Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
„Bóg umarł") i spożytko- 385 czytelnik przekonał się, iż jego życiem rządzą przy- czyny naturalne, wówczas pozbyłby się niepokoju. A jeśli nie można odkryć właściwych przyczyn, le- piej ustalić przyczyny fikcyjne. Nie możemy bowiem wyrzec się przekonania, że „cokolwiek zmysły spo- strzegą, jest zawsze tak samo prawdziwe".15 A jeśli postrzeganie zawodzi, „lepiej z braku uzasadnienia przyjąć istnienie fikcyjnych przyczyn... niż pozwo- lić, by. zjawiska wyśliznęły się naszemu rozu- mieniu".16 Mamy więc do czynienia z. mitem człowieka „stechnicyzowanego." Według tego mitu człowiek kieruje się tym, co potrafi racjonalnie zrozumieć, emocje dadzą się wyjaśnić i w ten sposób strach oraz niepokój zostaną uleczone. Jest -to mit dosko- nale nam znany. Lukrecjusz z odwagą Prometeusza rzucił wyzwa- nie temu wszystkiemu, co uznawał za przesąd, re- • ligię i zabobon, co, jego zdaniem, bazuje na strachu i niepokoju. Fakt, że jego mit opiera się na we- wnętrznych sprzecznościach, że samo istnienie mitu obala jego tezy, fakt, że w ogóle można konstruo- waniu energii na obalenie mitów, od których długo się zależało. Idzie to w parze z buńczucznym ślubowaniem, że „będę żył bez mitów". Samo to zjawisko jest żywą i znaczącą, bo obronną formą mitologizowania. Mitoklastami są często rów- nież ci spośród psychoanalityków, którzy zwrócili się przeciwko starej wierze. « Absurd, do którego prowadziła Lukr«cjusza namiętna wia- ra w uzdrawiające skutki wyjaśnień naturalistycznych, widać w takim choćby fragmencie: „Nil na przykład, inaczej niż wszystkie rzeki na ziemi, Jest najbardziej zasobny w wodę w lecie i wtedy nawadnia pola całego Egiptu. Powodem, dla któ- rego Nil wylewa u szczytu gorąca są północne wiatry wiejące pod prąd rzeki... Wiatry te wiejąc pod prąd rzeki wstrzymują jej bieg i podnoszą poziom wód. Wieją one od zimnych gwiazd bieguna" — Lukrecjusz, op. clt., s. 239. M Lukrecjusz, op. clt., s. 146. Przytoczenie fikcyjnych powo- dów przypomina nam o argumencie niektórych psychoanality- ków, którzy utrzymują, że pacjentowi należy pomóc uwierzyć w ,,iluzję wolności'? po to, by mógł zaangażować się w proces zmiany; por. rozdz. VII tej książki. 366 wać „mit życia bez mitów", jest tu szczególnie dla nas istotny. Poświęcił się walce z tym, co daimoniczne i ir- racjonalne. Co więcej, uważa się, że śmierć Lukrecju- sza związana jest z uczestnictwem w magicznym akcie: „wedle tradycyjnej opowieści (uwiecznionej przez Tennysona) umarł z rąk własnych doprowa- dzony do szaleństwa miłosnym napojem".17 Nie- ważne czy tak było rzeczywiście, czy jest to tylko legenda — jego śmierć została w interpretacji histo- rycznejv zamknięta najbardziej bodaj irracjonalnym i daimonicznym symbolem, jakim jest miłosny napój. Lukrecjusz uskrzydlony swoją wielką sztuką poe- tycką zdawał się uroczyście kroczyć ku oświeceniu. Ale gdy przyjrzymy się królewskiej drodze, którą zmierzał, odkryjemy, że prowadzi ona w przepaść, donikąd. Dzieje się tak za sprawą śmierci. W poe- macie Lukrecjusz stale powraca do problematyki śmierci i usiłuje wyjaśnić czytelnikowi, że gdyby ten zaakceptował jego dowody na to, że w przyszłym życiu nie czeka go piekło, że żadne demony go nie spalą, że nikt nie nałoży moi żadnej wiekuistej kary, nie bałby się śmierci. Ale te „wyjaśnienia" rzeko- mych przyczyn ludzkiego