They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Bo kim jest teraz Henryk dla niej? Byłym szwagrem... Tylko że dzień się dopiero zaczynał, jeszcze czekało ją spotkanie z nim przy obiedzie, i to w asyście ciotki Edwardy. Godziny jej się dłużyły, nie mogła sobie znaleźć miejsca. Wyszła do parku, ale zaraz wróciła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i chyba zasnęła, bo nie słyszała gongu na obiad. Znowu pojawiła się pokojówka, ze słowami, że wszyscy są już przy stole, wszyscy... a więc także on. Schodziła po schodach z podobnymi uczuciami co rano, a kiedy weszła do stołowego, starała się nie patrzeć w stronę miejsca, które zajmował Henryk. Udało się jej to tylko połowicznie, to znaczy siadała już na swoim krześle, które lokaj odsunął, kiedy nagle napotkała wzrok Henryka. Zakręciło jej się w głowie od nagłego gorąca. Zrozumiała, że już nigdy nie będzie tak jak przedtem, kiedy przekomarzali się ze sobą, prawili sobie złośliwości. Byli dla siebie już kimś innym, ale to, co teraz czuła, różniło się bardzo od jej odczuć jeszcze sprzed chwili. Z pewnością nie była to niechęć, ale silna więź z tym mężczyzną. Wbrew wszystkim postanowieniom, że nigdy nie pozwoli mu się dotknąć, Karolina przyszła do niego w nocy. Bała się, trzęsła się jak ogarnięta gorączką, a jednak musiała do niego przyjść. Nic do siebie nie mówili, objęły ją jego ramiona. I wszystko, co teraz odczuwała, było tak inne, nowe, oszałamiające. Henryk miał rację, to była najpiękniejsza rzecz, jaka się mogła zdarzyć dwojgu ludziom. Odkrywała to dla siebie co noc i zawsze było w niej zdumienie i zachwyt. Chodziła na wpół przytomna, nie bardzo rozumiejąc, co się do niej mówi. Ciotka była wyraźnie zaniepokojona jej zachowaniem, obserwowała ją jednak bez słowa. Zbliżał się dzień wyjazdu Henryka i Karolina myślała o tym z lękiem. Nie wiedziała, co ją wiąże z Henrykiem, czy to jest właśnie miłość. Potrzebowała jego obecności, jego głosu, pieszczot. Po wyjeździe Henryka pałac wydawał się Karolinie nie zamieszkany, mimo że poruszały się po nim te same postacie, co przedtem, ale to byli wszystko statyści, nawet ciotka Eda straciła w jej oczach, może dlatego, że już nie musiała się przed nią pilnować. Nie miała żadnej tajemnicy, była panienką przygotowującą się do wyjazdu na pensję. Jedyną osobą, z którą Karolina znajdowała wspólny język, była Katarzyna. Katarzyna przez kilka miesięcy karmiła Karolinę piersią, matka bardzo chorowała, a Katarzyna urodziła właśnie dziecko. Nie przeżyło roku, całe więc, uczucia macierzyńskie ochmistrzyni przelała na Karolinę. Z dzieciństwa \ Karolina zapamiętała ciepło ramion ochmistrzyni i jej głos, gdy utulała ją do snu. Może dlatego uczucie do matki było od początku nieszczęśliwe, poszukiwała jej, tęskniła za nią, a kiedy spotykała na swojej drodze, J ogarniało ją onieśmielenie. Matka nie przy tułała jej nigdy, nie zachodził też do jej pokoju nawet wtedy, gdy Karolina chorowała. Zawsze by, Katarzyna. Kiedy podrosła, już tak dramatycznie nie szukała matki, ale, jej widok zawsze napełniał ją czymś w rodzaju szczęścia. Każde słowo| które matka wypowiedziała do niej, Karolina przywoływała potem w pamięci, tylko matka niczego nie musiała powtarzać dwa razy. A teraz nie było jej tak długo, Karolina niemal nie pamiętała już jej głosu... Nie spodziewała się niczego dobrego na pensji, ale to, czego doświadczała, było po prostu potworne. Ograniczono jej przestrzeń poruszania się, przyzwyczajona była do ruchu, do chodzenia samopas. Tu musiała zdawać sprawę niemal z każdego kroku. Nie nawiązała bliższych znajomości z dziewczętami. Jak przewidywała, były to prowincjuszki zachwycone już samą myślą, że oto są w stolicy. Rozmawiały tylko o strojach i o balach, co Karoliny absolutnie nie interesowało. Odpowiadała półgębkiem, robiąc wyniosłe miny. Wkrótce zrobiło się wokół niej pusto, ale nie było jej z tego powodu smutno. Nie odczuwała samotności, raczej tęskniła do niej. Dzieliła pokój z dwiema panienkami ze dworu, które były szlacheckiego pochodzenia, a więc stały niżej od Karoliny na drabinie społecznej. Przymilały się do niej, by móc się chwalić przyjaźnią z hrabianką Lechicką. Wiedziała, że tylko o to chodzi, że pcha je w jej stronę tytuł. Trzymała się więc na dystans. Cóż zresztą mogły mieć sobie do powiedzenia, ona już czuła się kobietą, one to były dopiero podlotki. Czerwieniły się na myśl o spotkaniu z mężczyzną. Już samo to słowo przyprawiało je o zawrót głowy. A na Karolinę czekał świat literatury, muzyki, sztuki. To wszystko było jak niezliczone schody wiodące gdzieś w górę, postanowiła się tam wspiąć, nie omijając niczego po drodze. Bardzo dużo teraz czytała, chociaż to, co było dostępne, nie robiło na niej wrażenia. O ileż bardziej zajmująca była literatura, którą czytała po francusku. Matka tuż przed wyjazdem podarowała jej tomik wierszy Wiktora Hugo. I Karolina znała go niemal na pamięć, nie tylko dlatego, że był prezentem od matki; w słowach idących do niej z kart książki odkrywała niezwykły czar, jakby prawdziwy smak życia. To życie wydawało się tak pasjonujące, pełne niespodzianek, ale niestety toczyło się z dala od niej. Była pewna, że doświadcza czegoś nieporównanie mniej zajmującego. Co dzień te same twarze, te same niemal słowa. Nawet kiedy zdarzało się coś poza dziennym rytuałem, nie potrafiło Karoliny usatysfakcjonować. W wigilię świętego Andrzeja przełożona pozwoliła im na lanie wosku. Karolina początkowo chciała pójść do siebie, ale w końcu przystała na to wyłącznie damskie towarzystwo. Dziewczęta lały wosk do naczynia z wrzątkiem i wosk natychmiast zastygał, układając się w przeróżne kształty. Jednej wyszedł wianek, innej wyraźnie różaniec, jeszcze innej dwa połączone ze sobą dziobkami gołąbki. Tylko figury odlanej ręką Karoliny nie sposób było rozszyfrować. W końcu jedna z dziewcząt powiedziała niepewnie: - Dla mnie to jest dziecko trzymające gromnicę... I nagle Karolina też je zobaczyła, to był noworodek, któremu w miejscu pępowiny wyrastała świeca z rozwianym na wietrze płomieniem, przytrzymywał ją rękami i kolanami. Umrę w połogu jak Mania - przemknęło jej przez myśl. W nocy nie mogła zasnąć, myślała o tej wróżbie. Ale z nastaniem dnia lęki się rozwiały, ponieważ Karolina nauczyła się odsuwać od siebie to, co smutne