Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie! - W jego oczach zapaliły się wesołe ogniki. - Naprawdę tak mówili? - Życie jest dla pana tylko grą! - krzyknęła.- Prawdopodobnie cieszy się pan, że mnie tu zastał i że odmówiłam wyjazdu. I że wszyscy tutaj postanowili panu uprzykrzyć pobyt. - Musi pani zrozumieć, ja zawsze przyjmuję wyzwanie-odparł spokojnie. - Rzuciła pani rękawicę, panno Thornhill. więc czego się pani spodziewała? - Ale to nie jest gra! - Wbiła paznokcie w dłoń aż do bólu. Przyjrzał jej się uważnie. Czarne oczy błyskały w usmolonej twarzy. - Nie, nie jest -zgodził się. - Ale przecież to nie ja obmyśliłem te wszystkie psikusy, prawda? Jeśli trwa gra nie może pani oczekiwać że nie wezmę w niej udziału. A zawsze gram, żeby wygrywać. Radzę to zapamiętać. Proszę mi dać z pół godzinki. Muszę wziąć kąpiel. Potem udamy się na spacer, na co wyraziła pani zgodę. Odwrócił się i odszedł. Viola patrzyła na niego, aż zamknęły się za nim drzwi do sypialni. W miejscu, gdzie stał na dywanie pozostała brudna plama Zawsze gram. żeby wygrywać. Jest odważny. Świetnie umie wygrywać. Miała ochotę urządzić scenę. Albo popłakać sobie w chusteczkę, użalając się nad sobą. Albo popełnić morderstwo. Nie zrobiła żadnej z tych trzech rzeczy. Odwróciła się na pięcie i zeszła po schodach. Zamierzała wyjść i przeczytać list. Pójdzie na spacer nad rzekę. Jeśli lord Ferdynand zechce, może ją tam odszukać. Ale nie będzie tu na niego czekała jak posłuszny sługa. 6 Składała list kiedy Ferdynand ją odnalazł. Siedziała na trawiastym brzegu między ścieżką a rzeką. Suknia z cieniutkiego muślinu była rozpostarta na ziemi. Włosy jak zwykle miała upięte w koronę. Wokół niej rosły stokrotki jaskry i koniczyna. Była uosobieniem niewinności i piękna w tej sielskiej scenerii. Ferdynand poczuł się paskudnie. Słyszał, że stary hrabia Bamber był przyzwoitym człowiekiem, ale nie znal go osobiście. Najwidoczniej ojciec okazał się równie nieodpowiedzialny, jak jego syn. Nie uniosła wzroku, kiedy się zbliżał, chociaż z pewnością słyszała kroki. Wsunęła list do kieszeni. Czy wyobrażała sobie, że lord wyrwie go jej, by samemu przeczytać? Młody lord znów poczuł irytację. - Ukrywa się pani przede mną, panno ThomhiU? Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. - Tu, gdzie nie ma ani jednego drzewa?—spytała.—Gdybym postanowiła się przed panem schować, milordzie, na pewno nie znalazłby mnie pan. Stał na trawie obok niej, a ona znów przeniosła wzrok na rzekę, obejmując nogi w kolanach. Wolałby się z nią przejść, ale nie zdradzała ochoty, by wstać z ziemi. Trudno by mu było prowadzić rozsądną rozmowę, górując nad Viola, tak jak teraz. Więc usiadł nieopodal, jedną nogę wyciągnij przed siebie, rękę położył na kolanie drugiej. - Miała pani cały dzień i całą noc na zastanowienie się – zaczął– I naradzenie się z przyjaciółmi i sąsiadami. Zażądałem, żeby przysłano tu kopię testamentu. Sądzę jednak, iz majątek Pinewood nigdy nie należał do pani. A zatem, co dalej? - Zostanę tutaj -odparła.- To mój dom. Moje miejsce. - Pani przyjaciele mieli wczoraj rację – powiedział – Pani dobre imie narażone jest na poważny szwank tak długo jak długo będzie pani mieszkała tutaj ze mną. Roześmiała się i zerwała stokrotkę. Przyglądał się, jak paznokciem rozdziela łodyżkę, potem wsuwa w nią drugi kwiatek - Jeśli przywiązuje pan taką wagę do tego co przystoi, a co nie to może powinien pan stąd wyjechać-oświadczyła.-Nie ma pan żadnych praw do Pinewood. Wygrał pan tytuł własności w karty w jakiejś jaskini hazardu. Niewątpliwie był pan tak pijany, że dowiedział się o tym dopiero następnego dnia. - Grałem u Brookesa - wyjaśnił. - To nadzwyczaj szanowany klub dla dżentelmenów. I tylko głupiec siada do kart po pijanemu. Ja jestem rozsądnym człowiekiem. W odpowiedzi znów roześmiała się cicho, ale z wyraźną pogardą, a jej wianek ze stokrotek wzbogacił się o kolejny kwiatek. - Może upłynąć jeszcze tydzień, nim dotrze tu testament -powiedział. - O ile Bamber w ogóle zgodzi się przysłać oryginał albo kopię. Może zlekceważyć moją prośbę. Naprawdę nie mogę pozwolić, żeby została pani tutaj nie wiadomo jak długo. - Dobry Boże, jej dobre imię zostanie zbrukane, jeśli już się tak nie stało. Wszyscy będą od niego oczekiwali zadośćuczynienia. A wiedział, co to oznacza. Jeśli nie zachowa |daleko posuniętej ostrożności, przyjdzie mu jeszcze żenić się z tą panną. Na samą myśl o ożenku oblał się zimnym potem i nic na to nie pomogły ciepłe promienie majowego słońca. - Dlaczego jest pani tak pewna, że stary hrabia zamierzał zostawić Pinewood pani? - spytał. - Pomijając fakt, że najwidoczniej tylko obiecał to zrobić. - Zrobił to - poprawiła go Viola. Ferdynand nie chciał wdawać się teraz w kłótnię, więc przemilczał słowa Violi. - Była pani jego ulubioną siostrzenicą albo kuzynką ? - spytał po chwili. - Kochał mnie - powiedziała gwałtownie. Zerwała wszystkie stokrotki w zasięgu ręki i położyła je na trawie obok siebie. - To nic zawsze oznacza... - A ja kochałam jego - dodała. -Może nigdy pan nic kochał ani nie był kochany, lordzie Ferdynandzie. Miłość wiąże się też z zaufaniem. Ufałam mu. I nadal ufam. Obiecał, że ofiaruje mi Pinewood i ani przez chwilę nie wątpiłam w jego słowa. - A testament? - Zmarszczył czoło i obserwował jej ręce. Miała smukłe, delikatne palce