Upokorzenie smakuje tak samo w ustach kaĹźdego czĹowieka.
Podaj mi tarczę wychrypiał. Inny żołnierz pomógł rekrutce przytroczyć tarczę z bršzu do kończyny Itkoviana, mocujšc mu temblak na ramieniu. Tarcza Kowadło opucił zasłonę hełmu i wysunšł miecz z pochwy. Kapitan wydała rozkazy pięciu zgromadzonym wokół nich drużynom. Ci z kuszami do drugiego szeregu. Trzymajcie głowy nisko, a gotowš do strzału broń jeszcze niżej. Pierwszy szereg złšczyć tarcze i wycišgnšć miecze. Wszyscy opucić zasłony. Tarczo Kowadło, jestemy gotowi. Skinšł głowš. Trzymaj się mojego lewego boku rozkazał rekrutce. Naprzód, w moim tempie. Ruszył powoli w górę liskiej od deszczu rampy. Pięćdziesięciu trzech żołnierzy podšżyło bez słowa za nim. Weszli do przedpokoju, wysokiego, kwadratowego pomieszczenia owietlanego przez jednš, migoczšcš pochodnię umieszczonš w uchwycie na cianie po prawej stronie. Dwie drużyny, skierowane do bocznych wejć, odłšczyły się od grupy, gdy Tarcza Kowadło poprowadził swych żołnierzy szerokim korytarzem wiodšcym do dwuskrzydłowych drzwi głównej komnaty. Towarzyszyło im kapanie spadajšcych z nich kropel wody. Zza masywnych wrót dobiegały stłumione głosy. miech zabarwiony nutš histerii. Potrzaskiwanie płonšcego drewna. Itkovian nie zatrzymał się przed drzwiami. Uderzył w nie tarczš i zakutš w stal pięciš. Wkroczył do rodka, a podšżajšcy za nim żołnierze rozeszli się na boki, by zapanować nad bliższym końcem długiej komnaty o kopulastym sklepieniu. Twarze zwróciły się w ich stronę. Z krzeseł ustawionych po obu stronach długiego stołu podniosły się chwiejnie wychudłe, odziane w łachmany postacie. Sztućce i koci posypały się na posadzkę. Jaka rozczochrana kobieta wrzasnęła przeraliwie i popędziła jak szalona w stronę siedzšcego na tronie Jelarkana młodego mężczyzny. Dobra matko wychrypiał młodzieniec, wycišgajšc ku niej lnišcš od tłuszczu dłoń. Pożółkłymi oczyma wcišż jednak patrzył na Itkoviana. Bšd spokojna. Ujęła jego dłoń w obie własne i skomlšc, padła na kolana. To tylko gocie, matko. Niestety, przybyli zbyt póno, by wzišć udział w... królewskiej uczcie. Kto rozemiał się histerycznie. Porodku stołu ustawiono wielki, srebrny półmisek. Rozpalono na nim ognisko, w którym płonęły ułamane nogi krzeseł i ramy obrazów. Wszystkie były już prawie całkowicie zwęglone. Nad ogniskiem piekł się obdarty ze skóry ludzki tułów. Nikt go już nie obracał i jego spód czerniał szybko. Nogi obcięto w kolanach, a uda połšczono ze sobš miedzianym drutem. Ręce wyrwano z barków, choć one również były zwišzane. Głowę pozostawiono na miejscu. Była zwęglona i rozszczepiona toporem. Ze wszystkich stron z ciała odcięto już plastry mięsa. Z ud, poladków, piersi, pleców i twarzy. Itkovian wiedział jednak, że motywem przewodnim tej uczty nie był głód. Obecni w komnacie Tenescowri wyglšdali na lepiej odżywionych niż wszyscy, których dotšd widział. Nie, tym razem była to uczta zwycięstwa. Po lewej stronie tronu, na wpół ukryty w cieniu, ustawiono krzyż w kształcie litery X, wykonany z dwóch pik. Rozpięto