Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Słyszałem, jak dyskutowali nad tym, jak tego dokonać, w jaki sposób zmierzyć czas. Odrzucili jednak to rozwiązanie. To osiedle musiało kosztować niezliczone miliardy koron, a jednak zrezygnowali z jego ocalenia. Nie, nie! Przeciwnik, niezależnie od tego, czy to Bestia Apokalipsy czy Pan Galaktyki (zatkało mnie!), czy ktokolwiek, musi sądzić, że mu się udało. Nie może podejrzewać, że gniazdo było puste, a ptaszek uciekł. Poczułem znajome bodźce dobiegające z lewej nogi. Wielmożny pan Piksel ponownie rzucił wyzwanie pionowej “ścianie”. Ponadto zaczął wbijać w nią nowy zestaw haków, wyciągnąłem więc rękę i postawiłem go na stole. - Piksel, jak się tu dostałeś? - Blert! - Jakoś to zrobiłeś. Do ogrodu, potem przez niego, przez zachodnie skrzydło (a może obszedłeś je wkoło?), przez trawnik, do szczelnie zamkniętego statku kosmicznego, a może schodnia była spuszczona? Tak czy inaczej, w jaki sposób mnie znalazłeś? - Blert. - To jest kot Schrödingera - oznajmiła Jane Libby. - Niech więc lepiej Schrödinger przyjdzie go zabrać, zanim się zgubi albo coś sobie zrobi. - Nie, nie, Piksel nie jest własnością Schrödingera. Nie wybrał sobie jeszcze swojego człowieka. Chyba że to ty nim jesteś? - Nie, nie sądzę. A może? - Myślę, że tak. Widziałam w południe, jak wdrapywał ci się na kolana. A teraz pokonał długą drogę, żeby cię odnaleźć. Chyba cię sobie upatrzył. Czy lubisz koty? - O, tak! Jeżeli Hazel pozwoli mi go zatrzymać. - Pozwoli. Ona też je lubi. - Mam nadzieję. Piksel usiadł na moim notatniku, myjąc sobie pyszczek i dokonując chwalebnej czynności czyszczenia się za uszami. - Piksel, czy jestem twoim człowiekiem? Przerwał na chwilę mycie, by powiedzieć z emfazą: - Blert! - W porządku. Umowa stoi. Płaca rekruta plus racje. Opieka medyczna. W środę popołudnie wolne pod warunkiem dobrego zachowania. Jane Libby, o co chodzi z tym Schrödingerem? Jak on się tu znalazł? Powiedz mu, że Piksel jest zamówiony. - Schrödingera tu nie ma. Nie żyje już od dwóch tuzinów stuleci. To był jeden z tych starożytnych niemieckich filozofów przyrody, którzy tak błyskotliwie się mylili we wszystkim, czym się zajęli: Schrödinger, Einstein, Heisenberg i... Ale czy w twoim wszechświecie oni istnieli? Wiem, że nie występowali w każdej z części wszystkoświata, ale historia równoległa nie jest moim mocnym punktem. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Mam wrażenie, że teoria liczb to jedyne, w czym jestem naprawdę dobra. Potrafię też nieźle gotować. - A jak z nacieraniem pleców? - Robię to najlepiej w Boondock! - Tracisz czas, Jot El - wtrąciła się Deety. - Hazel wciąż trzyma go na smyczy. - Ale, ciociu Deety, nie próbowałam go zaciągnąć do łóżka. - Nie próbowałaś? Więc przestań marnować czas. Wycofaj się i dopuść do niego mnie. Richard, czy pociągają cię zamężne kobiety? My tu wszystkie jesteśmy zamężne. - Hmm... piąta poprawka! - Ja to rozumiem, ale w Boondock nigdy o niej nie słyszano. Ci niemieccy matematycy... nie było ich w twoim świecie? - Upewnijmy się, czy mówimy o tych samych. Erwin Schrödinger, Albert Einstein, Werner Heisenberg... - To właśnie ta banda. Oni lubili coś, co nazywali “eksperymentami myślowymi”. Jak gdyby w ten sposób można się było czegoś dowiedzieć. Teolodzy! Jane Libby miała ci zamiar opowiedzieć o “kocie Schrödingera”, czyli eksperymencie myślowym, który rzekomo miał coś mówić na temat rzeczywistości. Jot El? - To była głupota, sir. Zamknąć kota w pudełku celem sprawdzenia, czy zostanie uśmiercony drogą rozpadu izotopu o okresie rozpadu połowicznego równym godzinie. Pod koniec tej godziny kot jest żywy czy martwy? Schrödinger twierdził, że ze względu na statystyczne prawdopodobieństwo w tym, co uważano wtedy za naukę, dopóki ktoś nie otworzył pudełka, kot nie był ani żywy, ani martwy, lecz istniał jako chmura prawdopodobieństwa. - Jane Libby wzruszyła ramionami, co wywołało zdumiewające krzywe dynamiczne. - Blert? - Czy ktoś wpadł na to, żeby zapytać kota? - To bluźnierstwo - odparła Deety. - Richard, to jest “nauka”, w stylu niemieckich filozofów. Nie wolno ci się uciekać do czegoś równie wulgarnego. W każdym razie Piksel zdobył wywieszkę z napisem “kot Schrödingera”, ponieważ potrafi przenikać przez ściany. - Jak on to robi? - To jeit niemożliwe odparła Jane Libby - ale on jest tak młody, że jeszcze o tym nie wic, a więc może tego dokonać. Dlatego nigdy nie wiadomo, gdzie się pokaże. Myślę, że polował na ciebie. Dora? - Potrzebujesz czegoś, Jot El? - zapytał statek. - Czy zauważyłaś przypadkiem, jak ten kotek dostał się na pokład? - Nic nie umyka mojej uwadze. Nie zawracał sobie głowy schodnią. Przeszedł prosto przez moją powłokę. To łaskotało. Czy jest głodny? - Zapewne. - Dam mu coś. Czy jest już wystarczająco duży na stałe pożywienie? - Tak, ale rozdrobnione. Jak dla niemowląt. - Migiem. - Moje panie - odezwałem się. - Jane Libby użyła słów “błyskotliwie się mylili” w odniesieniu do tych niemieckich fizyków