Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Przez długą chwilę Mike wpatrywał się ciekawie w Greenberga. A potem zadał pytanie: - Czy którykolwiek z was, mądrale, pomyślał o poddaniu go testom? Proszę, panie Greenberg. - Nalał wody do papierowego kubka i podał go pacjentowi. Greenberg wyciągnął rękę. Woda wycofała się do drugiej połowy kubka, jak najdalej od ręki nieszczęsnego ajenta bufetu. Kiedy chwycił kubek w dłoń, cała zawartość wystrzeliła w powietrze. - A więc jest wariatem czy nie? - zapytał Mike ironicznie. - Zapewne nic nie wiecie o takich stworzeniach jak gnomy czy elfy. Niech pan pójdzie ze mną, panie Greenberg. Wyszli razem i ruszyli w stronę drewnianego ganku. Greenberg opowie dział Mike’owi całą historię i wyjaśnił mu, w jaki sposób ciążąca na nim klątwa, oprócz tego, że ukazuje go na potworne cierpienia i niewygody, spowoduje finansową ruinę. - Lekarze panu nie pomogą - stwierdził Mike po dłuższej chwili. - Cóż oni wiedzą o Małym Ludzie? Trudno mi pana winić za zwymyślanie gnoma. Gdyby był pan Irlandczykiem, to pewnie okazałby mu pan większy respekt. W każdym razie, męczy pana pragnienie? Nie może pan pić absolutnie niczego? - Nic a nic - potwierdził Greenberg żałobnym tonem. Weszli do bufetu. Jedno spojrzenie powiedziało Greenbergowi, że interes nie idzie najle- piej, ale nawet to nie zdołało pogrążyć go w większej rozpaczy niż ta, którą przeżywał. Esther przypadła do niego, jak tylko go zobaczyła. - No i co? - spytała niecierpliwie. Greenberg bezradnie wzruszył ramionami. - Nic. Lekarz pomyślał, że zwariowałem. Mike w zamyśleniu spoglądał na bar i po wyrazie jego twarzy można było sądzić, że usi- łuje coś sobie przypomnieć. - No jasne - odezwał się po dłuższej chwili milczenia - Czy próbował pan pić piwo, panie Greenberg? Kiedy byłem małym chłopcem, moja matka często opowiadała mi o elfach i gnomach, a także innych przedstawicielach Małego Ludu. Znała ich wszystkich bardzo dobrze. Oni w ogóle nie dotykają alkoholu. Niech pan spróbuje łyknąć szklaneczkę piwa... Greenberg posłusznie poczłapał za bar i włożył szklankę pod kurek. Nagle jego zgnębiona twarz rozjaśniła się. Spienione piwo wypełniło szklankę... i pozostało w niej! Mike i Esther wy- mienili uśmiechy, kiedy Greenberg odchylił do tyłu głowę i łapczywie opróżniał naczynie. - Mike! - zaryczał radośnie. - Jestem ocalony. Musisz napić się ze mną! - No, cóż... - zaprotestował słabo policjant. Późnym popołudniem Esther musiała zamknąć lokal i zabrać swojego męża razem z Mikiem do hotelu. Następnego dnia lało jak z cebra, jako że była to sobota. Greenberg nie mógł zwalczyć potężnego kaca, który coraz bardziej się pogłębiał przez fakt, że musiał nieustannie pić piwo, aby zaspokoić powracające pragnienie. Z rozpaczliwą tęsknotą myślał o zakazanych dla niego wor- kach z lodem i rozpuszczanych w wodzie pastylkach Alka Seltzeru. - Nie zniosę tego dłużej! - zawodził. - Piwo na śniadanie - tfu! - Lepsze to niż nic - skomentowała Esther fatalistycznym tonem. - Nie wiem, czy to mi cokolwiek pomoże. Ale, kochanie, nie jesteś na mnie wściekła za tamten wieczór z Sammiem? Żona uśmiechnęła się łagodnie. - Skądże! Zacznij tylko mówić o posagu, a w mig pojawi się z powrotem. - Tak sobie właśnie myślałem. Tylko co ja pocznę z ciążącą na mnie klątwą? Mike złożył parasol i radośnie wkroczył do lokalu, prowadząc ze sobą malutką staruszkę, którą przedstawił jako swoją matkę. Greenberg z zazdrością patrzył na Mike'a, widząc znakomite efekty działania worków z lodem i Alka Seltzeru; policjant był w równie świetnej formie, co po- przedniego dnia. - Mike opowiedział mi tę historię o panu i gnomie - odezwała się starowinka. - Znam do- brze Mały Lud i nie chcę pana winić za obrażenie gnoma, bo przecież nigdy kogoś takiego pan nie spotkał. Ale przypuszczam, że chciałby się pan pozbyć ciążącej na nim klątwy. Czy żałuje pan tego, co pan zrobił? Greenberg aż zadrżał. - Piwo na śniadanie! Czyż trzeba więcej pytać? - A więc niech pan idzie nad to samo jezioro i da gnomowi dowód, że jest panu przykro. - Jaki to ma być dowód? - zapytał skwapliwie Greenberg. - Trzeba zanieść mu cukru. Wszystkie stworzenia z Małego Ludu wprost za nim przepa- dają... Twarz Greenberga zajaśniała w uśmiechu. - Słyszysz, Esther? Dam mu całą beczkę... - One uwielbiają cukier, ale nie mogą go jeść - wtrąciła staruszka. - Rozpuszcza im się w wodzie. Musi pan wymyślić jakiś sposób, żeby pozostał nienaruszony. Wtedy tamten mały człowieczek przekona się, że naprawdę żałuje pan swego postępku