They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Gdzie... jest to... miejsce? - zapytał Klement. Renie zaklęła w myślach i zaraz powtórzyła to samo głośno, uznawszy, że zasługuje przynajmniej na tę drobną przyjemność. Zdaje się, że musi być przygotowana na takie pytania. - Nie wiem. Nic nie wiem. Jongleur mówił, że nie jesteśmy w sieci, a to miejsce... jeszcze bardziej wygląda na nie w sieci. - Zerknęła na Klementa. - Nic z tego nie rozumiesz, prawda? - To także jest długa nazwa. Nazwy miejsc... gdy sieje mówi... zwykle nie brzmią tak długo. Westchnęła i pokręciła głową. Zaczęła dochodzić do wniosku, że lubiła go bardziej, gdy potrafił powiedzieć tylko: „Jestem Ricardo Klement”. Renie powróciła do problemu istnienia w nicości i przez następny kwadrans, jak sądziła, pogrążona w milczeniu, przebiegła myślami przez wszystko, co się wydarzyło od momentu, kiedy jeszcze była razem z!Xabbu i pozostałymi. Nie znalazła jednak niczego, co by wyjaśniało ich rozłączenie się. Połyskująca szarość bardzo przypominała srebrzyste chmury, które spowijały górę, lecz nie wyjaśniała, w jaki sposób sama góra zniknęła ani dokąd poszli jej towarzysze. Po prostu zasnęła i obudziła się w innych okolicznościach. Czy mógł mieć z tym coś wspólnego ten dziwny sen? Spróbowała przypomnieć sobie jego szczegóły, pędzący chaos, długa ciemność, dodające otuchy pojawienie się efemerycznych zjaw, ale wszystko to było już odległe i niewyraźne. Tak czy inaczej, sen niczego nie wyjaśniał. Zagadkowa sprawa. Jak odwrócony problem zamkniętego pokoju - problemem nie było dostanie się do pokoju, lecz wydostanie się z nicości do... czegokolwiek. Nie miała niczego poza zapalniczką i skąpym strojem, który zrobiła z ubrania Orlanda. Tylko że zapalniczka nie otwierała przejścia, co byłoby najbardziej oczywistym rozwiązaniem. Czy mogła więc posłużyć się nią w inny sposób? Gdybym miała papierosa, mogłabym go zapalić, pomyślała. Nagle przyszło jej coś do głowy. Ta blada pustka wokół niej, nienaturalna i bezkresna, jak się zdawało - czy to może być Biały Ocean, o którym wspominał Paul Jonas i inni? Dzieci z sieci mówiły o nim jak o jakimś mitycznym miejscu, które trzeba przebyć, aby dostać się do czegoś w rodzaju ziemi obiecanej. Czy to oznaczało, że po drugiej stronie pustki coś się znajduje? Pokrzepiająca myśl. Ale nawet jeśli tak było, wciąż nie wiedziała, jak się tam dostać. Wyjęła zapalniczkę spomiędzy piersi i podniosła ją. Badając to urządzenie razem z!Xabbu podczas przygotowań do opuszczenia Domu, niewiele się dowiedzieli na temat jego możliwości - jakby grupa obcych istot odkryła samochód i po wielu próbach i błędach nauczyła się włączać reflektory. Dalsze eksperymenty być może nauczyłyby ją czegoś więcej, może nawet pozwoliłyby wyjść z obecnej sytuacji, ale czy miałaby odwagę jej użyć? Wcześniej wyśmiała obawy Jon-gleura, ale głównie dlatego, że tak bardzo go nienawidzi. Usłyszawszy glos Stracha płynący z zapalniczki - szepcący z wnętrza czegoś, co jeszcze kilka chwil wcześniej spoczywało na jej ciele - miała wrażenie, że oblazły ją robaki. Czy powinna uruchomić kanał komunikacyjny, ryzykując odkrycie swojej pozycji? Wydawało jej się, że jedyną osobą oprócz Stracha, która mogła mieć dostęp do pasma komunikacyjnego, była Martine. Ona jednak nie sprawiała wrażenia zdolnej do jakiejkolwiek pomocy. A nawet gdybym się z nią skomunikowała? Powiedziałabym jej: „Martin, przyjdź i odszukaj mnie. Jestem w środku kupy czegoś szarego”. Przechyliła zapalniczkę i odwróciła tak, by padło na nią światło, które przecież nie padało tutaj z żadnego określonego kierunku. Spojrzała na wygrawerowaną literę Y oplecioną kłączami winorośli niczym posąg w opuszczonym ogrodzie. Jak Jongleur mówił, że nazywał się ten sukinsyn? Yacoubian. Ten, który omal nie zabił Orlanda. Poczuła ucisk w żołądku. Mam nadzieję, że bolało go jak wszyscy diabli, cokolwiek zrobił mu T4b. Mam nadzieję, że już nie zazna chwili spokoju. Przez chwilę zastanawiała się też nad tym, czy i Yacoubian nasłuchuje w milczeniu na paśmie komunikacyjnym urządzenia, czekając, aż ona się ujawni. Była to nieprzyjemna myśl, ale jeszcze gorzej poczuła się, gdy wyobraziła sobie Stracha, który siedzi gdzieś jak kot i czeka, aż jedna z myszek wystawi wąsy. Siedzi, szczerzy zęby i słucha ciszy... Ta myśl przyszła moment później. Renie zerwała się na nogi i ruszyła przed siebie, ale zaraz się zatrzymała i wiedziona jakimś nie całkiem zrozumiałym poczuciem lojalności powiedziała do Klementa: - Muszę odejść, ale niedaleko. Potrzebuję spokoju. Nie odzywaj się. Ani słowem. Zaraz wracam. Popatrzył za nią obojętny jak krowa zajęta przeżuwaniem trawy. Gdy oddaliła się na taką odległość, że wciąż jeszcze widziała jego niewyraźną sylwetkę, ale była sama, ponownie podniosła zapalniczkę. Jeszcze w Domu odkryli, w jaki sposób otwiera się dostęp do pasma komunikacyjnego, ale teraz nie była pewna, czy pamięta całą sekwencję. Spojrzała na urządzenie, przepełniona tępym strachem, ale rozpoczęła kombinację ruchów, tak jak je zapamiętała. Gdy skończyła, nie nastąpiło nic złego, ale też nie wydarzyło się nic dobrego. Zapalniczka pozostała martwym przedmiotem, a w jej otoczeniu nic się nie zmieniło. Wstrzymała oddech i ostrożnie przyłożyła przedmiot do ucha, a potem wyciągnęła rękę przed siebie i zatoczyła łuk. Cisza. Wypuściła powietrze i znowu wytężyła słuch. Upewniwszy się co do rezultatu, obróciła się o kilka stopni i rozpoczęła cały proces od nowa. Jak różdżkarstwo, pomyślała rozbawiona, ale i zdegustowana. Gdybym kiedykolwiek miała opowiadać o tym komuś, chyba lepiej wymyślę coś, co będzie bliższe inżynierii