They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Niektórzy zsiedli z koni, inni jeździli tam i z powrotem, jak gdyby zajęci niezmiernie interesującymi poszukiwaniami. Na szczęście dla ukrywających się, trawa nie tylko zasłaniała ich przed oczyma dzikich, lecz stanowiła także przeszkodę utrudniającą koniom, równie nieokiełznanym jak jeźdźcy, stratowanie ich kopytami w szalonym, dzikim pędzie. W końcu jakiś ciemnoskóry Indianin o atletycznej budowie, będący pewnie przywódcą, wezwał swych wodzów na naradę. Jeźdźcy stanęli na samym skraju pasa wysokiej trawy, w którym ukrył się traper z towarzyszami. Kiedy młodzieniec ujrzał groźne, okrutne twarze Indian, których wciąż przybywało, mimowolnym ruchem sięgnął ręką po strzelbę, wyciągnął ją spod siebie i zaczął przygotowywać do strzału. Ale stary i przezorny doradca szepnął mu w ucho surową przestrogę: — Indianie znają równie dobrze szczęk broni, jak żołnierze głos trąbki. Połóż strzelbę, połóż strzelbę. Jeżeli księżyc rzuci blask na lufę, te diabły na pewno ją dostrzegą, bo mają lepsze oczy niż najczarniejsze węże! Teraz najmniejszy twój ruch sprowadzi na nas strzały z ich łuków. Bartnik posłuchał ostrzeżenia o tyle, że leżał cicho i bez ruchu. Ale mimo panujących ciemności jego towarzysz dojrzał groźnie ściągnięte brwi i płonące oczy młodzieńca, co powiedziało mu jasno, że jeśli Indianie ich odnajdą, nie odniosą zwycięstwa bez przelewu krwi. Widząc, że nie przekonał Pawła, traper przedsięwziął pewne środki ostrożności i oczekiwał rezultatu z właściwą sobie rezygnacją i spokojem. Tymczasem Siuksowie ukończyli naradę i rozproszyli się na skraju zbocza. Najwidoczniej czegoś szukali. — Te szatany usłyszały psa! Mają tak dobry słuch, że nie pomylą się co do odległości. Zniż się, zniż, chłopcze, trzymaj głowę przy samej ziemi jak pies, kiedy śpi. — Lepiej uciekajmy i liczmy na własne męstwo — odparł jego niecierpliwy towarzysz. Chciał dalej mówić, ale poczuł na ramieniu czyjąś ciężką rękę. Podniósł oczy i ujrzał nad sobą ciemną i złowrogą twarz In- 28 29 f dianina. Lecz mimo zaskoczenia i niewygodnej pozycji nie chciał dać się tak łatwo wziąć w niewolę. Szybszy niż strzał z jego strzelby, skoczył na równe nogi i złapał przeciwnika za gardło z siłą, która na pewno zadecydowałaby o prędkim zwycięstwie. Wtem poczuł uścisk ramion trapera, który obezwładnił go z siłą równą niemal sile młodzieńca. Nim Paweł zdążył powiedzieć choć słowo na tę jawną zdradę, otoczyło ich kilkunastu Siuksów i wszyscy troje* musieli oddać się w niewolę: ROZDZIAŁ C Z W A R T Y Lękam się walki bardziej niżli oni, Co pierwsi z pochew dobyli swej broni. „Kupiec wenecki" Od niepamiętnych czasów Siuksowie zwracali swój oręż przeciwko sąsiadom w prerii. W latach, w których toczy się akcja naszej opowieści, niewielu białych miało odwagę przebywać na odległych i nie objętych prawem ziemiach, zamieszkanych przez to podstępne plemię. Indianie odebrali jeńcom broń oraz amunicję i wzięli parę niezbyt przydatnych i zapewne niewiele wartych drobiazgów, które znaleźli przy nich, po czym zostawili ich w spokoju. Mieli przed sobą znacznie ważniejsze zadanie, któremu musieli natychmiast poświęcić całą uwagę. Odbyła się jeszcze jedna narada wodzów, a z gwałtownej mowy tych kilku, którzy zabierali głos, widoczne było, że sądzą, iż daleko im jeszcze do pełnego zwycięstwa. — Dobrze będzie — szepnął traper, który znał ich język na tyle, by zrozumieć, o czym mówiono — jeśli te opryszki nie udadzą się za wierzbowe zarośla i nie zbudzą ze snu naszych podróżnych. Zbyt są przebiegli, by uwierzyli, że kobieta „bladych twarzy" może się znajdować tak daleko od osad i nie mieć w pobliżu jakiegoś schronienia i choć trochę wygód, do jakich przywykł biały człowiek. — Jeśli przepędzą plemię wędrownego Izmaela aż do Gór Skalistych — rzekł młody bartnik, śmiejąc się w swym udręczeniu jakimś gorzkim śmiechem — przebaczę tym rozbójnikom. — Pawle, Pawle! — zawołała z wyrzutem jego towarzyszka. — Zapominasz o wszystkim! Pomyśl, czym to grozi! 31 — Ach, właśnie dlatego, że myślałem o tym, co im grozi, nie mogłem od razu załatwić tej sprawy jak należy i porządnie zalać sadła za skórę tym czerwonym diabłom. Stary traperze, na ciebie spada hańba za to tchórzliwe poddanie się napastnikom! Pewnie twoim codziennym zajęciem jest łapanie nie tylko zwierząt, ale i ludzi w pułapki. — Błagam cię, Pawle, uspokój się! Bądź cierpliwy! — Dobrze, spróbuję, skoro ty sobie tego życzysz, Ellen — odparł bartnik usiłując opanować rozdrażnienie — ale powinnaś wiedzieć, żę jest to niemal religijną zasadą mieszkańca Kentucky, żeby się trochę poirytować, gdy go spotyka niepowodzenie. — Obawiam się, że wasi przyjaciele w dolinie nie zdołają się ukryć przed wzrokiem tych szatanów — mówił traper tak spokojnie, jak gdyby nie słyszał ani jednej sylaby z tej rozmowy. — Węszą łup... Równie trudno byłoby oderwać psa od ściganej zwierzyny, jak zmylić drogę tym niegodziwcom, gdy raz znajdą się na czyimś tropie. — Czyż nie można nic na to poradzić? — pytała Ellen błagalnym tonem, świadczącym o tym, jak bardzo lęka się o los podróżnych. — Mogę tak wrzasnąć, że słychać mnie będzie na milę na tych otwartych przestrzeniach, a obóz leży o niecałe ćwierć mili od nas — odpowiedział Paweł. — Ścięto by ci za to głowę — odrzekł traper. — Nie, nie. Z przebiegłością należy walczyć przebiegłością, inaczej te wściekłe psy wymordują całą rodzinę. — Wymordują? O nie. Gdyby chcieli go zamordować, ja sam nie pożałowałbym kuli na jego obronę. — Jest z nim dużo mężczyzn i to dobrze uzbrojonych. Jak myślisz, czy będą walczyć? — Posłuchaj, stary traperze... Niewielu ludzi tak nie cierpi Izmaela Busha i jego siedmiu synów, ciężkich niczym młoty kowalskie, jak nie cierpi ich niejaki Paweł Hover. Lecz nie chcę rzucać oszczerstw nawet na strzelby z Tennessee