They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

W lusterku widział ślizgającą się na burcie ciężarówkę. Zjechał nieco bardziej na lewo, nie chciał ryzykować. Volvo koziołkowało jak dziecinna zabawka, sypiąc wokół szczątkami. - Jesuchristo - westchnął obserwujący wszystko przez tylną szybę Ding. Z kabiny Volvo wyleciało coś, co mogło być wyłącznie ludzkim ciałem, upadło na asfalt i przeturlało się po nim. - Stop! - rozkazał Clark. Mole nie tylko się zatrzymał, lecz także cofnął i stanęli zaledwie kilka metrów od leżącej na boku ciężarówki. Chavez wyskoczył pierwszy - zbliżał się do niej ostrożnie, trzymając pistolet w obu dłoniach. - Niedźwiedź, tu Chavez - nadał przez radio. - Tu Niedźwiedź, słyszę cię. - Spróbuj dorwać tego drugiego. Nasza ciężarówka już nigdzie nie pojedzie. - Zrozumiałem, Niedźwiedź rusza w pościg. - Pułkowniku? - odezwał się w interkomie głos sierżanta Nance'a. - Tak? - Widział pan, jak to zrobili? - Owszem. Myślisz, że tobie też się może udać? - Mam pistolet, panie pułkowniku. - No to czas na użycie broni powietrze-ziemia. - Malloy błyskawicznie opuścił helikopter na pułap trzydziestu metrów nad drogą. Był na tle słońca w stosunku do samochodu, który ścigał. Jeśli sukinsyn nie widział przez dach, po prostu nie mógł zorientować się, że ktoś go ściga. - Znak drogowy! - krzyknął Harrison, ściągając drążek, by przeskoczyć oznaczenie kolejnego zjazdu z autostrady. - Dobra, Harrison, ty zajmij się drogą, ja zajmę się samochodem. Szarp nim ostro, jeśli będziesz musiał, synu. - Rozumiem, co ma pan na myśli, pułkowniku. - No to doskonale. Sierżancie Nance, zaczynamy. - Malloy sprawdził wskazania prędkościomierza. Jaguar jechał z prędkością stu czterdziestu kilometrów na godzinę po skrajnym pasie, jego kierowca mocno naciskał gaz, ale Night Hawk miał przecież sporą przewagę mocy. To prawie zupełnie jak lecieć w formacji z inną maszyną, pomyślał Malloy, który przecież nigdy nie leciał w formacji z samochodem. Zbliżył się do niego na trzydzieści metrów. - Prawa strona, sierżancie - powiedział. - Tak jest. - Nance odsunął drzwi i przyklęknął na aluminiowej podłodze. Berettę trzymał w obu dłoniach. - Gotów - zameldował. - No to do roboty! Kiedy zorientował się, że nie ma z tyłu ciężarówki, Grady przygryzł wargi. Cóż, trudno, droga za nim była chwilowo zablokowana, droga przed nim wolna, a całkowite bezpieczeństwo miał uzyskać za zaledwie pięć minut. Pozwolił więc sobie na głęboki, uspokajający oddech, rozluźnił zaciśnięte na kierownicy palce i w myślach podziękował konstruktorom, którzy stworzyli ten znakomity samochód. Nagle kątem oka dostrzegł coś czarnego po lewej. Lekko obrócił głowę. Co do cholery...? - Mam go - zameldował Nance, dostrzegłszy kierowcę Jaguara przez lewą tylną szybę przedziału pasażerskiego. Podniósł pistolet, jeszcze tylko metr, może nieco więcej... Oparłszy lewy łokieć na kolanie, sierżant odbezpieczył Berettę. Wystrzelił. Pistolet podskoczył. Opuścił lufę i raz za razem naciskał na spust. Boże, wyglądało to zupełnie inaczej niż na strzelnicy! Po czwartym wystrzale cel gwałtownie skręcił w prawo. Wokół niego pękało szkło. Grady źle zareagował. Gdyby przycisnął hamulec, helikopter natychmiast wyskoczyłby przed niego, ale postąpił odwrotnie, starał się przyśpieszyć, a przy tej prędkości Jaguar ospale reagował na pedał gazu. Nagle poczuł, że lewe ramię staje mu w płomieniach! W obronnych odruchu zacisnął mięśnie, prawa ręka poszła do dołu, samochód skręcił i uderzył w stalową barierkę. Widząc przynajmniej jeden celny strzał, Malloy ściągnął drążek i w kilka zaledwie sekund Night Hawk wzniósł się na sto metrów. Kiedy zerknął w dół dostrzegł kompletnie rozbity, dymiący samochód stojący nieruchomo pośrodku drogi. - Zabieramy gościa? - spytał drugi pilot. - A co myślałeś? - odparł Malloy i wzrokiem poszukał swojego worka. Beretta była tam, gdzie powinna być. Harrison miękko posadził Sikorsky'ego niespełna dwadzieścia metrów od samochodu. Pułkownik rozpiął pas i już miał wyskoczyć z maszyny, uprzedził go jednak Nance, który pierwszy znalazł się na ziemi i, zgarbiony, pod obracającym się wirnikiem nośnym pobiegł w kierunku samochodu. Pilot szedł tuż za nim. - Ostrożnie! - krzyknął, zwalniając nieco. Zbliżył się do samochodu od lewej strony. Szyby znikły, uszczelki przytrzymywały zaledwie kilka odłamków szkła. Dostrzegł kierowcę, wprawdzie nadal oddychającego, ale poza tym nie zdradzającego żadnych oznak życia, przyciśniętego do oparcia fotela poduszką powietrzną. Szyba po prawej znikła także. Nance sięgnął do środka, wymacał klamkę i otworzył drzwiczki. Okazało się, że kierowca nie zapiął pasów bezpieczeństwa i dało się go wyjąć bez większych problemów. Malloy dostrzegł leżący na tylnym siedzeniu rosyjski AKMS. Wziął go ostrożnie, zabezpieczył i obszedł samochód. - O, kurwa! - powiedział wyraźnie zdumiony sierżant Nance. - Ten facet żyje! - Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem nie udało mu się go zastrzelić z czterech metrów. * * * Na terenie szpitala, przyczajony w furgonetce, Timothy O'Neil nie miał pojęcia, co właściwie powinien teraz zrobić. Chyba już wiedział, co zaszkodziło silnikowi. W szybie po lewej stronie ziała dwucentymetrowa dziura. Jakim cudem pocisk, który najwyraźniej wpadł tamtędy do szoferki, minął jego głowę, pozostawało na razie tajemnicą. Jaguar Seana i jedna z ciężarówek znikły z parkingu. Czyżby Grady ich porzucił? Wszystko w ogóle działo się za szybko i bez żadnego ostrzeżenia