Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Tak. Jak j¹ raz widzia³am w takiej d¿insowej mini, to mi adidasy z nóg spad³y. - Cicho, baby!!! Wasilewski potrz¹sn¹³ g³ow¹ sko³owany. By³ wariatem? No by³. Przecie¿ to siê nie mog³o zdarzyæ naprawdê. Ale, z drugiej strony, schizofrenia, nawet jakaœ dziwna, to nie s¹ omamy. A poza tym inni te¿ ich widzieli. Choæby ten pijak, który teraz le¿a³ na trawie i chrapa³ g³oœno z odbitym na czole napisem "Adida...". No nie! Nie. To jest niemo¿liwe. To wszystko nie mia³o siê prawa zdarzyæ. Ruszy³ w kierunku mostu Piaskowego. Wyszarpn¹³ z kieszeni telefon i szybko wystuka³ numer. - Jeeeeeezuuuuuu... - us³ysza³ w s³uchawce. - Stary, wiesz, która godzina? - Krzysiek! Ja kompletnie wariujê! - Nie wariujesz, stary. A poza tym masz szczêœcie, ¿e jeszcze komórkê mia³em w³¹czon¹. ¯adnego innego œwira bym nie odebra³ o tej porze. - Wiêc sam przyznajesz, ¿e jestem œwirem? - Odwal siê. Odwal siê! PrzyjdŸ w czwartek albo jutro umówmy siê na piwo. - Ale kompletnie mi odbi³o! Mam omamy! - Znam ciê. Wszystko siê niebawem wyjaœni. - Krzysiek... - Roz³¹czam siê i idê spaæ. Czeœæ. Wasilewski zamkn¹³ panel swojej Motoroli. Waha³ siê. Bêd¹c ju¿ na moœcie wrzuci³ telefon do wody. "Wszystko siê wyjaœni"? Chryste! Samo? Mia³ doœæ. Zaszed³ do hotelu na malutkiej wysepce pomiêdzy mostami, przy m³ynie. W barze zwanym "Karczm¹ M³yñsk¹" strzeli³ dwie piêædziesi¹tki d¿inu. Zap³aci³. Przeszed³ przez w¹sk¹ k³adkê, której nazwy nie pamiêta³. Nie pamiêta³ niczego, nazw tych wszystkich rzek wokó³, kana³ów, mostów, jazów czy œluz. Nie pamiêta³ niczego ze swojego pobabranego ¿ycia. Mia³ doœæ. Wszed³ do hotelu HP Plaza. Strzeli³ w bezdusznym, amerykañskim barze koktajl "wroc³awska noc" i o ma³o go nie zemdli³o. Opuœci³ hotel. W sklepie ca³odobowym przy placu Bema kupi³ piwo i papierosy przepychaj¹c siê miêdzy pijaczkami. ¯a³owa³, ¿e nie ma z nim zakonnicy w habicie i adidasach. Piwo na œwie¿ym powietrzu trochê go otrzeŸwi³o. Zaszed³ wiêc do "Check Point Charlie" - mordowni, gdzie bywalcy siedzieli na piêtrowych rusztowaniach i krzyczeli ile si³ w p³ucach. Wypi³ setkê czystej, jeszcze jedno piwo. Zjad³ doskona³e frytki. Bywalcy klepali go po ramionach, po¿yczali zapalniczkê, w pijackim widzie usi³owali go przekonaæ, ¿e jest fajnie. Tu przynajmniej czu³ siê zaakceptowany - ludzie wokó³ nie przypominali us³u¿nych, bezp³ciowych kelnerów czy wymuskanych, poprawnych barmanów w poprzednich lokalach. Tu ¿ycie pulsowa³o. Tu siê grza³o wódê, a nie s¹czy³o jakieœ obsrane koktajle. Tu siê jad³o, bawi³o, tu mo¿na by³o straciæ ¿ycie, ale jak siê nie podskakiwa³o i po¿ycza³o zapalniczkê, to wszystko by³o OK. Barman jak ma³pa skaka³ po rusztowaniach obs³uguj¹c stoliki. By³ jedyn¹ w miarê trzeŸw¹ osob¹ na sali. W miarê. Co chwilê przysiada³ siê do jakichœ znajomych i coœ tam s¹czy³. Wasilewski wyszed³ z "Check Point Charlie" w du¿o lepszym nastroju. Zahaczy³ jeszcze o tani bar na S³owiañskiej. Œmierdzia³o kuchni¹ i ubikacj¹, ale ludzie te¿ byli OK. Potem