Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Finbarze, mój chłopcze, czyżbyś zapomniał o moich sławnych czynach w obronie starego Fergusa? Czy mógłbyś odejść nie wysłuchawszy raz jeszcze jak pokonałem trzech braci-czarowników pięknej Eileenz Druin n Den i przechytrzyłem dwudziestu dziewięciu królów, którzy ubiegali się o jej rękę? Finbar się zawahał i spojrzał na Edain. - To piękna historia - powiedział. - Myślę, że jest w tym jakiś fortel - upierała się Edain. - Fortel czy nie, jeżeli jest to piękna historia, to chcę ją usłyszeć - przemówił król Elfów. - Opowiedz nam swoją historię, Conhoonie. Conhoon nie był mistrzem w sztuce opowieści, ale wiedział, że musi urzec swoich słuchaczy od pierwszego słowa, postanowił więc zacząć od ucieczki trzech strasznych braci. Dwudziestoma dziewięcioma królami zajmie się później. Po kolei, jeżeli zajdzie taka potrzeba. - Eileen była najpiękniejszą kobietą w całej Irlandii, poza Dobrymi Ludźmi, ale jej trzej bracia posiadali nadzwyczajne talenty, a dwaj z nich mieli niezwykle dziwaczny wygląd - zaczął. - Najstarszy nazywał się Szybki Colm. Wyglądał całkiem zwyczajnie i patrząc na niego trudno było się domyśleć, że miał tak wielki dar. Colm potrafił biegać tak szybko, że mógł przebyć rzekę w czasie powodzi nie zamoczywszy podeszew butów, niosąc przy tym po jednym bracie pod każdą pachą. Dzięki tej szybkości Colm jako pierwszy z braci dogonił nas w czasie ucieczki. - Nic dziwnego - zauważył król Elfów. - Ale go pokonałem. - Nie chcę tego słuchać - powiedziała Edain wydymając wargi. - Chcę odejść stąd daleko z moim kochanym Finbarem. - Bądź cicho, córko, żebym mógł wysłuchać tej opowieści - rzucił król Elfów gniewnie, po czym zwrócił się do Conhoona: - Opowiedz nam, czarowniku, jak pokonałeś Szybkiego Colma. - Rzuciłem na niego czar, od którego podeszwy jego butów stały się śliskie jak naoliwione węgorze. Ledwo skończyłem wypowiadać słowa, zwolnił, a potem stanął w miejscu, choć przez cały czas przebierał nogami z taką szybkością, że ich nie było widać. Woda pod nim zagotowała się i otoczyła go kłębami pary, a on nie posuwał się ani o cal. W końcu zaczął tonąć i cała jego drużyna musiała go ratować. - Piękna robota, piękna robota - powiedział Finbar. - Tak, ale wtedy dopadł nas drugi brat, którego sam widok budził grozę. Nazywał się Zręczny Sean i miał cztery ręce, każda zakończona dwiema dłońmi, u każdej dłoni po dziesięć palców, a w każdym palcu miał siłę dziesięciu ludzi. Pod względem siły i zręczności nikt nie mógł się z nim mierzyć. Mówiono, że Zręczny Sean potrafiłby stanąć przeciwko tysiącowi ludzi z mieczami w czterech dłoniach, jednocześnie żonglując dwudziestoma piórami w dwóch dłoniach, a pozostałą parą wtórując sobie do śpiewu na lutni i harfie. - Straszny przeciwnik - zauważył król Elfów. - Ale go pokonałem. - Nigdy nie zgadniesz, co zrobił - szepnął entuzjastycznie Finbar do Edain. - Figę mnie to obchodzi - odpowiedziała. - Będziecie cicho, wy dwoje? - ofuknął ich Ethal Anbhuail. Kiedy cisza została przywrócona, Conhoon mówił dalej. - Rzucił się od razu na Fergusa. Jego ręce wirowały, miecze błyszczały w słońcu, przedstawiał zaiste przerażający widok. Fergus zasłonił swoim ciałem Eileen i uniósł miecz, gotów do walki i śmierci w obronie swojej miłości... - Ten kawałek mi się