Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nagle zap³onê³y dwa czerwone œwiate³ka. - Siada g³ówna magistrala ? powiedzia³ nerwowo. - Widzê ? powiedzia³a jedyna kobieta wœród jego pomocników. ? Muszê uruchomiæ program diagnostyczny. - Nie ma czasu. W³¹cz zapasow¹. - Ju¿ siê robi. Czerwone œwiat³a nie zgas³y, ale zapali³a siê nowa para zielonych. Wicksen zerkn¹³ na zegar odliczania wstecznego: czternaœcie minut do uderzenia. - Jak uk³ad celowniczy? ? zapyta³. - Siedzi bez zarzutu. Ptaszek leci prosto na nas. - U³atwia ¿ycie ? mrukn¹³ Wicksen. - Magnesy maj¹ pe³n¹ moc. Pokiwa³ g³ow¹, wypuœci³ powietrze, wydymaj¹c policzki, potem po³o¿y³ palec wskazuj¹cy na przycisku odpalania elektrycznego. Na tablicy rozb³ys³o mnóstwo czerwonych œwiate³. - Co jest, do licha? - Zwarcie! ? zawo³a³a kobieta. ? Awaria magistrali zapasowej! Wicksen zakl¹³ pod nosem. Prawo Murphy’ego. Odwróci³ siê i zobaczy³ jej udrêczon¹ twarz. - W czym problem? ? zapyta³ spokojnie. Dwanaœcie minut do uderzenia. - Nie wiem ? odpar³a dr¿¹cym g³osem, patrz¹c na instrumenty. Trzy minuty póŸniej Wicksen stwierdzi³, ¿e sama magistrala dzia³a prawid³owo. ? To przewody ? powiedzia³, siêgaj¹c po he³m. ? Puœci³a jakaœ z³¹czka. - Niemo¿liwe! ? zawo³a³ mê¿czyzna, który ³¹czy³ przewody. Wicksen za³o¿y³ he³m. - Nie mo¿e byæ nic innego. - Nie mo¿esz tam iœæ! Bomba wybuchnie za niespe³na dziesiêæ minut! - Ktoœ musi. - - Ja. To mój obowi¹zek ? powiedzia³ monter. - Pójdziemy obaj ? oznajmi³ Wicksen. Pu³kownik Giap dopilnowa³, ¿eby siedmiu samobójczych ochotników znalaz³o siê z nim w jednym traktorze. Chcia³ mieæ ich na oku; wola³ nie ryzykowaæ, ¿e uderz¹ na w³asn¹ rêkê, gdy zacznie siê akcja. Szczególnie intrygowa³a go Amerykanka. Nie by³a m³oda i nie wygl¹da³a na fanatyczkê. Zastanawia³ siê, co takiego spotka³o j¹ w ¿yciu, ¿e pragnê³a spotkania ze œmierci¹. Zapyta³ j¹. W ci¹gniku pe³nym ¿o³nierzy i ochotników poufna rozmowa nie wchodzi³a w rachubê, ale gdy bezpiecznie zaparkowali pod os³on¹ gór pierœcieniowych Alfonsa, Giap wysiad³ na pylisty regolit, ¿eby przeprowadziæ szybk¹ inspekcjê pojazdów. Zadowolony, ¿e wszystkie zajmuj¹ w³aœciwe pozycje i ¿e ¿o³nierze nie przysparzaj¹ k³opotów ? pomijaj¹c utyskiwania typowe dla wszystkich armii œwiata ? wróci³ do swojego ci¹gnika. Zamiast wsi¹œæ, wywo³a³ Amerykankê na zewn¹trz. Wysz³a bez s³owa i stanê³a przed nim, anonimowa, bezp³ciowa postaæ w bia³ym skafandrze. Giap po³¹czy³ ich he³my przewodem, ¿eby mogli rozmawiaæ bez poœrednictwa radia. ? Chcê wiedzieæ ? powiedzia³ bez wstêpów ? na ile mo¿na polegaæ na tobie i twoich towarzyszach. Odpar³a bez namys³u: - Wierni do œmierci. To