They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Roześmiał się. Tak, Janie Machu, zamierzam cię zjeść. Zamierzam przerobić twoją czaszkę na miseczkę do ryżu i sprawić sobie ucztę z twojego mózgu. Bo taki już jest ten nasz świat. Człowiek pożera człowieka, zawsze tak było. Zbliżywszy się do transportera, zwolnił i jak zwykle zaczął rozglądać się wokół, szukając jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. W końcu, uspokojony, wsiadł do środka, poleciwszy przedtem swoim zastępcom, aby podążali za nim drugą maszyną. Usiadł w fotelu i natychmiast przypiął się pasami. Pilot, wykonując co do joty wcześniejsze instrukcje, zerwał maszynę do lotu, jeszcze zanim drzwi zostały zupełnie zamknięte. Minimalizował w ten sposób możliwość, że ktoś za nimi ruszy w pogoń, czy też przygotuje pułapkę. Kiedy powierzchnia ziemi zniknęła w oddali, DeVore znowu uśmiechnął się do siebie i zamyślił się nad porównaniem, które wcześniej przyszło mu do głowy. Tak, oni wszyscy byli mięsnymi zwierzętami, łącznie z nim samym. Ale on przynajmniej mógł marzyć. O tak, mógł marzyć. I w swoich marzeniach widział ich - doskonalsze, subtelniejsze zwierzęta, których naturę oczyszczono ze wszelkich śladów ociężałej miał-kości. Wysokie, smukłe stworzenia, jakby wyrzeźbione ze szkła, a jednak twarde jak stal. Istoty z lodu, zaprojektowane tak, by przetrwały najgorsze uciążliwości i próby, na które mogą natknąć się we wszechświecie. Zdobywcy. Nie... znacznie więcej. Spadkobiercy. Roześmiał się. To było słowo, którego poszukiwał. Spadkobiercy. Zapisał je w komputerze, który nosił na ręce, po czym zamknął oczy i oparłszy głowę na poduszce, odprężył się. Tak. Spadkobiercy. Ale najpierw musi zniszczyć to wszystko, co uniemożliwia ich rozwój i wzrost. Pod tym względem Tsao Ch’un miał rację. Nowe nigdy nie nastąpi, jeśli istnieje jeszcze stare. Spadkobiercy nie mogą wyprostować się z dumą w tym zatłoczonym świecie poziomów. Poziomy trzeba zniszczyć, ściany rozwalić i otworzyć ponownie drogę do gwiazd. Po to, aby mogli zaistnieć. Po to, by rzeczy ponownie zaczęły się posuwać ku ostatecznemu celowi, którym była całkowita kontrola umysłu nad materią. Tylko wówczas będą się mogli zatrzymać. Tylko wówczas będzie można zaprzestać dalszego parcia naprzód. Zadrżał. To był jego sen, jego marzenie. Przyczyna, nie, siła stojąca za każdą akcją, którą podejmował; ciemny, zimny wiatr wiejący w jego plecy. Sprawić, aby zaczęli istnieć. Ludzie lepsi od niego samego. Istoty z lodu. Czyż może być wspanialszy cel? Co może być wspanialszym celem? Hans Ebert zatrzymał się w progu i pochyliwszy głowę w pełnym szacunku ukłonie, wszedł do środka, trzymając przed sobą zapełnioną tacę. Kiedy się zbliżył, Nocenzi, Tolo-nen i T’ang odsunęli się trochę, aby mógł postawić ją na miejscu, które do tego przygotowali. Obradowali już od trzech godzin, dyskutując sprawę represji i nowych posunięć związanych z bezpieczeństwem. Li Shai Tung uśmiechnął się, przyjmując filiżankę ch’a z rąk młodego majora. - Nie powinieneś, Hans. Wysłałbym służącego. Ebert przez chwilę jeszcze stał z pochyloną głową. - Byłeś tak pogrążony w dyskusji, Chieh Hsia, że pomyślałem, iż będzie lepiej, jeśli sam się tym zajmę. Stary Tang roześmiał się miękko. — No cóż, Hans, to miło, że to zrobiłeś. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile czasu już upłynęło i jak bardzo chce mi się pić. - Podniósł filiżankę do ust i zamierzał właśnie wypić łyk, kiedy Ebert, odchrząknąwszy, powiedział: — Wybacz mi, Chieh Hsia, czy pozwolisz? Li Shai Tung zmarszył brwi, ale po chwili zrozumiał, o co chodzi Ebertowi. Podał mu filiżankę. Młody mężczyzna wypił łyczek, po czym wytarł serwetką miejsce, którego dotknęły jego wargi. Tang przyjął z powrotem filiżankę, po czym popatrzył na Tolonena i Nocenziego. Jego własna satysfakcja i przyjemność odbijały się jak w lustrze na ich twarzach