Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Ja pamiętam ją bardzo dobrze - odrzekł jej ojciec. - Oddałbym całe moje imperium, żeby tylko raz jeszcze ujrzeć jej twarz. Ce'Nedra ujęła w dłoń wychudzoną rękę Rana Borune i błagalnie spojrzała na męża. - Czy mógłbyś? - spytała. W jej oczach pojawiły się dwie wielkie łzy. - Nie jestem zupełnie pewien - mruknął z zakłopotaniem Garion. - Zdaje mi się, że wiem, jak to zrobić, ale nigdy nie spotkałem twojej matki, musiałbym więc... - urwał, jego umysł pracował gorączkowo. - Z pewnością ciocia Pol potrafiłaby, ale... - Podszedł do łóżka. - Zawsze możemy spróbować. - Ścisnął wolną rękę Ce'Nedry, drugą dłonią ujmując palce imperatora i łącząc ich w jeden krąg. Było to niezmiernie trudne. Wiek i długa choroba zaćmiły wspomnienia Rana Borune, obecny zaś w umyśle Ce'Nedry obraz matki był tak niewyraźny, że ledwie dawało się go odczytać. Garion skupił się, zbierając całą swą wolę. Na jego czoło wystąpiły kropelki potu, gdy walczył, by połączyć owe ulotne wspomnienia w jeden obraz. Światło, przenikające przez zwiewne zasłony nagle pociemniało, jakby po niebie przepłynęła chmura, przesłaniając słońce. W oddali rozległ się delikatny dźwięk małych złotych dzwoneczków. W komnacie rozszedł się dziwny, leśny zapach - ulotna woń mchu, liści i zielonych drzew. Światło przygasło jeszcze mocniej, dzwonienie zaś i zapach nasiliły się. I nagle w powietrzu u stóp łoża umierającego imperatora ukazał się mglisty, jaśniejący obłok. Jego blask płonął coraz mocniej i w nim ukazała się ona. Ce'Vanne była nieco wyższa niż jej córka, lecz Garion natychmiast dostrzegł, dlaczego Ran Borune zawsze darzył swą jedynaczkę takim uwielbieniem. Ich włosy miały ten sam odcień głębokiej czerwieni, cera była identycznie złocistooliwkowa, a oczy zielone. Twarz Ce'Vanne zdradzała upór i niezależność, lecz w spojrzeniu kryła się głęboka miłość. Postać bezszelestnie obeszła łóżko, wyciągając dłoń, by musnąć policzek Ce'Nedry stęsknionymi, widmowymi palcami. Garion zauważył nagle źródło owego dziwnego dźwięku. Matka Ce'Nedry miała w uszach złote kolczyki w kształcie żołędzi, ulubioną ozdobę córki. Ukryte wewnątrz dzwoneczki wydawały z siebie cichy, melodyjny brzęk za każdym razem, gdy ich właścicielka poruszyła głową. Zupełnie irracjonalnie Garion przypomniał sobie, że te same kolczyki leżały w tej chwili na toaletce Ce'Nedry w Rivie. Ce'Vanne wyciągnęła dłoń do męża. Twarz Rana Borune wyrażała zachwyt, jego oczy były pełne łez. - Ce'Vanne - powiedział drżącym szeptem, próbując podnieść się na łóżku. Wyszarpnął rozdygotaną rękę z uścisku Gariona i sięgnął ku zjawie. Przez moment ich dłonie zdawały się stykać, a potem Ran Borune wydał z siebie długie, chrapliwe westchnienie, opadł na poduszki i umarł. Ce'Nedra przez długi czas siedziała bez ruchu, trzymając w dłoni rękę ojca, podczas gdy z pokoju wolno ulatniała się leśna woń, dźwięk dzwoneczków znikał w dali, a światło dzienne powracało. Wreszcie ostrożnie złożyła wyniszczoną dłoń na kołdrze, wstała i niemal obojętnie rozejrzała się po komnacie. - Oczywiście trzeba tu będzie wywietrzyć - stwierdziła z roztargnieniem. - I może przynieść jakieś kwiaty, aby odświeżyć powietrze. - Wygładziła kołdrę z boku łóżka i spojrzała poważnie na ciało ojca. Następnie odwróciła się. - Och, Garionie! - zaszlochała i nagle rzuciła mu się w