podoba - szepnęła Edain. - ...ale zanim spadł pierwszy cios, zdążyłem wypowiedzieć słowa czaru i Zręczny Sean był sztywny jak wiązka drewna zmożona reumatyzmem. Fergus schował miecz do pochwy i palnął go pięścią, co wystarczyło. Jednak trzeci brat, Eoghan Bystrooki, zobaczył, dokąd zmierzamy i znalazł się tam przed nami. Przerażający człowiek był z tego Eoghana, miał dwanaście oczu, a w każdym oku dwanaście źrenic, a każda tak bystra, że w pochmurny poniedziałkowy poranek widział wszystko do czwartku. Nie było ucieczki przed Bystrookim Eoghanem i nie było możliwości walki z nim, skoro widział, gdzie wyląduje każdy cios, zanim człowiek wziął zamach. Piękna Eileen krzyknęła z przerażenia i Fegus pobladł widząc na naszej drodze Eoghana z oszczepem w każdej ręce. Ale go pokonałem. Był to najwłaściwszy moment na dramatyczną pauzę. - Conhoon założył ręce na piersi, skinął z namysłem głową i chłodnym okiem powiódł po swoich słuchaczach. Zauważył też Kate podskakującą i zbierającą kwiaty wśród tłumu Elfów. Poruszała się między nimi niczym nie zdradzając, że wie o ich obecności na polanie. W pewnej chwili podniosła wzrok, dostrzegła jego spojrzenie i przerwawszy swoje igraszki zdjęła chustkę i pomachała nią nad głową. - Mój dzielny Conhoonie. Mój niezłomny Conhoonie, opowiedz nam, jak pokonałeś Bystrookiego Eoghana - ponaglał król Elfów. - Opowiem we właściwym czasie, najpierw jednak muszę iść pocieszyć biedne porzucone dziecko - rzekł czarownik patrząc surowo na Finbara. - Uściśnij ją od taty, Conhoonie. Powiedz jej, że przyjdę do niej za rok o tej samej porze - powiedział radośnie Finbar. Conhoon zmierzył go gniewnym spojrzeniem. Edain uśmiechnęła się zwycięsko i pomachała mu na pożegnanie. Czarownik odwrócił się na pięcie i oddalił się mrucząc coś pod nosem. Kate wróciła do swojej zabawy oddalając się w cień drzew, z dala od Elfów. - Sto sześćdziesiąt dwa - oświadczyła na powitanie. - O czym ty mówisz, dziecko? - O Elfach. Policzyłam je i jest ich sto sześćdziesiąt dwa. Teraz może je pan zmusić, żeby mi oddały tatę. - Czy to znaczy, że umiesz liczyć Elfy? - spytał Conhoon zduszonym głosem mrugając ze zdumienia. - Mamusia nauczyła mnie tego przed śmiercią. Powiedziała, żebym nikomu o tym nie mówiła, zwłaszcza tacie. - Całe szczęście, że jej usłuchałaś. - Niech pan teraz idzie do nich i przyprowadzi tatę - ponagliła go. - Porozmawiam z nimi. Ale musisz wiedzieć jedno: mogę zmusić Elfy, żeby wypuściły twojego ojca, ale nie mogę zmusić jego, żeby odszedł, jeżeli tego nie chce. Kate zamyśliła się. - To byłoby podobne do niego: zostać u Elfów i wałkonić się po całych dniach, jak w domu. Tato jest mistrzem, jeżeli chodzi o nicnierobienie. - Nie ma ludzi bez wad - zauważył Conhhon. - Mała pociecha dla kogoś, kto musi robić za siebie i za niego - rzuciła ostrym tonem Kate. - Idę już - powiedział Conhoon cofając się. Gromada Elfów nadal wirowała na polanie z szybkością, która kazała Conhoonowi raz jeszcze odczuć podziw dla Kate, która je policzyła. Dziecko miało niewątpliwie talent, szkoda, że musi spędzić życie na ogłupiającej harówce i zmarnować swoje przyrodzone uzdolnienia. Trójka złożona z Edain, Finbara i króla czekała na niego: Edain ze źle skrywaną wrogości, Finbar z nonszalancką dobrodusznością i król Elfów z wyraźną niecierpliwością