They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

.. słowem, że człowiek, o którym sądziłem, że jest zaręczony... jak to pani powiedzieć... Jeśli już pani o tym wie, a musi pani wiedzieć... będzie oszczędzone... - Ma pan na myśli - rzekła Elinor, siląc się na spokój - małżeństwo pana Willoughby'ego z panną Grey. Owszem, o wszystkim wiemy. Zdaje się, że dziś jest dzień wielkich wyjaśnień, gdyż właśnie tego ranka dowiedzieliśmy się o tym. Doprawdy pan Willoughby jest nieprzenikniony! Gdzie pan o tym słyszał? - Na Pali Mali w składzie materiałów piśmiennych, gdzie zaszedłem w interesach. Jakieś dwie damy czekały na dorożkę i jedna opowiadała drugiej o planowanym małżeństwie, tak dalece się z tym nie kryjąc, że nie sposób było nie słyszeć wszystkiego. Najpierw moją uwagę zwróciło często powtarzające się nazwisko Willoughby'ego, Johna Willoughby'ego a to, co nastąpiło potem, stanowiło niedwuznaczne potwierdzenie, że wszystko już ustalone odnośnie jego małżeństwa z panną Grey, że nie miała to już być tajemnica, że zostanie ono zawarte w ciągu kilku tygodni; padło też wiele szczegółów na temat przygotowań i innych spraw. Utkwił mi w pamięci zwłaszcza jeden, ponieważ pozwolił w pełni ustalić tożsamość pana młodego; zaraz po zakończeniu ceremonii zaślubin mają się udać do Combe Magna - jego domu w Somersetshire. Ależ się zdumiałem! Nie potrafię opisać, co czułem. Zostałem w sklepie, dopóki nie dowiedziałem się, że ową rozmowną damą 141 była pani Elison, później też poinfonn0wan0 mnie, że tak właśnie nazywa się opiekunka panny Grey. - Owszem. Czy słyszał pan równjeż 0 tym, że panna Grey ma w posagu pięćdziesiąt tysięcy funtów? Może wja^me tutaj znajdziemy wyjaśnienie, jeśli gdziekolwiek je znajdziemy. - Może tak być, ale Willoughby byłby zdolny... tak przynajmniej sądzę -na chwilę zamilkł, a potem zapytał gto$Cm nad którym nie zupełnie panował. -A pani siostra, jak ona to...? - Bardzo cierpi. Mogę tylko mieć rudzieję, że jej cierpienia będą tak krótkotrwałe, jak są intensywne. To dla ^je: wielkie nieszczęście. Chyba aż do wczoraj nigdy nie wątpiła w jego uc^Ucja j może nawet jeszcze teraz się łudzi... chociaż ja sama jestem prawie p^g^nana, że jego uczucia wobec niej nigdy nie były szczere. Okazał się ? gruntu fałszywy! Wydaje mi się, że to człowiek bez serca. - Ach - zawołał pułkownik. - Beż wamienia! Ale pani siostra, zdaje się, że tak pani mówiła, jest odmiennego 2^anja. - Zna pan jej charakter i może p,an &^ domyślać, jak skwapliwie by go usprawiedliwiła, gdyby tylko mogła. Pułkownik nic na to nie °dpowie^z-aj a wkrótce potem, gdy wyniesiono zastawę do podwieczorku i gdy toWarzyStwo rozsiadło się do gry w karty, temat ten z konieczności został por^-ucoily. Pani Jennings, która przez cały czas ich rozmowy obserwowała ich ^. za(j0woleniem i która spodziewała się, że efektem słów panny Dashwood bccjzie wybuch radości pułkownika, jaki przystoi mężczyźnie w kwiecie wieu nadziei i szczęścia - ze zdumieniem stwierdziła, że przez cały wieczór by^ Qn jeSZCze bardziej poważny i zamyślony niż zwykle. Jl rzespawszy noc lepiej, niż s ^e s„odziewata, nazajutrz Mariannę zbudziła się z jeszcze bardziej bolesną świetnością swego nieszczęścia niż wówczas, gdy zamykała oczy. Elinor z^ cVjecała ją do mówienia o tym, co czuje, i zanim przygotowano śniadanie, z^o^yjy wiele razy wszystko omówić; Elinor cechowała ta sama niezłomnoś«^ ^ j pełna ciepła opiekuńczość co poprzednio, Mariannę zaś - wybujała -yj^ciowość i zmienność opinii. Czasami gotowa była uwierzyć, że Willoug^, ]est równie nieszczęśliwy i niewinny 142 jak ona; kiedy indziej była bliska utraty wszelkiej wiary w jego niewinność. Bywały chwile, gdy opinia całego świata była jej zupełnie obojętna, innym razem najchętniej odgrodziłaby się na zawsze od świata. Bywało też i tak, że gotowa była stawić czoło wszystkim i wszystkiemu. W jednym wszakże była konsekwentna: w unikaniu, gdy się tylko dało, obecności pani Jennings, oraz w nieprzejednanym milczeniu, ilekroć zmuszona była tę obecność znosić. Martwiała na samą myśl o tym, że w jej cierpieniu pani Jennings mogłaby ofiarować jej swoje współczucie. - Nie, nie, nie, to niemożliwe - zawołała. - Ona nie ma uczuć! Jej uprzejmość nie jest sympatią, jej dobroduszność wcale nie jest serdecznością. Wszystko, czego ona chce, to plotki i lubi mnie teraz tylko dlatego, że mogę dostarczyć do nich materiału. Elinor nie musiała tego słuchać, by zdawać sobie sprawę z niesprawiedliwości, do jakiej posuwała się nieraz jej siostra w opiniach o innych, pod wpływem swojej drażliwości, przywiązywania nadmiernej wagi do delikatności wybujałych uczuć i pełnego subtelności obejścia. Tak samo jak połowa ludzi -jeśli druga połowa to ludzie mądrzy i dobrzy - Mariannę, będąc obdarzoną niepoślednimi zdolnościami i szlachetnym charakterem, nie była ani rozsądna, ani obiektywna. Oczekiwała, że inni będą podzielać te same co ona uczucia i opinie, zaś motywy ich postępowania osądzała na podstawie bezpośrednich konsekwencji, jakie postępowanie owo miało dla niej samej. Tak więc, kiedy po śniadaniu obie siostry przebywały w swoim pokoju, zdarzyło się coś, co jeszcze bardziej pomniejszyło dobroduszność pani Jennings w oczach Mariannę, gdyż wskutek jej własnej słabości dobroduszność owa ponownie przysporzyła jej cierpień, chociaż samą panią Jennings powodowały motywy z gruntu szlachetne. Z listem w wyciągniętej ręce, z twarzą rozjaśnioną w przeświadczeniu, że przynosi same dobre wieści, pani Jennings weszła do pokoju sióstr i oświadczyła: - A oto, moja droga, mam dla ciebie coś, co -jestem pewna - bardzo cię ucieszy. Zaledwie Mariannę to usłyszała, a już oczami wyobraźni ujrzała list od Willoughby'ego, pełen czułości i skruchy, wyjaśniający wszystko, co się wydarzyło, w sposób sugestywny i nieodparty; potem zaś ujrzała samego Wil-loughby'ego, który wbiegł do pokoju, aby paść jej do stóp; już samo jego spojrzenie wystarczyło, by zapewnić ją o szczerości owego listu