They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Z pewnością nie orientujesz się w przeciętnej długości naszego życia, skoro mi proponujesz taką podróż. Nawet uwzględniając efekt spowolnienia upływu czasu w prędkościach przyświetlnych i różne sztuczki z anabiozą, nie wiem czy dotarłbym do was przed śmiercią. Wyobrażam też sobie jak wygląda po tej podróży nasza reprezentacyjna piękność i co z niej zostanie na otwarcie konkursu - uśmiechnąłem się smutno. - No tak - westchnęła ciężko i jakby nieco przygasła na mojej dłoni. - Trzeba mu będzie chyba tłumaczyć wszystko od początku, a wtedy z pewnością spóźnimy się na inaugurację. Z tymi peryferyjnymi zawsze są jakieś kłopoty. Umilkła zrezygnowana i zbladła tak bardzo, że aż mi się jej żal zrobiło. - A kiedy rozpoczyna się ta impreza? - zapytałem głupkowato, jakby rok w tę lub w tamtą stronę urządzał mnie niebywale. - Już się zaczęła, przedwczoraj, ale jeśli się pośpieszymy, to zdążymy na otwarcie. Ostatecznie na takiej trasie można nadrobić te dwa - trzy dni. Wrzuciłem ją z powrotem do koszyka i podszedłszy do okna otworzyłem je szeroko na chłodny powiew nocy. Następnie ze złośliwą satysfakcją uszczypnąłem się w udo, gdyż jest to podobno znany od wieków sposób na rozproszenie wątpliwości. Zabolało! Odczekawszy chwilę powtórnie zajrzałem do koszyka - leżała na dnie! - Robin! Zjawił się natychmiast, tak jakby podsłuchiwał pod drzwiami sypialni. - Proszę? - Co to jest? - zapytałem dyplomatycznie, podsuwając mu koszyk. - To? Mądrala. - Skąd wiesz, jak się nazywa? - Sama mi powiedziała. - A gdzie ją znalazłeś? - W skrzynce na listy. - Możesz odejść! Nie wiem czy mi się tylko wydawało, ale on już zamykając drzwi łypnął swoim wyłupiastym okiem w stronę koszyka. Zaledwie zniknął, wyjąłem okrągłą gadułę i postawiłem na dłoni. - Załóżmy, że się zgodzę na waszą propozycję... W takim razie kiedy moglibyście mnie odtransportować na Ziemię? - Gdybyś nie zechciał zwiedzić Fluterii, lecz wracał zaraz po bankiecie, to mógłbyś być w domu już we czwartek. - Wykluczone! W środę rozpoczyna się kolejne sympozjum wdzięku i muszę przygotować dla szefa referat o wpływie fascynacji totalnej na przemianę materii u człowieka. - A szef nie mógłby sam napisać sobie tego wystąpienia? - I ty to mówisz? Mądrala! Zaczerwieniła się wyraźnie i tak stwardniała w dotyku, że aż mi się jej żal zrobiło. - A oprócz tego muszę być osobiście na tym zbiegowisku. Rozumiesz! Przez chwilę trwała w bezruchu, aż nagle drgnęła i uniosła się w powietrze, łagodnie rozświetlona. - Słuchaj, a nie ma tu gdzieś w pobliżu jakiegoś dublotronu? Zrobiłoby się kopię i po kłopocie. - To nie takie proste. Chcąc sporządzić dubleta, trzeba zdobyć z tuzin rozmaitych zaświadczeń i uzyskać zgodę Urzędu Powielacyjnego. Nie słyszałem, żeby ktoś zdołał ją otrzymać w ciągu miesiąca. - Ale dawniej robiliście takie rzeczy bez zbytnich ceregieli. Gdzieś po domach muszą być jeszcze jakieś sprawne powielarki. - Nawet u mnie, na strychu, stoi jedna taka, tylko że to grat nie do użytku. Kilka lat temu sporządziłem sobie zastępcę na pewne nadzwyczaj nudnie zapowiadające się przyjęcie, to tak mnie skompromitował, że kilka pań przestało mi się odkłaniać. Skasowałem go zaraz po powrocie i nawet nie wiem co on tam narozrabiał. Oprócz tego nigdy nie wiadomo czego ta maszynka zapomni dorobić, a gdzie znowuż doda co nieco przez roztargnienie. - Szukasz dziury w całym! Ostatecznie napisać referat potrafi nawet najbardziej nieudany dublet a na sympozjach tacy znowu geniusze nie bywają. Przeważnie nie bywają - dodała prędko najmilszym tonem, trochę się przy tym zarumieniwszy. Perspektywa tak dalekiej i niezwykłej podróży kusiła mnie coraz wyraźniej, a początkowe obiekcje rozpływały się bez śladu w powodzi argumentów wygłaszanych śpiewnym głosem mądrali. - No dobrze - powiedziałem zdecydowanie. - Spróbuję ulepić jakiegoś sobowtóra, a na razie właź do kieszeni i siedź cicho. Udało mi się wymknąć na strych bez zaalarmowania wścibskiego autolokaja