They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Ale pamiętam, jak pani ojciec przyprowadzał panią tutaj, zawsze rano w soboty. Wtedy chyba bardzo pani lubiła tu przychodzić. - Myślę, że nadal to lubię. - Tak, to można zauważyć. A ja nazywam się Venetia Townsend. - Ależ tak! Wczesny Renesans, już pamiętam. Mój tata zawsze mówił, że pani wie o tym więcej niż ktokolwiek. Jak to się zresztą potwierdziło, choćby w tym przypadku, kiedy pani tak uparcie pozostawała przy swym zdaniu, mimo że różni eksperci panią podówczas wyśmiewali. Chodziło, jak się zdaje, o jakiś obraz Rafaela, to znaczy, pani wtedy twierdziła, że ten obraz jest fałszywy, prawda? Wszyscy na panią napadali, ale pani nie zmieniła zdania i w końcu najwybitniejszy światowy specjalista przyznał pani rację. Venetia Townsend aż zaróżowiła się z zadowolenia. - Że też pani to pamięta po tylu latach. Pani musi mieć tę pamięć po ojcu... Kate pamiętała zresztą nie tylko o tej głośnej w swoim czasie sprawie fałszywego Rafaela. Panna Townsend w firmie zawsze była słynna ze swej niepodważalnej wiedzy, a także - i to Kate też pamiętała bardzo dobrze - z wlokącego się za nią przezwiska Biednej Sieroty. W firmie tak ją nazywano, być może z pewnym współczuciem, ale - co Kate tak wyraźnie dostrzegła dopiero teraz - także i dlatego, że tak doskonale pasowała do archetypu starej panny. Zawsze wyglądała starzej, niż wskazywały na to jej lata, zawsze była cokolwiek blada, jakby wypłowiała i na pewno seksualnie oziębła. Boleśnie nieśmiała i zamknięta w sobie, potrafiła się interesować wyłącznie swoją pracą, a czuła się w miarę swobodnie w towarzystwie ledwie paru osób, przy czym zawsze były to kobiety, nigdy mężczyźni. Mężczyzn zresztą jawnie unikała. Kate zastanawiała się, czy to jej przezwisko - Biednej Sieroty - kiedykolwiek do niej dotarło. Charakterystyczne dla niej było to, że w jej wyglądzie nie było niczego, co zapadałoby w pamięć. Ale ojciec kiedyś powiedział Kate: "Panna Townsend zawsze sprawia wrażenie, że wtapia się gdzieś w tło, ale w swej dziedzinie jest wręcz wybitna. Dobrze wiem, że tak Sothebys jak i Christies chętnie by mi ją podkupili. A ja nie chciałbym jej stracić i dlatego, moja mała Cat, proszę cię, żebyś traktowała pannę Townsend z takim szacunkiem, na jaki naprawdę zasługuje". Tak więc także i teraz Kate rozmawiała z panną Townsend bardzo życzliwie i ciepło. - Cieszę się, że panią widzę, panno Townsend. Tyle lat minęło! Mam nadzieję, że wciąż jest pani zadowolona z pracy w firmie Despards? - Przynajmniej dopóty, dopóki firma Despards jest zadowolona ze mnie -odpowiedziała Venetia Townsend. - Mój tata mówił mi, że nasza firma powinna o panią szczególnie dbać i chronić jak cenny skarb - oświadczyła Kate, uważając, że z taką osobą najlepiej mówić szczerze. - Naprawdę? - W bladych oczach panny Townsend błysnęła iskierka. - Tak właśnie powiedział. I dodał jeszcze, że takie firmy jak Sothebys albo Christies na pewno będą próbowały panią pozyskać dla siebie. Dlatego tak się cieszę, że okazała się pani odporna na ich umizgi i pochlebstwa. - Och, nie zostawiłabym Despards z własnej woli - odpowiedziała cicho panna Townsend. - A już zwłaszcza teraz. - Dziękuję! - zawołała ucieszona Kate. - Zawsze wiedziałyśmy... zawsze było dla nas oczywiste, że ojciec uważał panią za swój największy skarb - powiedziała panna