Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Trzeci aleksandryjski ruszył z Egiptu na manewry do Damaszku. W razie najmniejszych rozruchów zbo- czy do Jerozolimy. Powołujecie si˛e na przywileje gwarantuj ˛ace wyj ˛atkowe prawa dla waszej religii zawsze wtedy, gdy chcecie sprzeciwia´c si˛e władzom. A mnie si˛e podoba wprowadzi´c tu dzi´s ´swi˛ete orły, jutro wybij˛e monet˛e z boskim wizerun- kiem cesarza, a pojutrze ka˙z˛e wnie´s´c do ´Swi ˛atyni o´sl ˛a głow˛e i czci´c jawnie, nie za´s potajemnie jak dot ˛ad. Ananiaszowi zatrz˛esły si˛e r˛ece. Zagryzł wargi. — Wasza dostojno´s´c raczy wzi ˛a´c pod uwag˛e, ˙ze według praw przekazanych naszym ojcom przez Jehow˛e, nie wolno czci´c ˙zadnych innych bogów. Tote˙z uwa- ˙zamy, ˙ze nawet obraz lub rze´zba b˛ed ˛aca podobizn ˛a człowieka lub stworzenia jest blu´znierstwem. Wdzieraniem si˛e w prawa Stwórcy. — Jestem Rzymianinem — warkn ˛ał Piłat — i pluj˛e na wasze prawa, a za mn ˛a stoi minister Sejan. Ciekaw jestem, co mi kto zrobi, gdy raz wreszcie znikn ˛a z powierzchni ziemi wasza ´Swi ˛atynia, wasz Jehowa i wy sami? — Wasza dostojno´s´c był łaskaw zapomnie´c. . . — ci ˛agn ˛ał Ananiasz. Rozmowa toczyła si˛e po łacinie, wi˛ec u˙zył formy „oblitus est”. — Obliviscit — poprawił go Piłat, stoj ˛ac w rozkroku i patrz ˛ac na ´n z góry. — Obliviscit — zgodził si˛e arcykapłan pokornie — zapomniałe´s panie, ˙ze zanim jeszcze wilczyca wykarmiła braci Remusa i Romulusa, ba! — zanim szla- 25 chetny Eneasz opuszczał płon ˛ac ˛a Troj˛e, mieli´smy swoje prawa, proroków i kró- lów. — Ta wasza w´sciekła nienawi´s´c do legionów. . . — powiedział Piłat jak gdyby w zamy´sleniu. — Myli si˛e wasza dostojno´s´c — ˙zywo zaprotestował Ananiasz — nasze pra- wa uznaj ˛a, ˙ze władza pochodzi od Boga. Wszelka władza — podkre´slił z naci- skiem. — Gotowi jeste´smy nadal spełnia´c wszystkie powinno´sci. . . Ksi ˛a˙z˛e Sydkiasz dotkn ˛ał zwojem petycji r˛ekawa Piłata. Ten odwrócił si˛e. — Gotowi jeste´scie? — zasyczał przez rami˛e nienawistnie. — Ach, gotowi jeste´scie? Strzelił w palce. Niewolnik podbiegł, nios ˛ac krater z winem. Piłat przechylił głow˛e i zacz ˛ał płuka´c gardło, równocze´snie daj ˛ac znak, by Ananiasz mówił dalej. Miarowe gulgotanie zagłuszyło słowa najwy˙zszego kapłana: — Byli´smy dot ˛ad najspokojniejszym krajem prowincji. Pozwól nam dalej ˙zy´c w pokoju. Dlaczego chcesz obrazi´c to, co dla nas jest najcenniejsze? Piłat wypluł wino. Szerokim łukiem chlusn˛eło na podłog˛e, tu˙z pod nogi kl˛e- cz ˛acych dostojników. Bo˙ze Abrahama — pomy´slał Ananiasz — daj nam cierpliwo´s´c. Je´sli teraz stracimy j ˛a i odejdziemy, ten parweniusz osi ˛agnie to, czego chce. Nie panuj ˛ac ju˙z nad gestami, chwycił obur ˛acz brod˛e. Wyrwał dwie k˛epy si- wych włosów. Rozdarł na piersiach haftowan ˛a złotem biał ˛a szat˛e. — Je´sli nie cofniesz tego rozkazu — krzykn ˛ał z rozpacz ˛a — poleje si˛e krew. Nie b˛edziemy mogli utrzyma´c dłu˙zej ˙Zydów. Czy wiesz, co si˛e dzieje na ulicach Jerozolimy? Czy wiesz, co czynisz, wprowadzaj ˛ac do ´swi˛etego miasta złote orły? Tu˙z pod bokiem ´Swi ˛atyni Pa ´nskiej? Dlaczego to robisz? Tak bezmy´slnie? Tak niepotrzebnie? Upadł na twarz, a z nim razem Gamaliel. Le˙z ˛ac u nóg Piłata, próbowali chwy- ci´c go za nogi. W nagłej ciszy usłyszeli na placu galop koni. P˛edził patrol jazdy numidyjskiej. Kto´s krzykn ˛ał. Ananiasz zacz ˛ał bi´c głow ˛a o kamie ´n posadzki. Naraz Piłat u´smiechn ˛ał si˛e do- brodusznie, chłopi˛eco. Bystre, br ˛azowe oczka błysn˛eły. Pochylił si˛e nad arcyka- płanem i dotkn ˛ał jego ramienia. — Przecie˙z jestem ˙zołnierzem — powiedział — dowodziłem kohort ˛a nad Du- najem. Nie macie ˙zadnych szans. Sokrates wypi ˛ał brzuch i pochylaj ˛ac swój graniasty łeb, zagwizdał melodi˛e po- pularnego kupletu, który ju˙z dotarł z Aleksandrii do wszystkich wi˛ekszych miast cesarstwa ´spiewany przez słynnego aktora Frontona: „U˙zywaj, brachu, ˙zycia, bo jutro mo˙ze zgnijesz, krewni podziel ˛a cały twój maj ˛atek”. 26 Arcykapłan Ananiasz zmru˙zył oczy, a˙z stały si˛e podobne do szparek. A jednak lepiej było powiedzie´c „oblitus est”. Zwrotu „obliviscit” u˙zywa si˛e, owszem, lecz w gminnej łacinie legionów. Słysz ˛ac znan ˛a melodi˛e, Hegezynos pomy´slał, ˙ze skoro Agrykola pozwolił So- kratesowi publicznie kpi´c z Piłata, musi by´c on w Rzymie człowiekiem sko ´nczo- nym, a je´sli tak, jest ju˙z najwy˙zszy czas, by podzieli´c si˛e spadkiem. * * * W kilka minut pó´zniej na przedmie´sciu Betsaidy za bram ˛a jerozolimsk ˛a. Wn˛etrze glinianego sze´scianu wychodz ˛ace bezpo´srednio na kwadrat półka, które mo˙zna nazwa´c ogrodem. We wn˛etrzu trzej ludzie rozmawiaj ˛a ze sob ˛a. Przy- czepiony do wewn˛etrznej strony muru stoi człowiek zwany czterdziestym pierw- szym podobny do ogromnego paj ˛aka, który rozkrzy˙zował na ´scianie swoje odnó- ˙za. GŁOS PIERWSZY, KTÓRY SŁYSZAŁ W DRODZE DO BETSAIDY, NA- LE ˙Z ˛ACY DO RABBI JOELA: — Jest tu kto´s, Judaszu, kto widywał ci˛e w´sród sztyletników. JUDASZ: — Ten Człowiek. . . GŁOS TEGO, KTO PRZYPROWADZIŁ JUDASZA: — To ju˙z słyszeli´smy, jednak jest tu kto´s, kto widywał ci˛e tak˙ze w szkole numerowanych. To XIII — pomy´slał człowiek zwany czterdziestym pierwszym. To on był z LXVIII w szkole dla numerowanych. Posyłałem go do sztyletników, a teraz dał si˛e wci ˛agn ˛a´c do pracy dla uczonych w Pi´smie peruszim. Je´sli LXVIII to uczy- ni, b˛edzie musiał zgin ˛a´c, podobnie jak tamten XIII. Po przybyciu do Jerozolimy trzeba b˛edzie natychmiast wyda´c odpowiednie polecenia. GŁOS TEGO, KTO PRZYPROWADZIŁ JUDASZA: — Jeste´s Mu wdzi˛eczny, mówisz, ale jadłe´s z Nim, chodziłe´s i dzieliłe´s noc- legi nie tylko przez wdzi˛eczno´s´c. Tak˙ze po to, by donosi´c o Nim Rzymianom i na ich rozkaz wyda´c Go policji Hegezynosa. Nam Go wydasz. W przeciwnym razie wiedz, co ci˛e czeka. Baruch bar Symeon był bogaczem, a jednak dosi˛egn˛eli go sztyletnicy