostre ostrze. - Czy wiecie, jak ciê¿ko przebiæ no¿em kolczugê? - Myœlê, ¿e dlatego ludzie je nosz¹, Kheldarze - powiedzia³a Velvet. - Powinieneœ spróbowaæ czegoœ takiego. - Zza delikatnych kobiecych szat wyci¹gnê³a sztylet z koñcówk¹ podobn¹ do ig³y. - S¹dzi³em, ¿e masz sentyment do wê¿y. - Zawsze u¿ywaj odpowiedniej broni, Kheldarze. Z pewnoœci¹ nie chcia³abym, ¿eby Zith po³ama³a sobie z¹bki na stalowej kolczudze. - Czy wy dwoje mo¿ecie kiedy indziej porozmawiaæ o interesach? - zapyta³ Belgarath. - Kim by³ ten cz³owiek, który tak nagle zainteresowa³ siê niebem? - Szczerze mówi¹c, nie mieliœmy czasu, by siê sobie przedstawiæ - odpar³ Silk, wk³adaj¹c nó¿ z powrotem do buta. - Chodzi³o mi o to, kim on by³, a nie jak siê nazywa³. - Aha. Stra¿nik Œwi¹tyni. - Nie jeden z Chandimów? - Mog³em jedynie stwierdziæ po ubiorze