ramiona. Garion przytulił ją do siebie, gładząc jej włosy i czując drżenie drobnego ciała. Cały czas jednak nie odrywał wzroku od nieruchomej, spokojnej twarzy imperatora Tolnedry. Zapewne musiało to być złudzenie, ale wydało mu się, że na ustach Rana Borune dostrzega szczęśliwy uśmiech. ROZDZIAŁ 11 Uroczysty pogrzeb imperatora Rana Borune XXIII z Trzeciej Dynastii Borunów odbył się kilka dni później w świątyni Nedry, Boga-Lwa czczonego w imperium. Świątynia mieściła się w wielkim marmurowym budynku nie opodal pałacu imperatora. Ołtarz wspierał się na potężnym wachlarzu z czystego złota, z wyrytą pośrodku lwią głową. Tuż przed ołtarzem ustawiono prosty marmurowy katafalk, na którym złożono ojca Ce'Nedry. Nieżyjący imperator leżał spokojnie, od stóp aż po szyję okryty złotą materią. Przedzielone rzędami kolumn wnętrze świątyni wypełniło się po brzegi rywalizującymi członkami wielkich rodów. Nie chodziło im bynajmniej o okazanie szacunku zmarłemu, lecz o popisanie się bogactwem strojów i ciężarem przystrajających je klejnotów. Garion i Ce'Nedra, odziani w najgłębszą czerń, siedzieli u boku generała Yarany z przodu rozległej sali i słuchali mów pożegnalnych. Tolnedrańska polityka wymagała, by przedstawiciel każdego z potężnych rodów zabrał głos przy tej smutnej okazji. Garion podejrzewał, że przemówienia przygotowano z dużym wyprzedzeniem. Wszystkie były niezwykle kwieciste i nużące, i każde zdawało się zmierzać do stwierdzenia, że choć Ran Borune odszedł, imperium trwa dalej. Wielu mówców, wygłaszających te słowa, sprawiało wrażenie bardzo zadowolonych z siebie. Gdy wreszcie mowy dobiegły końca, okryty białą szatą najwyższy kapłan Nedry - pękaty, spocony mężczyzna o wulgarnych zmysłowych ustach - powstał z miejsca i stanął przed ołtarzem, by dodać parę słów od siebie. Posługując się przykładami z życia Rana Borune wygłosił długie kazanie, dotyczące korzyści z posiadania majątku i mądrego z niego korzystania. Z początku Garion był wstrząśnięty doborem tematu homilii, lecz urzeczone twarze zebranego w świątyni tłumu przekonały go, iż dla Tolnedran kazanie o pieniądzach jest naprawdę wzruszające, a najwyższy kapłan dzięki tak porywającemu tematowi mógł przemycić w swej mowie liczne pochwały dotyczące ojca Ce'Nedry. Kiedy wygłoszono już wszystkie rozwlekłe przemówienia, drobne ciało imperatora zostało złożone obok jego żony pod marmurową płytą w należącej do Borunów części katakumb w podziemiach świątyni. Następnie żałobnicy powrócili do głównej sali, aby wyrazić kondolencje pogrążonej w smutku rodzinie. Ce'Nedra znosiła to dobrze, choć była bardzo blada. W pewnym momencie zachwiała się lekko i Garion odruchowo sięgnął, aby ją podtrzymać. - Nie dotykaj mnie! - syknęła cicho, gwałtownie unosząc głowę. - Słucham? - Garion spojrzał na nią ze zdumieniem. - Nie wolno nam okazać ani śladu słabości w obecności naszych nieprzyjaciół. Nie załamię się, żeby dostarczyć rozrywki Honethom, Horbitom czy Yorduom. Gdybym to zrobiła, mój ojciec z oburzenia powstałby z grobu. Wielmoże ze wszystkich znaczniejszych rodzin nadal podchodzili do nich, by wygłosić sążniste i wyraźnie nieszczere kondolencje, skierowane do obleczonej w żałobę Rivańskiej Królowej. W Garionie ich ledwie skrywane uśmieszki budziły pogardę, a jadowite uwagi - niesmak. Z każdą chwilą stawał się coraz surowszy i bardziej wyniosły