na nim skórę księcia Jelarkana. Nasz drogi ksišżę był już martwy, nim zaczęlimy go piec oznajmił zasiadajšcy na tronie młodzieniec. Ostatecznie nie zwyklimy popełniać wiadomych okrucieństw. Nie możesz być Brukhalianem, bo Brukhalian nie żyje. Z pewnociš jeste Itkovianem, tak zwanym Tarczš Kowadłem Fenera. Zza tronu wyłonili się jasnodomini, zakuci w zbroje i hełmy. Na plecy narzucili futra, twarze przesłaniały im kraty zasłon, a w zakutych w stalowe rękawice dłoniach dzierżyli ciężkie topory. Czterech, omiu, dwunastu. Dwudziestu. I wcišż napływali nowi. Siedzšcy na tronie mężczyzna umiechnšł się. Twoi żołnierze sš jacy... zmęczeni. To zadanie przerasta ich siły. Znasz mnie, Itkovian? Jestem Anaster, Pierwsze Dziecko Martwego Nasienia. Powiedz mi, gdzie się podziali mieszkańcy tego miasta? Co z nimi zrobilicie? Och, pozwól mi zgadnšć. Pochowali się w tunelach pod ulicami. Strzeże ich garstka ocalałych Gidrathów, kompania albo dwie twoich Szarych Mieczy i trochę capańskich gwardzistów księcia. Przypuszczam, że ksišżę Arard również się tam ukrywa. Wielka szkoda. Od dawna chcielimy się z nim spotkać. No, ale poszukiwania ukrytych wejć trwajš. Znajdziemy je. Capustan zostanie oczyszczony, Tarczo Kowadło, choć ty, niestety, nie dożyjesz tego wspaniałego dnia. Itkovian przyjrzał się młodzieńcowi i zobaczył w nim co, czego nie spodziewał się ujrzeć. Pierwsze Dziecko oznajmił. Jest w tobie rozpacz. Przejmę jš od ciebie, a wraz z niš wszystkie twoje brzemiona. Anaster odskoczył gwałtownie, jakby zadano mu fizyczny cios. Podcišgnšł kolana i wdrapał się na siedzenie tronu. Twarz wykrzywiły mu nerwowe tiki. Sięgnšł po dziwny, obsydianowy sztylet, który miał za pasem, lecz cofnšł nagle dłoń, jakby kamień był goršcy. Jego matka wrzasnęła głono, chwytajšc wycišgniętš rękę syna. Wyrwał się jej z wciekłym warknięciem i skulona osunęła się na podłogę. Nie jestem twoim ojcem cišgnšł Itkovian ale przejmę jego rolę. Uwolnij z siebie swój potop, Pierwsze Dziecko. Młodzieniec wybałuszył oczy i rozcišgnšł usta, odsłaniajšc zęby. Kim... czym jeste? wysyczał. Kapitan podeszła bliżej. Wybaczamy ci twš ignorancję oznajmiła. Jest Tarczš Kowadłem. Fener zna żal, tak wiele żalu, że zniesienie go przekracza jego możliwoci. Dlatego wybiera sobie ludzkie serce. Opancerzone. Duszę miertelnika, która bierze na siebie smutek wiata. Tarczę Kowadło. Ostatnie dni i noce przyniosły ogromny smutek oraz porażajšcy wstyd. Tę wiadomoć widzimy wyranie wypisanš w twych oczach. Nie zdołasz oszukać samego siebie. To nigdy nie było możliwe dodał Itkovian. Daj mi swš rozpacz, Pierwsze Dziecko. Jestem gotowy jš przyjšć. Głównš komnatę wypełniło wycie Anastera, który wdrapał się jeszcze wyżej na tron, oplatajšc się ciasno ramionami. Wszyscy spoglšdali na niego. Nikt się nie ruszał. Pierwsze Dziecko wlepiło wzrok w Itkoviana, oddychajšc ciężko. Potrzšsnęło głowš. Nie wyszeptało nie dostaniesz mojej... mojej rozpaczy. To dar! wysyczała kapitan. Pierwsze Dziecko... Nie! Itkovian oklapł wyranie. Opucił drżšcy miecz