Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kiedy wreszcie dotarli do stolika i usiedli, zwróciła się do Mallory’ego: - Czyż to nie urocze małe bistro? - Pełno tu przedwojennych dżentelmenów i wampów salonowych - stwierdził oschle detektyw. Pianista właśnie przerzucił się na nową melodię i pół tuzina gości zaczęło tańczyć charlestona. - Czy to są aktorzy z jakiejś rewii na Broadwayu? - Nie, to tacy sami klienci jak ty i ja. - Może i klienci - odparł Mallory - ale na pewno nie tacy sami jak my. A w ogóle co to za lokal? - Zapomniana Melina - poinformowała go Winnifred. - Melina? - powtórzył detektyw. Przytaknęła, ubawiona jego reakcją. - Działa bez przerwy od 1925 roku. - Poufnie zniżyła głos. - Prawdę mówiąc ciągle jeszcze sami pędzą tu dżin w wannie na piętrze. Jest całkiem niezły. - Czy klienci nie wiedzą, że prohibicja się skończyła? - zapytał Mallory obserwując rozbawionych gości. - A może się mylę? - Och, skończyła się, masz rację - zapewniła Winnifred. - Nie da się ukryć, że niektórzy pewnie o tym nie wiedzą. Ten lokal ma takie powodzenie, że w ogóle nie wracają do domu. Wspominają Lindy’ego Szczęściarza i Wielkiego Ala, dyskutują o przemijającej modzie na filmy dźwiękowe i wierzą, że nigdy nie dojdzie do kryzysu. - Nieznacznie pokazała mu wysokiego mężczyznę, który stał w kącie oparty plecami o ścianę, z wykałaczką w zębach, i podrzucał w prawym ręku srebrnego dolara. - Widzisz go? Mallory przytaknął. - Ten facet został wynajęty, żeby zamordować słynnego przemytnika alkoholu - szepnęła.- Nikt nie ma serca mu powiedzieć, że przemytnik umarł ponad czterdzieści lat temu. Podszedł do nich kelner i Mallory zauważył, że kelner, podobnie jak wszyscy mężczyźni w lokalu, ma włosy nasmarowane brylantyną. - Co państwu podać? - Wezmę gorący grog - zadecydowała Winnifred. Odwróciła się do Mallory’ego. - Naprawdę powinieneś tego spróbować. Od razu nabierzesz animuszu. - Mogę spróbować, jeśli od tego nie oślepnę - zgodził się detektyw. - Dwa grogi - poleciła kelnerowi Winnifred. - A kiedy przyjdzie Mefisto, powiedz mu, że chcę się z nim zobaczyć. - Czy ta... hm... młoda dama coś zamawia? - spytał kelner wskazując na Felinę. - Mleko - odpowiedziała dziewczyna-kot. Kelner skrzywił się. - Mleka nie mamy. - Potrafisz przygotować koktajl Alexander? - zapytał Mallory. Kelner skinął głową. - Dobrze. Podaj jej to - ale nie dodawaj niczego oprócz śmietanki. Kelner popatrzył na Mallory’ego jak na wariata, w końcu jednak wzruszył ramionami, jeszcze raz kiwnął głową i oddalił się w stronę baru. - Ojej! - zawołała nagle Winnifred. - Zapomnieliśmy o Eohippusie! - Nic nie szkodzi - odezwał się Eohippus, który leżał na kolanach Mallory’ego. - Ja nie piję. - Na pewno tam ci niewygodnie - zatroskała się Winnifred. - Postawię cię na stole, dobrze? Podniosła Eohippusa i postawiła go obok miseczki z orzeszkami. Felina zerknęła na małego zwierzaczka i lekko pochyliła się do przodu. - Jeśli to zrobisz, przetrzepię ci skórę, aż pogubisz wszystkie pchły - ostrzegła poważnie Winnifred. Felina - wcielenie niewinności - pochyliła się jeszcze bardziej, poprawiła obrus, po czym