Townsend. Jej głos brzmiał spokojnie, ale Kate mimo to wyczuwała w nim nutkę głęboko ukrytego bólu. Tak, żal jej było tej cichej, zamkniętej w sobie kobiety. Łatwo było się domyśleć, że Venetia Townsend nie miała nigdy nikogo, kto ją chciałby uważać za swój skarb. Teraz też postarała się wycofać równie niezauważalnie, jak poprzednio podeszła. W ostatniej chwili jeszcze odwróciła się i powiedziała cicho: - Życzę pani szczęścia, panno Catriono! Niech wszystko się powiedzie. Odeszła i niemalże w tej samej chwili Kate usłyszała za sobą okrzyk Rolla: - O Boże, przecież to była nasza Biedna Sierota. Kompletnie zapomniałem, że w ogóle istnieje! - No właśnie - powiedziała ze smutkiem Kate. - I wszyscy o niej tak samo zapominają. - Ach, daj spokój. Jeśli uznała, że realne życie jest zbyt niebezpieczne, i postanowiła się wycofać, to w końcu to nie nasza wina. - Może, ale to i tak jest okrutne - powiedziała stanowczo Kate. Nie mogła nie pomyśleć, że i w jej przypadku tak niewiele w końcu brakowało. Że gdyby nie łaska boska i to, że ojciec o niej pamiętał... Powrót do Despards to było coś takiego, jak powrót do domu, po długich latach podróżowania. Nadzieja mieszała się z lękiem, z niepewnością, czy oczekujący na jej przybycie przyjmą ją życzliwie, czy też odtrącą. Tymczasem okazało się, że jej przybycie ich uszczęśliwiło. Jakiekolwiek mogłyby być jej wady czy niedostatki, nic nie mogło zmienić faktu, że pochodziła z Despardów. A to oznaczało kontynuację, dawało nadzieję stabilności, po okresie zagrożenia przez gwałtowne zmiany. Firma Despards, jak się wydawało, była rozdarta na dwie zwalczające się frakcje. Ludzie, którzy pojawili się tu tego ranka, byli po jej stronie; ci, których brakowało - a było ich mniej więcej tyle samo - należeli do przeciwnego obozu. Kate zdała sobie sprawę, że większość z nich stanowili zapewne ludzie młodsi, którzy z pewnością skłonni byli opowiadać się raczej za nowoczesnymi metodami, wprowadzanymi przez Dominique: za efektywnością w prowadzeniu przedsiębiorstwa, w ostatecznym rachunku wyrażającą się po prostu w zyskach. Na szczęście dzięki temu, czego zdążyła się dowiedzieć, co usłyszała choćby od Claudii, miała już jakie takie pojęcie nie tylko o tym, kto jest po czyjej stronie, ale i o przyczynach takiego a nie innego stanu rzeczy. Wszystkie te informacje gromadziła w pamięci, słuchając wszystkich bardzo uważnie i odsiewając to, co było warte zapamiętania. Wyszła ze spotkania mniej więcej o wpół do dwunastej i wróciła do gabinetu, żeby tam w spokoju jeszcze przez chwilę pomyśleć i uporządkować wszystko, czego się dowiedziała. Po drodze nie napotkała nikogo, Rollo zniknął gdzieś na piętrze, nie było też wścibskiej Hennessy. W gabinecie panowała cisza, podkreślana dyskretnym tykaniem zegara. A jednak Kate czuła niewidzialną obecność ojca. Był gdzieś tuż-tuż, wciąż trwał w nie zmienionym od lat wystroju tego wnętrza, w jego szczególnej atmosferze. Kate usiadła za biurkiem, podparła dłonią podbródek i przymknęła oczy. Pomóż mi, papo, mówiła bezgłośnie. Daj mi swą siłę, przekaż mi swoją mądrość. Jeśli rzeczywiście jestem taka jak ty, spraw, żeby ci wszyscy ludzie to dostrzegli. Wzburzone myśli uspokajały się powoli, aż w końcu zredukowały się do jednego tylko pojęcia, jednego tylko słowa: ojciec. Kate siedziała zatopiona w medytacji, nieruchoma jak kamienna rzeźba