Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Trelig przekonał się o nich na własnej skórze. Co wydarzyło się na Nowych Pompejach? Właśnie tą zagadką zajęła się Tortoi Kai. Tymczasem zespoły naukowców, wykorzystując swe o ponad siedemset lat większe doświadczenie, usiłowały ustalić, czy doktor Gilgram Zinder naprawdę coś odkrył. Tortoi Kai ciągle nie czuła się usatysfakcjonowana. Wobec kolejnych wyzwań, piętrzących się na jej drodze, udała się z gnębiącymi ją wątpliwościami do swego starego profesora Warna Billie. Jej dawny wykładowca, sympatyczny, łysy człowieczek, pasujący jak ulał do stereotypu roztargnionego, akademickiego historyka, słuchał uważnie. — Nie podoba mi się stopień rozdrobnienia i utajnienia tych informacji, profesorze. Zostało to zrobione zbyt dokładnie i kompleksowo — przez kogoś wiedzącego jak wystrychnąć na dudka nawet badacza z dobrym komputerem. Billie skinął głową, a potem powiedział: — Człowiek tego pokroju co Trelig właśnie tak by postąpił. — Nie, to nie Trelig — odparła. — Jak zdążyłam się zorientować, był pod tym względem perfekcjonistą. Gdyby postanowił rzeczywiście zatrzeć tropy, w archiwum nie znalazłabym nawet śladu tych dokumentów. Poza tym nie mógł zrobić tego Trelig, gdyż większość informacji pochodzi z okresu już po jego zniknięciu. Trudno byłoby mu przeprowadzić taką akcję zza grobu. Nie, jestem przekonana, że gdzieś tam znajdę zakończenie tej historii. Ktoś ważny chciał, by utajniono wszystkie zapisy dotyczące tej sprawy. Były one na tyle ważne i niebezpieczne, iż ów osobnik postarał się o tak staranną robotę, by większość badaczy utknęła w ślepym zaułku. Komputer odmawia podania od razu całkowitych danych. Chcąc wydobyć z niego jakieś informacje, trzeba po prostu zadawać właściwe pytania. W erze papieru można byłoby do wyszukiwania informacji zatrudnić grupę ludzi. Tortoi Kai mogłaby dostać do swej dyspozycji tysiące ludzi mających za zadanie przekopać się przez wszystkie zapiski i próbować połączyć w całość rozproszone dane. Prawdopodobnie ta sztuka by im się udała. Lecz taki pomysł nie przyszedł jej nawet do głowy. W końcu od czego były komputery. Profesor Billie, któremu — zresztą z tego samego powodu — nie przyszła również do głowy podobna myśl, zastanowił się. Coś tak dokładnie wymazanego musiało przejść przez Prezydium. Podzielił się tą myślą. Potrząsnęła przecząco głową. — Nie, to także ślepy zaułek. Sprawdziłam w Policji Konfederacyjnej. Mimo że przejrzałam akta dziesięć lat naprzód od czasu całej sprawy, wykorzystując każde znane mi nazwisko, nie znalazłam nic. Billie nie był człowiekiem naiwnym ani pozbawionym wyobraźni. — A co... z aktami starszymi niż dziesięć lat? — powoli dobierał słowa. Wzruszyła ramionami. — Czy takie poszukiwanie miałoby sens? Profesor wszakże aż rwał się do działania. Po wielu latach pracy administracyjnej czuł, że znów czeka go zawodowa przygoda. — Podsumujmy to, co wiemy — podsunął, mówiąc wciąż powoli, w zamyśleniu. — Z twoich badań wynika, że w całej sprawie pozostają jeszcze pewne nie wyjaśnione wątki, które może mogłyby oszczędzić czasu laboratoriom, a ludziom ocalić życie. Ale jak powstały te nie wyjaśnione wątki? Znamy całą historię, wszystko co można znaleźć w archiwach, lecz jedynie do chwili eksperymentu! Coś musiało się więc wydarzyć