stacja benzynowa Esso na Trzebnickiej. Kompletnie nierealna. Przesadnie oœwietlona, pusta, du¿a, z kilku ochroniarzami w czarnych strojach, którzy tu urz¹dzili sobie nocn¹ przystañ i przerwê w rozlicznych obowi¹zkach. Pili kawê i opowiadali œciszonymi g³osami o wiekopomnych przewagach w walce ze œwiatem przestêpczym. Kupi³ piwo. I jakoœ uda³o mu siê przebrn¹æ przez most, a w³aœciwie dwa po³¹czone mosty Trzebnickie. Prawie dochodzi³ do domu. Drogê jednak zagrodzi³o mu dwóch mê¿czyzn w nieskazitelnych garniturach. - Urz¹d Ochrony Pañstwa - powiedzia³ wy¿szy. - Czy pan Wasilewski? Usi³owa³ trzeŸwo kiwn¹æ g³ow¹. Obaj pokazali legitymacje. K¹tem oka zauwa¿y³, ¿e trzeci garniturowiec stoi na parkingu, trochê z ty³u. - Czy mogê zobaczyæ pañski dowód osobisty? - Pewnie... - Wasilewski o ma³o nie run¹³ na plecy. Na szczêœcie ten ni¿szy UOP- owiec mia³ refleks, skoczy³ do przodu i zdo³a³ go podtrzymaæ. - Pan pozwoli z nami. Z trudem wsadzili go na tylne siedzenie du¿ego mercedesa. Dwóch funkcjonariuszy usiad³o po bokach. Trzeci powozi³ bezszelestn¹ maszyn¹. Przez moment Wasilewskiemu wydawa³o siê w pijanym widzie, ¿e ju¿ jecha³ têdy kiedyœ podobnym mercedesem. Nie tak du¿ym i nie tak cichym, ale... Ale te¿ dwóch siedzia³o po bokach, a trzeci powozi³. Tylko... chyba tamci byli inaczej ubrani. - Sen mara, Bóg wiara! - powiedzia³ na g³os i nagle zrobi³o mu siê wstyd. Ch³opcy w lœni¹cych garniturach nie zwracali na to uwagi. - Kawy? Alka Prim? - spyta³ tylko jeden z tych z boku. - Nie, dziêkujê. - Mo¿e trochê wody mineralnej? Aspirynê? Plastykow¹ torbê? - Nie. Postaram siê wam tu nie zwymiotowaæ, ch³opaki - ziewn¹³ rozdzieraj¹co. - A gdyby jednak... To powiedzcie, w któr¹ stronê siê zwróciæ. W lewo? W prawo? Spojrzeli sp³oszeni i trochê siê odsunêli. Na tyle, na ile pozwala³a szeroka kanapa. Policja drogowa zatrzyma³a ich tu¿ za przejazdem kolejowym na ¯eleñskiego. Kierowca opuœci³ szybê, a Wasilewski znienacka nachyli³ w stronê policjanta zagl¹daj¹cego do wnêtrza samochodu. - Wszyscyœmy tu pijani w sztok, panie w³adzo! - rozeœmia³ siê ze swojego dowcipu zion¹c alkoholem. - Wracamy z kolegami z imprezy - usi³owa³ jak najbardziej be³kotaæ. Dos³ownie sekunda dzieli³a ich od wyprowadzenia na zewn¹trz przez drogowców i zbadania alkomatem w samochodzie ozdobionym napisem: "Popieraj swoj¹ policjê!". Na szczêœcie, s³u¿bowa legitymacja Urzêdu uchroni³a kierowcê od alkomatu i mercedes móg³ ruszyæ dalej. Wasilewski krzycza³ do zdumionego patrolu: - Widzisz pan, kto teraz ³apie pijaczków i odwozi do izby wytrzeŸwieñ? UOP!!! Agenci zachowali niewzruszone miny. Samochód skrêci³ w prawo. Wyboista brukowana ulica zawiod³a ich do Aspy - starych zak³adów stylizowanych na gotyck¹ zabudowê, tu¿ nad Odr¹. Jakieœ wie¿yczki, dziedziñce, rozrzeŸbione mury. Panowie w garniturach poprowadzili go do nieczynnego od lat zak³adowego kina - niewielkiego budynku z czerwonej ceg³y bez okien. Wasilewski postanowi³ ich wkurzyæ. - To tak wygl¹da tajna melina UOP?!!! - wrzasn¹³ na ca³e gard³o