Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niezwykle wzruszona Willa poczuła, że coś chwyta ją za serce, a na policzkach pojawiają się rumieńce. - Co to miało być? - Czuję się, jakbym była twoją matką. - Tess świetnie zdawała sobie sprawę, że lada chwila może wybuchnąć głośnym płaczem, więc gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi. - Do szuflady twojej szafki włożyłam prezerwatywy. Skorzystaj z nich. -Na litość boską! On pomyśli, że jestem.... - Przygotowana na wszystko, rozsądna i odpowiedzialna. Cholera! - Tess usłyszała, że przed domem zatrzymuje się łazik. Wykonała gwałtowny zwrot do tyłu, podbiegła do Willi i mocno ją uścisnęła. - Do zobaczenia jutro rano - powiedziała wziąwszy się w karby, po czym wybiegła z pokoju. Willa została sama. Stała na środku sypialni i uśmiechała się nieznacznie. Usłyszała podniesiony głos Tess, a po chwili odpowiedź czekającego na dole Nate'a. Potem otworzyły się drzwi i Ben donośnym głosem przywitał się z Nate'em. Żołądek niespokojnie podskoczył jej do gardła, więc usiadła na brzegu łóżka i przycisnęła do niego rękę. Dobiegająca z dołu rozmowa urwała się, drzwi ponownie się otworzyły, a potem zamknęły. Ktoś uruchomił silnik samochodu. Teraz w domu była już tylko ona i Ben. Doszła do wniosku, że przecież jeżeli będzie miała ochotę, zawsze jeszcze może zmienić zdanie. Nikt jej do niczego nie zmusza. Wystarczy, jeśli wówczas wymyśli coś na poczekaniu. Wstała. Pora ruszyć do akcji. Ben czekał na nią w salonie. Przyglądał się pustemu miejscu nad kominkiem. - Zdjęłyśmy go - powiedziała Willa. Ben odwrócił się i przyglądał jej się uważnie. - Właśnie dzisiaj - uściśliła. - Lily, Tess i ja. Jeszcze nie wiemy, co powiesić zamiast jego portretu, więc na razie zostawiłyśmy gołą ścianę. Zdjęła portret Jacka Mercy'ego, pomyślał Ben. Z tonu jej wypowiedzi domyślił się, że sama doskonale zdaje sobie sprawę z symbolicznego znaczenia tego kroku. - To wnętrze bardzo się przez to zmieniło. - Tak, to był dobry pomysł. Zbliżył się do niej o kilka kroków i stanął. -Pięknie wyglądasz Will. Zupełnie inaczej. - Czuję się również inaczej. - Uśmiechnęła się. - Wspaniale. A ty? Czuł się doskonale, dopóki nie odwrócił się i nie zobaczył jej w tej długiej sukni w kolorze mgły, tak pięknie podkreślającej zarys jej długich nóg. Póki nie dostrzegł tej łabędziej szyi odsłoniętej dzięki podpięciu włosów do góry. Wyglądała teraz tak delikatnie, tak krucho, tak niebiańsko. - Jak zwykle, świetnie. Sądząc po twoim wyglądzie, muszę cię chyba wziąć w jakieś bardziej ekskluzywne miejsce, a nie do kina. - Lily i Tess zrobiły rewizję mojej szafy i były bardzo niezadowolone ze stanu mojej garderoby. Powiedziały mi, że jest to jedyna przyzwoita rzecz, jaką mam. Poprawiła jakąś niewidoczną zmarszczkę. Kiedy rozpięty materiał odsłonił kawałek nogi, Benowi gwałtownie skoczyło ciśnienie. - Zagroziły, że wezmą mnie na zakupy. Przestań opowiadać głupoty, upomniała samą siebie i ruszyła w stronę barku. -Napijesz się czegoś? - Przecież prowadzę. - Prawdę mówiąc, moglibyśmy zostać w domu. - Tym oto sposobem pierwszy krok ma już za sobą. - W domu? - Tak. Ostatnio bardzo rzadko się zdarza, że mam cały dom do swojej dyspozycji. Bess zostaje dziś na noc u przyjaciółki, Tess i Lily są... sam wiesz najlepiej. - Nikogo nie ma? - Coś gorącego i trudnego do przełknięcia uwięzło mu w gardle. - Nikogo nie ma. - Otworzyła znajdujące się za barem pudło z lodem i wyjęła szampana, którego, zgodnie z poleceniem Tess, miała podać na początek. - Pomyślałam więc, że moglibyśmy... zostać. Odprężyć się. - Kiedy energicznie postawiła butelkę na blacie, szkło głośno stuknęło o drewno. - Jeśli chcesz oglądać jakiś film, Tess ma u siebie walizkę pełną kaset video. Nie brakuje również jedzenia. Ponieważ przez cały czas stał zupełnie nieruchomo, Willa zdarła złotko i zerwała drucik. - Chyba że wolałbyś gdzieś wyjść. - Nie. - Próbował skupić uwagę, starał się patrzyć na butelkę i odskakujący korek. - Szampan? A z jakiej to okazji? - Szampan. - Wszystko będzie w porządku, jeśli tylko uda jej się wziąć do ręki własny kieliszek. - Możemy uczcić wiosnę. Widziałam dzisiaj pierwsze dzikie kwiaty, zielone pędy pojawiły się już również w ogródku. Ptaki znowu budują gniazdo w naszej oborze. - Podała mu kieliszek. - Wkrótce zaczniemy zapładniać krowy. Wziął go do ręki, a jego usta nieznacznie drgnęły. - No tak, to przecież ta pora roku. - Och! Do diabła z tym! - powiedziała półgłosem, a potem dwoma dużymi łykami opróżniła swój kieliszek. - Jestem beznadziejną aktorką. Tak czy inaczej to był pomysł Tess i Lily. - Zastanawiając się, czy nie nalać sobie następnej porcji szampana, odstawiła pusty kieliszek i spojrzała mu poważnie w oczy. - Posłuchaj, Ben, chodzi o to, że teraz jestem już gotowa. - W porządku. - Zdumiony pociągnął łyk szampana. - To znaczy, że mimo wszystko chcesz wyjść? - Nie, nie. - Przycisnęła palce do skroni i odetchnęła głęboko. - Jestem gotowa, żeby się z tobą kochać. Zakrztusił się, z ogromnym trudem złapał odrobinę powietrza, aż w końcu zaczął kaszleć. - Słucham? - Czy musimy owijać w bawełnę? - Wyszła zza baru. - Chciałeś, żebym poszła z tobą do łóżka. Od dawna robiłeś wszystko, żeby mnie tam zaciągnąć