później. Po co w ogóle zatajać teorię i eksperyment zakończony fiaskiem? Bez sensu! Chyba, że eksperyment się powiódł. Kai zatkało. — Ale... to niemożliwe! Znamy przecież... — Tylko jedną stronę medalu — przerwał jej Billie. — Chodźmy do komputera i zobaczmy, co jeszcze można by do niego wprowadzić, aby uzupełnić nasze dane. Billie przeszedł do swej pracowni i zajął miejsce na wyściełanym fotelu przed klawiaturą. Kai stanęła obok. — Podawaj wolne skojarzenia — polecił. — Antor Trelig... gąbka... Nowe Pompeje... Nowa Harmonia... Gil Zinder... Nikki Zinder... Ciągnęła dalej tę tyradę wyrzucając z siebie wszystkie słowa-klucze, jakie tylko przyszły jej do głowy. Każde pojawiało się na ekranie monitora. Następnie profesor zażądał nazwisk członków Rady lub ich pełnomocników, zaproszonych na demonstrację do Treliga. Chciał również wiedzieć, którzy z nich zajmowali równocześnie jakieś stanowiska w Prezydium, a także jakie w ogóle pełnili funkcje. Przetwarzanie danych zajęło dosłownie parę sekund, lecz sam druk trwał jeszcze parę minut. Oboje skupili się na studiowaniu obszernego wydruku. Wczesnym rankiem następnego dnia, po nie przespanej nocy mieli już na koncie parę interesujących zagadek i kilka nowych śladów. — Spójrz tutaj. Radna Alaina — oznajmił Billie. — Była Komendantem Policji Konfederacyjnej, kiedy Trelig urządził pokaz doświadczenia. Nie stawiła się tam jednak. Wysłała tylko asystenta. Nieźle się jej poszczęściło — po pewnym czasie została Przewodniczącą Rady! A co sądzisz o tym? — Jego wzrok przeleciał po jedenastu metrach druku i w końcu znieruchomiał. — O tutaj! To właśnie ona ogłosiła światu odkrycie antidotum przeciw zarazie trzynaście lat później. Antidotum przeciw zarazie! Syndykat przestał istnieć. A tu mamy również Treliga, z którym łączyły ją pewne sprawy trzynaście lat wcześniej, gdy był szefem gąbkowego syndykatu. Musiała o tym wiedzieć jako Komendant Policji. A czy istnieją lepsze stanowiska, jeśli chce się coś ukryć? Urwał na chwilę, lecz w tym czasie Tortoi Kai zdążyła wepchnąć się już między niego a konsolę. — Proszę o następujący zestaw danych: historia poszukiwań antidotum lub środka odwykowego przeciw gąbce po roku tysiąc dwieście trzydziestym siódmym. Owa data kończyła wczesny okres badań nad tym problemem. Komputer wyświetlił odpowiedź po wyjątkowo długiej przerwie, lecz potwierdziły się ich wcześniejsze podejrzenia. W czasie tych trzynastu lat między zniknięciem Antora Treliga, a ogłoszeniem przez panią Prezydent Alainę wiadomości o odkryciu antidotum przeciw gąbce nie prowadzono żadnych badań nad tym problemem. Syndykat stłumił je w zarodku. Lekarstwo pojawiło się bez prowadzenia wcześniej jakichkolwiek badań, dzięki pewnemu potężnemu indywiduum uwikłanemu również w zniknięcie Treliga. Profesor Billie promieniał, choć dopiero teraz zaczynały się prawdziwe kłopoty. Mieli do czynienia z materiałami starannie i przemyślnie ukrytymi. Nim poznają wszystkie odpowiedzi, czeka ich jeszcze długa zabawa z komputerem. — Gdzie odkryto antidotum przeciw gąbce? — spytała Kai również bardzo podekscytowana. NIE WIADOMO — Opowiedziała maszyna. — Kto je odkrył? KOMPUTER — Czyj komputer? — spytała Tortoi. ZINDERA Dochodzenie szło jak krew z nosa. Całe szczęście, że znali chociaż dość faktów, by zadawać odpowiednie pytania