Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Na jakiej podstawie? - zapytał rzeczowo. Sekretarz westchnął rozpaczliwie, niczym Lewiatan wypływający z głębin dla zaczerpnięcia oddechu, i z żalem zaliczył punkt na korzyść Bartolomeusa. - Ciągle tej samej - wyjaśnił niechętnie, bo nie miał już w zanadrzu nic równie bombowego. - Ponieważ uważają, iż to, co my mamy za świat i życie doczesne, tak naprawdę jest biblijnym piekłem, oni zaś są chrześcijańskimi duszami pokutującymi za grzechy w owym inferno i oczekującymi na czyściec (utożsamiany z naszym rajem), przeto drogą prostej ekstrapolacji wywodzą, iż ten, który uważa się za następcę Piotrowego jest w istocie Belzebubem, ergo ich dręczycielem i zwierzchnikiem. Nie widzą przeto przeszkód po temu, by ich akcje uczestniczyły w obrocie Giełdy Watykańskiej. Dodatkowo, za uzyskany profit, zamierzają sobie kupić odpuszczenie grzechów, by tym snadniej skrócić swą drogę do Prawdziwego Raju... - Belzebub to ja? - upewnił się Bartolomeus, który w rzeczywistości nie był tak opanowany, jak to dawał poznać po sobie i nieco zagubił się w mętnej retoryce. Poza tym, przejęty sobą brat Hilary, miał zwyczaj mówić głosem podobnym do skrzypu starej ławki kościelnej, co dodatkowo denerwowało i rozpraszało papieża. Pod jego badawczym wzrokiem sekretarz spuścił oczy. - Hm... tak - zadecydował niezdecydowanie Bartolomeus. Nie miał absolutnie pojęcia, co w tej sytuacji powinien uczynić. To znaczy, wiedział oczywiście, ale zarówno brat Hilary, jak i uosabiany przez niego Święty Kościół oczekiwali, że ze wzburzeniem i wzgardą (lecz w milczeniu, by zdecydowaną odmową nie przyczynić neosatanistom rozgłosu oraz poklasku) odrzuci niestosowną propozycję. Z drugiej jednak strony, akcje na pewno będą się dobrze sprzedawały, a utrzymywanie klątwy nad Hollywood piekielnie kosztuje. Niestety, z niebios nie ma żadnego wsparcia... - Jak się nazywają te ich papiery? - zapytał Bartolomeus z lekkim drżeniem w głosie, co nie uszło uwagi czujnego niczym żuraw, sekretarza. W głowie brata Hilarego pojawiło się przerażające w swej prostocie podejrzenie. Czyżby...? Nie dokończył owej bezbożnej myśli. - „Prawdziwy Raj, Sp. z o.o.” - wystękał sekretarz, który w tym samym momencie, w blasku zesłanego nań objawienia pojął, iż jego domysł był słuszny. - Mają też slogan reklamowy: „Kupując akcje >Prawdziwego Raju< kupujesz zbawienie dla siebie i dla nas”. To oczywiste bluźnierstwo, ale cóż robić... Ostatnią uwagą brat Hilary dawał jeszcze szansę Bartolomeusowi i wskazywał, by ten porzucił grzeszny zamysł. Papież zlekceważył tę przyjacielską pomoc. - Przyjmiemy ich propozycję - powiedział do sekretarza, któremu w tym momencie się zdawało, że śni, albo, iż istotnie, rację co do prawdziwej natury świata, a co za tym idzie - Bartolomeusa w szczególności - mają właśnie neosataniści. Dla nieskomplikowanej, nieco inkwizytorskiej duszy brata Hilarego był to wstrząs, większy niż ten, wywołany upadkiem na poprzedni Watykan, rakiety typu „Mahdi” z głowicą jądrową. Sekretarz przeżył go, gdyż dokonywał akurat, w prywatnym bunkrze papieskim, corocznego spisu z natury i nawet dzisiaj, z wyrazistością daną tylko śmiertelnie przerażonym, pamiętał, iż nie mógł się doliczyć jednej z piusek antyradiacyjnych. Ponieważ pomagający mu młodzi zakonnicy z wydziału rachuby niecierpliwili się w sposób dosyć ostentacyjny (co dowodziło ich niedostatecznego przygotowania do służby bożej w Filii Pańskiej na Ziemi, jak to sobie zakonotował brat Hilary), przeto wysłał ich na górę, postanawiając samotnie dokończyć poszukiwań. Jego sumienność została wynagrodzona od ręki - atak mahometan starł z powierzchni planety Państwo Watykańskie, a nierzetelnych zakonników w pierwszym rzędzie. Czyż dziwić się zatem należy, iż nie tylko postronni, ale i sam brat Hilary przemyśliwał nad tym, czy ów wypadek nie był znakiem z niebios, iż to on właśnie - cudownie ocalony, jedyny sprawiedliwy niczym Lot z Sodomy - jest wybrańcem mającym zasiąść na Piotrowym tronie? Kiedy niemal po miesiącu, specjalny oddział dezaktywacyjny Aniołów Piekła, w srebrnych kombinezonach ochronnych dotarł do niego, brat Hilary wziął dowódcę grupy za archanioła Gabriela, przybywającego na czele swych zastępów, by mu ów nieziemsko odpowiedzialny zaszczyt, ofiarować