They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Jezioro słynęło z gatunku i liczby ryb. Ledwie więc znikła ostatnia kra, zaroiło się nad nim od rybaków. W małych łódeczkach po najodleglejszych zakątkach jeziora, nad największą głębiną czyhali na nieostrożne ryby kusząc je przynętą, jaką tylko przebiegły umysł ludzki wynaleźć potrafi. Ale powolne, choć. pewne łowienie na wędkę nie odpowiadało niecierpliwej i lekkomyślnej naturze osadników... Sięgali więc do radykalniejszych, choć bezwzględnych sposobów i gdy minął ustalony przez sędziego czas zakazu połowu siecią, szeryf oświadczył, że w pierwszą ciemną noc wyprawi się na ryby. - — Musisz się wybrać z nami, kuzynko Bess — dorzucił. — Panna Grant i pan Edwards też się pewnie wybiorą. Pokażę wam, co ja nazywam łowieniem... nie takie tam ślęczenie i gapienie się na pławik, jakie uprawia Duk, gdy łapie pstrągi. Dajcie mi mocną kilkusetstopową sieć, dobrych, wesołych wioślarzy z Beniaminem u steru, a złowimy tysiące pstrągów. To dopiero jest rybołówstwo. — Ach, Dickonie! — zawołał Marmaduk — nic się nie znasz na rybołówstwie. Czy wiesz, co to za przyjemność siedzieć z wędką w ręku? Gdybyś wiedział, bardziej byś dbał o ryby. Nieraz widziałem, jak w czasie nocnych łowów marnujesz ich tyle, że wiele głodujących rodzin miałoby z czego żyć. — Nie sprzeczajmy się sędzio. Wyruszam tej nocy i zapraszam wszystkich do towarzystwa. Niech sami zobaczą i osądzą. Całe popołudnie zbiegło Ryszardowi na przygotowaniach do tego niezwykłego wydarzenia. Zaraz po zachodzie słońca, sędzia z córką, panną Grant i Edwardsem poszli trawiastym brzegiem nad spokojną taflą jeziora, przy jego ujściu. — Musimy przyspieszyć kroku — zauważył sędzia. — Księżyc zajdzie, zanim będziemy na miejscu. A wraz z jego zajściem Dickon zacznie swój cudowny połów. — Spójrzcie — odezwał się Edwards — już rozniecają ogień. Zariala się i gaśnie jak robaczek świętojański. — O! Pali się jasno — zawołała Elżbieta — widać postacie krzątające się przy ogniu. Stawiam w zakład wszystkie moje klejnoty, że ten jasny płomień to dzieło zniecierpliwionego Dicka... — Zgadłaś, Bess — rzekł sędzia. — Dick dorzucił wiązkę chrustu do stosu. Takie ognisko to prawdziwa latarnia morska rybaków. Spójrz, jakie ładne, małe, jasne kręgi kładą się na wodę. Na widok ogniska ruszyli szybciej, bo nawet panie zapragnęły ujrzeć niezwykłe łowy. Gdy wreszcie stanęli na skarpie, pod którą wylądowali rybacy, księżyc właśnie się skrył za wierzchołkami sosen na zachodzie, a że niebo było pochmurzone, tylko blask ognia i nieliczne gwiazdy rozjaśniały ciemności. Za radą Marmaduka wszyscy przystanęli, żeby przed zejściem nad wodę posłuchać i przyjrzeć się rybakom. Cała ich grupa siedziała na ziemi wokół ognia z wyjątkiem Ryszarda i Beniamina. Ryszard rozsiadł się między korzeniami zbutwiałego pniaka, przywleczonego tu na spalenie, a Beniamin stał podparty pod boki. — Widzi pan — mówił Beniamin — dla pana słodkowodna ryba, ważąca dwadzieścia lub trzydzieści funtów, to rzecz poważna. Ale dla człowieka, który wyciągał już z wody żarłacze, to drobiazg niewart gadania. , — Nie wiem, Beniaminie — odparł szeryf — ale wyznam ci, że połów tysięcy otsegowskich okoni, nie mówiąc już o szczupakach, 166 167 karpiach, linach, łosio-pstrągach i glowaczach, to rzecz niebłaha. Może to i zabawne dźgać rekina, ale co z tego, że się go złowiło? A każda z tych ryb, które wymieniłem, godna jest królewskiego stołu. — Dobrze, łaskawy panie — odparł Beniamin — ale czy na zdrowy rozum można przypuścić, że w tym stawiku, za płytkim, by się człowiek w nim utopił, złapie się ryby, jakie żyją w oceanach, gdzie — każdy o tym wie — są wieloryby i morskie świnie nie mniejsze od tych jodeł w górach. — Hola, Beniaminie! — powiedział szeryf, jakby chciał ratować honor swego faworyta — przecież niektóre z tych jodeł mają po dwieście stóp, a może i więcej. — Dwieście czy dwa tysiące to jeden pies — wykrzyknął Beniamin z miną, która wskazywała że nie da się tak łatwo zbić z tropu. — Byłem tam i widziałem. Powtarzam: na oceanach można spotkać wieloryby tak wielkie jak te sosny, i nie cofnę tego! Podczas tej rozmowy — najwidoczniej była ona zakończeniem dłuższego sporu — patrzący dostrzegli w pobliżu ogniska olbrzymią postać Kirby'ego, który wygodnie wyciągnięty na boku dłubał w zębach drzazgą odłupaną od jakiejś szczapy ze stosu' leżącego obok. Drwal słuchał zapewnień Beniamina i z powątpiewaniem kiwał głową. — Powiem — oznajmił wreszcie — że w tym jeziorze jest dość głęboko dla największego wieloryba, jakiego wynaleziono. A co do drzew, to ta stara jodła, tam na górze Vision, tuż nad osadą... otóż gdyby tę jodłę zanurzyć w najgłębszym miejscu jeziora, pozostałoby nad nią jeszcze dość wody, by tamtędy spokojnie przepłynął największy okręt na świecie. — A czyś ty widział kiedy okręt, mistrzu Kirby? — wrzasnął eks-marynarz. — Człowieku, czyś kiedy widział okręt, pytam? Jakąś łajbę większą od lipowego koryta albo brzozowego czółna na tej słodko wodnej sadzawce? — Ano, widziałem — dumnie odparł drwal. — Mogę powiedzieć, że widziałem, i nie zełgać. — Czyś widział brytyjski okręt? Angielski okręt liniowy, chłopie! Powiedz mi, jeśli możesz: gdzieś widział prawidłowo zbudowany pokła-dowiec z pełnym ożaglowaniem? Towarzystwo było zaskoczone tym gradem pytań, a Ryszard mówił potem: „Jaka to szkoda, że Beniamin jest niepiśmienny. Byłby z niego wspaniały oficer marynarki brytyjskiej. Nic dziwnego, że wyłoili 168 1 i rancuzów, jeżeli najprostszy majtek tak się zna na okrętach". Lecz Kirby nie pozwolił tak łatwo zapędzić się w kozi róg, a na dobitkę nie lubił,-gdy mu chciał przewodzić cudzoziemiec