Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pytanie zadane po tym, jak już zmusili go do tańca na ich melodię. Wiedział, że tak czy inaczej, bez względu na to, co powie, Rada zrobi to, co uzna za konieczne. Mógłby nakazać im wszystkim, żeby natychmiast popełnili samobójstwo, na jego oczach, nie podając żadnego powodu. I rozkaz zostałby wykonany. Gdyby jednak jego rozkaz zagroził bezpieczeństwu Rubinu lub tylko potencjalnie mógłby mu zagrozić, sprawa wyglądałaby inaczej. Gdyby na przykład inspektor generalny nalegał na wizytę w kwaterze głównej, wykonanie rozkazu bardzo by się przeciągnęło, i wykorzystano by wszelkie możliwe administracyjne kruczki, aby ograniczyć możliwe zagrożenie. Arogancja, tak, ale płynąca z poczucia obowiązku. Nic nie było ważniejsze od obowiązku, ani życie, ani inspektor generalny. Lud Rubinu wierzył z zastraszającą mocą, podczas kiedy Fortin nie wierzył w nic i w nikogo. Może poza swoim niemal boskim sprytem. – Siadajcie, towarzysze – powiedział Fortin, wskazując gospodarzom miejsca wokół konsoli, sam jednak stał. – Mam dla was problem natury technicznej. – Uśmiechnął się zimno. – Myślę, że może wam się wydać zabawny. – Czerny skinął mocno głową, w połowie wyrażając zgodę, w połowie zaś poganiając go do szybszego mówienia. – Załóżmy na chwilę – ciągnął – że Rubin stanowi segment czasoprzestrzenny większego wszechświata... – Tak, tak – mruknął Stein. – Wiemy o tym. – ...i że posiada wewnątrz Matrycy swe dokładne przeciwieństwo. Tłuste palce Moro sunęły po klawiaturze. Przed jego oczyma pojawił się holograficzny obraz, możliwy do odczytania tylko dla użytkownika. – W jakim sensie przeciwieństwo, sir? – spytał. – W każdym sensie, marszałku Moro. – Dysponuje więc siłą militarną równą naszej? – spytał Tadley. – Dokładnie przeciwnie – powiedział Fortin, zadowolony z błysku zainteresowani w oczach Rady. – Stanowią wasze przeciwieństwo w sensie zdolności militarnej. Po powierzchni wulkanicznej równiny powiał wiatr, na tyle silny, że ściany transportera lekko zadrgały. Przez klimatyzator pojazdu przekradło się cuchnące siarkowymi wyziewami powietrze. – To znaczy... – zaczął Moro, zamierając na chwilę, aby znowu podjąć pracę na klawiaturze. – Gdyby taki cel istniał – powiedział Fortin. – Jak przystąpilibyście do ataku na niego? – Ponownie się uśmiechnął. – Wiele możliwości, które przychodzą mi do głowy, wymagałoby wsparcia operacji spoza Rubinu – powiedział Kerczuk. Jego kulturalny głos kontrastował silnie z jego wyglądem: poznaczona bliznami, brutalna twarz, tylko jedna ręka. – Czy powinniśmy zakładać taką możliwość, sir? I jeśli tak, jakie parametry... – Nie ma możliwości wsparcia spoza Rubinu, marszałku Kerczuk – powiedział ostro Fortin. – Ta operacja powinna zostać zaplanowana i przeprowadzona z użyciem sił samego tylko Rubinu. – Zadanie wydaje się niewykonalne – powiedział Moro, patrząc nie na gościa, tylko na swój wyświetlacz. – Pierwsze zadanie oddziału inwazyjnego polegałoby na opuszczeniu Rubinu. Na opuszczeniu wszechświata. – A nawet gdyby dało się rozwiązać ten problem... – Można go rozwiązać – przerwała Tadley. – Znajdziemy sposób. Stein tylko na nią spojrzał. – Wasza pewność świadczy o optymizmie, marszałku – powiedział chłodno. Przeniósł wzrok na Fortina. – Gdyby nawet udało się rozwiązać ten problem, to jeśli nasz świat i cel naprawdę się równoważą. – To jego ucieczka przebiegać będzie z taką samą szybkością, z jaką nastąpi pościg grupy inwazyjnej – uzupełnił Kerczuk, uśmiechając się przez połamane zęby. – Rzeczywiście interesujący problem. – Istnieje jeszcze trudność polegająca na zlokalizowaniu celu – głośno zastanowił się Stein. – To żadna trudność – wtrąciła się Tadley. – Jeśli stanowią faktycznie naszą odwrotność, ich lokalizacja musi odpowiadać naszej. Nawet Stein i Moro skinęli głowami. – Jeżeli wolno, inspektorze generalny – powiedział Czerny głosem przypominającym trące o siebie kamienie. – Jaki miałby być cel tego proponowanego ataku? Fortin zawahał się na moment. – Całkowite zniszczenie celu – powiedział w końcu. – Tak. – Czerny oblizał wargi. – Tak przypuszczałem. – Taka operacja wymaga przygotowania – stwierdziła Tadley. – Zreferujemy rzecz Centrum Planowania Taktycznego i zobaczymy, co uda im się wymyślić. – Sądzę – dodał Czerny – że ta sprawa powinna trafić nie do Planowania, tylko od razu do Centrum Operacyjnego. Potraktujemy jednak operację jako hipotetyczną, póki nie otrzymamy rozkazu wykonania. Uniósł brew, patrząc na Fortina. Ten znów się uśmiechnął. – Tak, to znakomity pomysł – powiedział. – Wrócę niedługo, żeby zobaczyć, co przygotowaliście. – Przerwał na chwilę. – By móc bronić się przed potencjalnymi zagrożeniami, należy je oczywiście najpierw zidentyfikować. – Oczywiście – powtórzyły głosy ludzi wokół konsoli. Wszyscy uśmiechali się szeroko niczym rekiny. Cała szóstka. 9 – Witaj w Kamieniu Pokoju – powiedział Malcolm, potężnie zbudowany wojownik w czerwono-błękitno-srebrnej zbroi, który obserwował wcześniej pojedynek Hansena z Ziebornem