Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- On coś jest dzisiaj dziwnie ożywiony. Na pewno porządnie draba znieczuliłeś? Obraz Alberta zakaszlał. - Tak naprawdę, pani Broadhead, program medyczny zalecił, żeby teraz już nie podawać zbędnych leków. - Och, Boże! Nie będzie spał, tylko marudził dzień i noc! Koniec z tym, Robinie, jutro lądujesz w klinice. A przez cały czas, kiedy tak na mnie warczała, trzymała rękę na mojej szyi, głaszcząc; słowa mogą kłamać, ale dotyk miłości zawsze się czuje. Rzekłem więc spokojnym głosem: - Załatwmy to żydowskim targiem. Ja pójdę do kliniki i zrobią mi komplet badań, a jeśli wyniki będą dobre, dasz sobie spokój z wykłócaniem się o mój lot w kosmos. Essie zamilkła, rozważając wszystko uważnie, zaś Albert spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. - Myślę, że popełniasz błąd, Robinie. - Taki już los nas, ludzkich istot, żeby popełniać błędy. Co jest na obiad? Widzicie, tak sobie wymyśliłem, że jeśli będę przejawiał spory apetyt, wezmą to za dobry znak i chyba faktycznie tak się stało. Wyliczyłem sobie także, że mój nowy statek będzie gotowy dopiero za parę tygodni, więc i tak nie było powodu do pośpiechu - nie miałem zamiaru lecieć jakąś rozlatującą się, cuchnącą Piątką, kiedy zaraz miałem dostać własny jacht. Ale nie wymyśliłem jednego: że zapomniałem, jak bardzo nienawidzę szpitali. Kiedy Albert mnie badał, mierzył moją temperaturę za pomocą pomiaru promieniowania podczerwonego, wykonywał skan moich oczu pod kątem przejrzystości, przeszukiwał skórę szukając uszkodzeń zewnętrznych, jak pęknięte naczynia krwionośne, przepuszczał ultradźwięki przez mój tors, oglądając organy wewnętrzne, badał próbki, które pozostawiłem po sobie w toalecie, próbując wykryć zakłócenia równowagi biochemicznej i zliczając bakterie. Albert nazywał te procedury nieinwazyjnymi. Ja określałem je jako uprzejme. Procedury diagnostyczne w klinice nie zadawały sobie trudu, żeby być uprzejme. W rzeczywistości nie były bolesne. Powierzchnię mojej skóry znieczulano, zanim wniknięto w głąb, a kiedy już przebijesz się przez powłokę zewnętrzną, to w środku nie ma zbyt wiele końcówek nerwów, którymi należałoby się przejmować. Czułem tylko mrowienie, nacisk i łaskotanie. Ale w dużych ilościach, a poza tym wiedziałem, co się tam dzieje. Cienkie jak włos światłowody grzebały we wnętrzu mojego brzucha. Ostre jak igły pipety wysysały ze mnie strzępki tkanek do analizy. Strzykawki pobierały próbki moich płynów ustrojowych; sprawdzano szwy, oceniano blizny. Cała procedura nie trwała dłużej niż godzinę, ale miało się wrażenie, że trwa wieczność i szczerze mówiąc, wolałbym w tym czasie robić co innego. Potem pozwolili mi się ubrać i mogłem usiąść na wygodnym krześle w obecności lekarza, który był żywym człowiekiem. Pozwoli nawet przysiąść się Essie, ale nie dano jej szansy na zabranie głosu. To ja odezwałem się pierwszy. - I co pan powie, doktorze? - spytałem. - Jak szybko będę mógł polecieć w kosmos? Nie mam na myśli rakiet, mówię o pętli Lofstroma, równie szkodliwej co winda. Widzi pan, pętla jakoś ciągnie nas wzdłuż magnetycznej wstęgi... Doktor uniósł rękę. Był krępym, siwym człowieczkiem przypominającym świętego Mikołaja, ze schludną, krótko przyciętą bródką i jasnobłękitnymi oczami. - Wiem, co to jest pętla Lofstroma. - Cieszy mnie to nad wyraz. Więc? - Więc - rzekł - zwykła praktyka zakłada, że po takiej operacji, jaką pan przeszedł, należy unikać wszelkich takich rzeczy przez jakieś trzy do czterech tygodni, ale... - Och, nie! Doktorze, nie! - odezwałem się. - Proszę! Nie chcę snuć się bez sensu przez prawie miesiąc! Spojrzał na mnie, a potem na Essie, która nie patrzyła mu w oczy. Uśmiechnął się. - Panie Broadhead - zaczął - powinien pan dowiedzieć się o dwóch rzeczach. Po pierwsze, w pewnych przypadkach pożądane jest przetrzymywanie rekonwalescenta w stanie uśpionym przez pewien okres czasu. Dzięki elektrycznie stymulowanym ćwiczeniom mięśni, masażom, dobrej diecie i właściwej opiece pielęgniarskiej, nie ma zaburzeń w funkcjonowaniu organizmu, a systemowi nerwowemu pacjenta lepiej to znieść. Wszystkim innym też. - Tak, tak - odparłem, niezbyt zainteresowany. - A po drugie? - Po drugie, pańska operacja odbyła się czterdzieści trzy dni temu. Może pan robić co tylko chce. Jazdę pętlą też pan może odbyć. Były takie czasy, kiedy droga do gwiazd wiodła przez Gujanę, Bajkonur albo Przylądek Canaveral. Trzeba było spalić wodoru za milion dolarów, żeby dostać się na orbitę i tam przesiąść na coś lecącego dalej. Teraz mieliśmy pętle startowe Lofstroma rozmieszczone wzdłuż równika, olbrzymie, przypominające pajęcze sieci konstrukcje, niewidoczne dopóki człowiek nie znalazł się prawie koło nich, - no, w promieniu dwudziestu kilometrów, czyli w otaczającym je polu lądowania. Patrzyłem na nią z przyjemnością i dumą, kiedy ją okrążaliśmy i podchodziliśmy do lądowania