zaczęła się bujać na krześle z nadąsaną miną. Nagle do knajpy wszedł wysoki mężczyzna w bardzo grubych okularach w rogowej oprawie. Podszedł do baru, przywitał się z barmanem i skierował się do ich stolika. Miał na sobie modny smoking, czerwono-czarną atłasową pelerynę, która znakomicie nadawałaby się do filmu o Drakuli, oraz spiczasty kapelusz ozdobiony haftem przedstawiającym wszystkie znaki zodiaku. - Cześć, Winnie - powiedział. Przysunął sobie wolne krzesło i usiadł. - Chciałaś ze mną pomówić? - Tak - potwierdziła Winnifred. - Mefisto, to jest John Justin Mallory. A to są - dodała wskazując po kolei na swoich towarzyszy - Eohippus i Felina. - Wielki Mefisto, do usług - przedstawił się mag podając rękę detektywowi. - Bardzo mi przyjemnie - odparł Mallory. Wyciągnął rękę, ale naraz spostrzegł, że w dłoni maga pojawił się malutki króliczek. Mefisto wsadził go do kieszeni, zanim Felina zdążyła się na niego rzucić. - Pułkownik Carruthers mówiła mi, że jesteś najlepszym czarodziejem w Nowym Jorku - ciągnął Mallory. - Na świecie - poprawił go Mefisto. - Chcesz dowodu? - Wyciągnął z powietrza talię kart i rozłożył je jak wachlarz. - Wybierz kartę. Wszystko jedno jaką. - Nie interesują mnie sztuczki z kartami - oświadczył Mallory. - A powinny - stwierdził Mefisto. - To jest ostatni krzyk mody na przyjęciach w tym sezonie. - Machnął ręką i karty znikły. - Czy tylko robisz sztuczki, czy jesteś prawdziwym czarodziejem? - zapytał Mallory. - Co za różnica? - odparł Mefisto. - W tym przypadku kwestia życia i śmierci - oznajmił Mallory. - O? - rzucił Mefisto, nagle zainteresowany. - Wobec tego jestem prawdziwym czarodziejem, biegłym w stwarzaniu, przepowiadaniu i rzucaniu zaklęć. Co mogę dla ciebie zrobić, mój przyjacielu? - Opowiedz mi o rubinie tkwiącym w głowie Larkspura. Mefisto odwrócił się do Winnifred. - Larkspur? - powtórzył ze złością. - Myślałem, że proponujesz mi pracę! - Przestań sklamrzeć! - warknęła. - Zachowuj się przyzwoicie i odpowiedz na jego pytanie. - W tym mieście czarodziej może umrzeć z głodu - burknął Mefisto. - Każdy chce darmowej porady, zupełnie jakbym był lekarzem! - Odpowiedz, Mefisto - ponagliła Winnifred. - A może jednak jesteś tylko zwykłym kuglarzem? - O wy, ludzie małej wiary! - westchnął Mefisto i odwrócił się do Mallory’ego. - Co chcesz wiedzieć o drogocennym klejnocie Larkspura? - Wszystko - oświadczył detektyw. Mefisto gapił się na niego przez chwilę, po czym nagle triumfalnie strzelił palcami. - Teraz rozumiem! Ty jesteś ten facet, na którego poluje Grundy! Mallory przytaknął. - Ha! - Mefisto wyszczerzył zęby. - Więc on próbuje ukraść ten kamień! - On już go ukradł - wtrącił Eohippus. - Na razie ukradł jednorożca, a nie kamień - poprawił Mefisto. - To jakaś różnica? - zainteresował się detektyw. Czarodziej przytaknął. - Pewien mój przyjaciel właśnie świętował Nowy Rok w tym, co wy nazywacie „domem o złej sławie”. Ponieważ żona mojego przyjaciela zna wszystkie jego ulubione lokale na Manhattanie, on poszedł się zabawić na twój Manhattan. - Mefisto przerwał. - Nie mógłby tego zrobić, gdyby Grundy wszedł w posiadanie rubinu