Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Już mówiłem - rzekł niechętnie - nie chcę iść do Vardenów. Eragon zmarszczył brwi. I to wszystko? - Nie chcesz... czy nie możesz? Murtagh próbował zepchnąć z siebie Saphirę. Po chwili poddał się z przekleństwem. - Nie chcę! Będą oczekiwali ode mnie rzeczy, których nie mogę im dać. - Ukradłeś im coś? - Niestety, to nie takie proste. Eragon, zdesperowany, wywrócił oczami. - O co zatem chodzi? Zabiłeś kogoś ważnego? Uwiodłeś niewłaściwą kobietę? - Nie, przyszedłem na świat - odparł tajemniczo Murtagh. Ponownie pchnął Saphirę. Tym razem smoczyca uwolniła ich obu. Wstali powoli pod jej czujnym spojrzeniem i otrzepali się z ziemi. - Unikasz odpowiedzi. - Eragon potarł ręką pękniętą wargę. - I co z tego - parsknął Murtagh. Z gniewną miną odmaszerował na skraj obozu. Po minucie westchnął. - Powody, dla których znalazłem się tutaj, nie mają teraz znaczenia, ale wierz mi, Vardeni nie przyjęliby mnie, nawet gdybym przyniósł im w darze głowę króla. Och, powitaliby mnie miło, dopuścili do rady, ale zaufali - nigdy! A gdybym przybył w mniej szczęśliwych okolicznościach, na przykład takich jak teraz, zapewne zakuliby mnie w kajdany. - Nie powiesz mi, o co w tym chodzi? - spytał Eragon. - Ja też zrobiłem rzeczy, z których nie jestem dumny, więc nie będę cię osądzał. Murtagh powoli pokręcił głową. Jego oczy błyszczały. - Nie zrobiłem niczego, by zasłużyć na takie traktowanie. Choć gdybym zrobił, łatwiej byłoby mi to odpokutować. Nie... moim jedynym występkiem jest to, że w ogóle istnieję. - Urwał i odetchnął głośno. - Widzisz, mój ojciec... Przerwało mu ostre sapnięcie Saphiry. - Spójrzcie! Podążyli za nią wzrokiem na zachód. Murtagh zbladł. - Demony niebios i podziemi! Mniej więcej staje od siebie ujrzeli kolumnę postaci maszerujących na wschód równolegle do górskiego łańcucha. Licząca setki osób, ciągnęła się niemalże na milę. Spod nóg postaci unosiły się obłoki kurzu, ich broń połyskiwała w gasnącym świetle dnia. Przed oddziałem jechał w czarnym rydwanie herold, trzymający szkarłatny proporzec. - To imperium - powiedział ze znużeniem Eragon. - Znaleźli nas... jakoś. Saphira wysunęła głowę znad jego ramienia i przyjrzała się żołnierzom. - Tak... Ale to urgale, nie ludzie - odparł Murtagh. - Skąd wiesz? Murtagh wskazał ręką sztandar. - Na tej fladze widnieje osobiste godło wodza urgali. To bezlitosny potwór, szalony i gwałtowny. - Spotkałeś go kiedyś? Murtagh zmrużył oczy. - Raz, przez chwilę. Wciąż mam blizny po tym spotkaniu. Być może urgali nie przysłano tu z naszego powodu, z pewnością jednak już nas zauważyły i teraz pójdą za nami. Ich wódz nie pozwoliłby wymknąć się smokowi, zwłaszcza jeśli usłyszał o Gil'eadzie. Eragon podbiegł do ogniska i zasypał je ziemią. - Musimy uciekać. Wiem, nie chcesz iść do Vardenów, ale ja muszę dostarczyć do nich Aryę, nim umrze. Oto kompromis: chodź ze mną, póki nie dotrę do jeziora Kóstha-merna. Potem ruszysz własną drogą. - Murtagh się zawahał. - Jeśli teraz odejdziesz - dodał szybko Eragon - urgale pójdą za tobą. A wtedy jak sobie poradzisz? Sam stawisz im czoło? - No dobrze. - Murtagh zarzucił juki na grzbiet Tornaca. - Ale gdy znajdziemy się blisko Vardenów, odejdę. Eragon płonął z ciekawości. Bardzo chciał wypytać Mortagha, ale nie w tym momencie - urgale były zbyt blisko. Zabrał swoje rzeczy i osiodłał Śnieżnego Płomienia. Saphira rozłożyła skrzydła, wystartowała i zaczęła krążyć im nad głowami. Pilnowała Murtagha i Eragona, gdy opuszczali obóz. - W którą stronę mam lecieć? - spytała. - Na wschód, wzdłuż Beorów. Smoczyca zablokowała skrzydła, wzleciała uniesiona prądem i zawirowała wokół kolumny rozgrzanego powietrza, wisząc na niebie ponad końmi. - Zastanawiam się, skąd wzięły się tu urgale. Może przysłano je, by zaatakowały Vardenów. - Zatem powinniśmy spróbować ich ostrzec - odparł Eragon, prowadząc Śnieżnego Płomienia wokół niemal niewidocznych przeszkód. Zapadła noc i ciemność pochłonęła ścigające ich urgale. Potyczka Eragon odkrył, że policzek ma otarty od kontaktu z szyją Śnieżnego Płomienia. Po utarczce z Murtaghiem bolały go kości. Przez całą noc na zmianę spali w siodłach, dzięki czemu oddalili się od oddziału urgali. Żaden z nich jednak nie wiedział, czy utrzymają tę przewagę. Konie były śmiertelnie wyczerpane, lecz oni nadal utrzymywali bezlitośnie szybkie tempo. Powodzenie ich ucieczki zależało wyłącznie od sił potworów i tego, czy wierzchowce Murtagha i Eragona przeżyją. Góry Beorskie rzucały głęboki cień na leżącą w dole krainę, pozbawiając ją słonecznego ciepła. Na północy rozciągała się Pustynia Hadaracka, wąskie pasmo bieli, jasne niczym śnieg w południe. - Muszę coś zjeść - oznajmiła Saphira. - Minęło wiele dni od ostatniego polowania. Głód szarpie mi wnętrzności. Jeśli teraz zacznę, może zdołam schwytać dość saren, by się pożywić. Eragon uśmiechnął się na tę przesadę. Leć, jeśli chcesz, ale zostaw tu Aryę. - Wrócę szybko. Odwiązał elfkę od brzucha smoczycy i posadził w siodle Śnieżnego Płomienia. Saphira odfrunęła w dal, znikając wśród gór. Eragon biegł obok koni, dość blisko, by móc przytrzymać Aryę. Ani on, ani Murtagh nie przerywali panującej ciszy