nasza dewiza. - Dewiza to jedno. Nied³ugo wkroczymy do akcji. Tym razem odezwa³a siê po d³u¿szej chwili: - Przysiêgliœmy oddaæ ¿ycie sprawie wyeliminowania plagi nanotechnologii. Kiedy nadejdzie czas, uczynimy to bez wahania. - Jestem pewien. Niepokoi mnie, co siê stanie, jeœli ten czas nie nadejdzie. - Nie...nie rozumiem. - Niebawem dwa pociski zniszcz¹ Ÿród³a energii elektrycznej Bazy. Buntownicy bêd¹ zmuszeni siê poddaæ, inaczej w ci¹gu paru godzin umr¹ z braku powietrza. Nie bêdzie potrzeby siê poœwiêcaæ. - - Aha, rozumiem. Chce pan wiedzieæ, czy bêdziemy pos³uszni pañskim rozkazom. - Nie bêdzie potrzeby wysadzania Bazy ? i siebie. - Jeœli wszystko pójdzie zgodnie z pañskim planem. - A wiêc? - Nie ma siê pan czego obawiaæ ? odpar³a doœæ lekko. ? Nasza przysiêga obejmuje pos³uszeñstwo w³adzy. Na razie w³adz¹ jest pan, pu³kowniku. Piêknie, pomyœla³ Giap. Ale nadal nie mia³ pojêcia, dlaczego ta kobieta ? i jej towarzysze ? gotowi s¹ oddaæ ¿ycie. Jak gdyby czytaj¹c mu w myœlach, powiedzia³a: - Zastanawia siê pan, dlaczego nie siedzê przy mê¿u i nie matkujê dzieciom albo nie robiê kariery. - Tak ? przyzna³. ? Dlaczego z w³asnej woli godzi siê pani na œmieræ? - Bo chcê umrzeæ. - Ale dlaczego? Bez wahania opowiedzia³a mu o maltretowaniu w dzieciñstwie, o katastrofalnym pierwszym ma³¿eñstwie, o powoli rozwijaj¹cej siê œwiadomoœci, ¿e jest homoseksualistk¹, o brutalnoœci drugiego mê¿a, o latach spêdzonych w szpitalu psychiatrycznym, o przypadkowych gwa³tach dokonywanych przez personel szpitala i o jeszcze bardziej przypadkowym podawaniu leków psychotropowych, maj¹cych na celu jej “rehabilitacjê”. Giap mia³ ochotê zwymiotowaæ na d³ugo przed koñcem opowieœci. Zrozumia³, dlaczego przedk³ada³a szybk¹ œmieræ nad d³ugie ¿ycie. Chc¹c przerwa³ ten potok ¿alów, popatrzy³ na zegarek i powiedzia³: - Musimy wróciæ do ci¹gnika. Pociski niebawem dotr¹ do celu. - Instalacja, zgadza siê ? powiedzia³ monter. ? Moja wina, Wix. Odwali³em fuszerkê. Tak siê spieszy³em... - Nie traæmy czasu. ? Wicksen wskaza³ narzêdzia rozrzucone przy katapulcie. ? Mamy tylko parê minut na naprawê. Mê¿czyzna zamar³. ? Racja ? powiedzia³ po d³u¿szej chwili i zabra³ siê do roboty. To na nic, pomyœla³ Wicksen. Nie zreperujemy instalacji, nie zasilimy magnesów i nie uruchomimy wszystkiego w dziesiêæ minut. Za ma³o czasu. Mimo to pracowa³, wypieraj¹c z g³owy wszelkie inne myœli. Dopóki nie us³ysza³ w s³uchawkach: ? Nadchodzi! Poderwa³ g³ow¹, lecz zobaczy³ tylko ciemn¹ bry³ê wyrzutni. Potem coœ zbi³o go z nóg. Polecia³ jak piórko i wyl¹dowa³ twardo na regolicie. Zobaczy³ p³on¹ce gwiazdy, a potem zapad³a ciemnoœæ. Nie ¿yjê, pomyœla³