Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przytem nie czuł się zdrowym. Twarz jego z każdym dniem stawała się żółciejszą, przybierała tony oliwne i szare. Ciepłych kąpieli używał prawie codziennie i dużo czasu spędzał w wannie, dokąd nawet przynoszono mu raporty i skąd pilniejsze wydawał rozkazy. Najbliższe jego otoczenie dopatrywało się w tem dziwactwa — w rzeczywistości było to co innego. Ciepłemi kąpielami cesarz uśmierzał bóle wewnętrzne, przed światem tajone. Z Litwinów cesarz nie był zadowolony. Oni również zbytniego zapału wykrzesać dlań z siebie nie mogli. Wchodziły tu w grę: z jednej strony czarujący uśmiech Aleksandra, z drugiej, niewyraźne i wykrętne słowa, jakiemi cesarz odprawił delegację warszawską i wileńską. Przytem pospieszne, naprędce zaimprowizowane uwłaszczenie włościan usposobiło niechętnie znaczną część szlachty litewskiej. Nie przynosiła też Napoleonowi pociechy i jego Grande Armée. Brak prowiantu i furażu zmuszał wojsko do rabunku, a ciężkie kary za rabunek wywoływały dezercję. Jeszcze nie zaczęła się wojna właściwa, a już we wszystkich oddziałach brakło po kilkudziesięciu i kilkuset ludzi. Tem zresztą mało się cesarz przejmował. — Pierwsza walna bitwa — nie przestawał powtarzać — zaradzi odrazu wszystkiemu. Dostarczy ona w obfitości pożywienia dla ludzi i koni, a żołnierz syty i zadowolony nie będzie się dopuszczał bezprawi. Tymczasem jednak pierwszy punkt wspaniałego programu nie powiódł się. Korpusy: pierwszy i piąty, które miały odrąbać Bagrationa od Barclaya de Tolly, zadania swego nie spełniły. Trzeba było stwarzać nowe plany i Wielkiej armji nową wykreślać drogę. W tym samym czasie drugi olbrzym: Car Aleksander, czynił wrażenie lunatyka, idącego do celu krokiem pewnym, lecz z zamkniętemi oczami. Czyny i zamierzenia obu przeciwników ujawniały, że jeden i drugi ulega sile wyższej... Ta jedynie istniała między nimi różnica, że cesarz usiłował z ową siłą walczyć, a car poddawał się jej bez oporu. Chcąc czy nie chcąc, stawali się obaj narzędziami jakichś tajemnych, nadziemskich potęg. Wieść o wkroczeniu Napoleona na Litwę zaskoczyła cara niespodzianie, przy tańcu i zalotach. I zaraz, prawie bez namysłu, wydał rozkaz odwrotu. Wyglądało to na wypełnienie przyjętego wcześnie, po dojrzałej rozwadze, postanowienia, w rzeczywistości było — improwizacją. Być może nawet, że czemś jeszcze dziwniejszem, bo — automatyzmem. Dwudziestego szóstego czerwca, późnym wieczorom, dowiedział się car o przejściu Niemna przez Francuzów, a już rankiem dnia następnego nie było w Wilnie ani jego, ani jego armji. Barclay de Tolly skierował się z jednym korpusem w stronę Moskwy; książę Bagration, wraz z generałem Płatowem i jego kozakami, zwrócił się w kierunku Petersburga. Przy tym drugim korpusie umieścił się car. Z kierunku drogi korpusów nie wypadało bynajmniej, że udać się zamierzają do dwóch stolic imperyji. Poszły tam, gdyż tam iść musiały — pomimo, że tworzyło to rażącą sprzeczność z ukazem carskim, ogłaszającym wojnę, a wydanym dopiero po fakcie. Car przemówił do swego narodu miękko i chwiejnie: „Do końca mieliśmy nadzieję powściągnąć wrogie zamysły cesarza Francuzów łagodnemi, pokojowemi środkami... Zajęliśmy posterunek przy samej granicy, ufając, że przeciwnik przestąpić jej nie poważy... Nie pomogły te wszystkie środki do utrzymania tak pożądanego przez nas spokoju... Cesarz Francuzów naszedł nasz kraj gwałtownie i pierwszy wojnę rozpoczął.,. Nic nam nie pozostaje, jak tylko, Boskiej pomocy wezwawszy, przeciwstawić siły nasze siłom nieprzyjaciela... Wojownicy! krew dzielnych Słowian płynie w waszych żyłach. Spieszcie bronić religji, ojczyzny i wolności. Ja jestem z wami. Bóg zwraca się przeciw najeźdźcy". Tkwiła w tem bolesna ironja, że naród jednocześnie z wezwaniem do wojny otrzymał wiadomość o cofaniu się armji. Należało to za wszelką cenę naprawić. I oto we dwadzieścia cztery godzin po pierwszej odezwie w rocznicę bitwy pod Połtawą wydaje Aleksander odezwę drugą, o wiele mocniejszą i ognistszą. — „Wojownicy rosyjscy! Los pozwolił wam nareszcie osiągnąć cel upragniony... Przy pierwszem natarciu wroga należało powstrzymać zbytni zapal waszych, rwących się do boju zastępów... Wpierw mu siały być skupione nasze siły, aby szańcem nieprzebytym stanęły na drodze nieprzyjaciół... Czeka na was sposobność okazania tyle już razy doświadczanej waleczności... Niech dzień dzisiejszy, uświęcony wspomnieniem Połtawy, nowem natchnie was bohaterstwem!... Wzorem swych poprzedników, obróćcie w niwecz zamysły wroga, skierowane przeciw waszej religji, waszemu honorowi, waszej ojczyźnie, waszym rodzinom... Bóg, który broni sprawiedliwych, udzieli wam swego błogosławieństwa"... Na pierwszej odezwie nie wskazano, skąd pochodzi. Na drugiej zaznaczono wyraźnie: „Z obozu pod Dryssą". Te dwie odezwy, czyż nie są dwoma ruchami wahadłowemi umysłu, który swego punktu ciężkości dopiero szuka? Dopatrywano się w postępowaniu Aleksandra krańcowej finezji, wprost chytrości. Według swych portrecistów, miał to być „szczwany lis", który pozorami dobroduszności wyprowadza w pole najmędrszych i najostrożniejszych. Sam Napoleon uważał go chwilami za takiego i radził mieć się na baczności przed tym „grekiem". Tymczasem ów arcyprzebiegły Reineke Fuchs, już po przejściu Niemna przez Francuzów posyłał do nich swego najzaufańszego hrabiego Tołstoja, raz jeszcze próbując, czy wojny zażegnać się nie da. Chodziło o drobnostkę, o to tylko, żeby Napoleon ze swą niemal miljonową armją... z powrotem za Niemen się cofnął! Równało się to żądaniu od staczającej się lawiny, żeby była łaskawa zatrzymać się na miejscu, a potem wznieść w górę i osiąść na najwyższym szczycie, pod postacią śnieżnej drobinki. Zdaje się, że gdyby wyrażenie sancta simplicitas nie istniało, to należałoby je dla tego jednego faktu stworzyć. Ludzie, długo zwłóczący z powzięciem postanowienia, zajadle potem trzymają się go i bronią. Car przekonany, że już „odrobić się" to nie da, nakreślił znak krzyża na czole i piersiach i postanowił zostać — bohaterem. Do obozu wyjechał, kierownictwo całej kampanji objął, naczelnym wodzem wojsk wszystkich ogłosić się kazał. Niemało trudu użyć musiano, aby go o niewłaściwości ostatniego kroku przekonać