niepokoju nie przekonują samego Lukrecjusza. Nieustannie powraca do pro- blematyki śmierci z życzliwości dla rodu ludzkiego i głębokich ludzkich uczuć. Okazuje się, że sprawa śmierci, która go iiie opuszcza, jest, jak dla większości ludzi, niezależna od umiejscowienia przyszłego piekła; jej źródła tkwią w ludzkiej miłości, samotności i smutku. Na ostatnich stronicach poematu, kiedy opisuje plagę w Atenach — Lukrecjusz powraca do problemu śmierci dając jej wstrząsający i tajemniczy obraz: „Mało kto grzebał zmarłych.... A już najgorsze w tem wszystkiem, najbardziej przygnębiające / Było, że widząc oznaki nadchodzącej choroby / Człowiek " Por. Wstęp Lathama do Lukrecjusza op. cłt., s. 9. 367 przestawał walczyć, jakby na śmierć skazany/Tra- cił ducha i wzrokiem tocząc dookoła szklanym/Kładł się wśród trupów ginąc tam, gdzie go słabość zdję- ła... Ból żywych ponad wszystkim górował i olbrzy- miał/Nie dbano o zwyczaje pogrzebu, jakie dotąd /Lud tamtejszy wypełniał pobożnie i z ochotą... Oto na cudzych stosach przy blasku własnych pochodni/ Kładli ciała najbliższych wśród walki i wrzawy /Odnosząc rany nieraz w cmentarnych bójkach krwa- wych/. Byle ciała nie zostawić bez żadnej posługi."18 Obraz zmagań ludzi z ich własnym bólem, ludzi, którzy zdecydowani są „odnosić rany... w bójkach krwawych", byle nie opuścić swych zmarłych, jest wielkim symbolem tego, że ludzkie życie wykracza poza wszelkie przyrodnicze wyjaśnienia. Jest wy- raźnym dowodem na to, że sens życia określony jest przez ludzkie uczucia litości, miłości i samotności. Kończymy lekturę poematu z przekonaniem, że w śmierci tkwi nieuniknione źródło niepokoju, którego ani Lukrecjusz, ani nikt inny nie może ani zanego- wać, ani odrzucić czy choćby tylko złagodzić. Musimy złożyć hołd odwadze i uczciwości Lu- krecjusza, który nie cofa się przed problemem śmierci, choć nie może go rozwiązać. Umieszczenie takich obrazów na końcu poematu wedle wszelkich „racionalnych" zasad nie jest najlepszym chwytem. Widzimy, że Lukrecjusz jednak nie rządzi się tylko „mózgiem", ale również głęboką ludzką wrażliwo- ścią; poezja zwycięża nad dogmatami. Uroda jego sztuki pozwala mu nie „rozwiązywać" problemu śmierci ani się przed nim uchylać i do końca sta- wiać mu czoła. Niepokój związany ze śmiercią — ńieookój najpierwotniejszy, w zasadzie źródło wszel- kich innych niepokoiów — jest stale w nim obecny. Przez całe życie udziałem Lukrecjusza był lek i nie- pokój — fakt watnienia związany z wrażliwością i jego talentem poetyckim. 18 Lukrecjusz, op. cit., s. 254, 258. 368 Nie możemy zatrzymać się w tym momencie. W jakimś sensie Lukrecjusz przekroczył problem śmier- ci. Przekroczył go, umieszczając w swej wizji zarówno śmierć, jak i miłość, godząc to, co jest nie do pogo- dzenia, łącząc przeciwieństwa. Dokonał tej samej sztuki, co Ajschylos w Orestei. Cel ten osiągnął dzięki stworzeniu nowego mitu, który ze szczególną jasnością uwidacznia się na ostatnich stronicach poematu. Nie mam tu na myśli naturalistycznego dogmatu, 0 którym wcześniej wspominałem i dla którego świadomie chciał znaleźć zrozumienie. Wątpię, czy w ogóle racjonalne wyjaśnienia, że odwołam się do swego psychoanalitycznego doświadczenia, mogą kiedykolwiek uciszyć niepokój; dzieje się tu coś in- nego — nowy mit staje się narzędziem, za pomocą którego docieramy na poziom głębszy od racjonal- nego