They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

– Głównie zębami. Bardzo dużymi i ostrymi. Kapitan odchrząknął. – W Itko Kan już od stu lat nie ma wilków. Zresztą nie znaleźliśmy żadnych zabitych sztuk... – Gdyby to były wilki, musiałyby być wielkie jak muły – zauważył Paran, spoglądając ku niecce. – Nie ma żadnych śladów, przyboczna. Ani kosmyka sierści. – A więc nie wilki – stwierdziła Lorn. Paran wzruszył ramionami. Przyboczna zaczerpnęła głęboko tchu, zatrzymała na chwilę powietrze w płucach, a potem wypuściła je powoli. – Chciałabym zobaczyć tę wioskę rybacką. Kapitan uniósł hełm, lecz kobieta potrząsnęła głową. – Wystarczy mi porucznik Paran, kapitanie. Sugeruję, byś tymczasem osobiście przejął dowództwo nad swą gwardią. Trzeba jak najszybciej uprzątnąć trupy i usunąć wszelkie ślady masakry. – Rozumiem, przyboczna – odparł kapitan. Miał nadzieję, że w jego głosie nie słychać ulgi. Lorn zwróciła się ku młodemu szlachcicowi. – Jedziemy, poruczniku? Skinął głową i cmoknął na konia, nakazując mu ruszyć naprzód. Dopiero gdy ptaki poderwały się do lotu, pierzchając przed nimi, przyboczna poczuła, że zazdrości kapitanowi. Umykający padlinożercy odsłonili pokrywający ziemię gruby dywan zbroi, połamanych kości i mięsa. Powietrze było gorące, wilgotne i przesycone słodkawym zapachem. Widziała żołnierzy w hełmach, pod którymi kryły się czaszki zmiażdżone przez coś, co z pewnością było straszliwymi, potężnymi szczękami. Widziała porozdzierane kolczugi, roztrzaskane tarcze i oderwane od ciał kończyny. Poświęciła zaledwie kilka chwil na dokładne oględziny tej sceny. Potem wbiła wzrok w widoczny przed nimi pagórek, nie potrafiąc ogarnąć skali rzezi. Jej ogier, najczystszej krwi rumak z Siedmiu Miast, potomek wielu pokoleń ćwiczonych do boju koni, nie stąpał już dumnie i wyniośle, lecz stawiał kopyta bardzo ostrożnie. Zdała sobie sprawę, że musi znaleźć coś, co odwróci jej uwagę od trupów. Postanowiła nawiązać rozmowę. – Poruczniku, czy otrzymałeś już przydział? – Nie, przyboczna. Liczę na to, że będę stacjonował w stolicy. Uniosła brwi. – Doprawdy? A jak zamierzasz to załatwić? Paran wpatrywał się w dal, uśmiechając się pod nosem. – Są sposoby. – Rozumiem. – Lorn umilkła na chwilę. – Szlachetnie urodzeni od dawna nie ubiegali się o stanowiska w wojsku. Woleli się nie wychylać, prawda? – Już od pierwszych dni imperium. Cesarz nie darzył nas miłością. Cesarzowa Laseen sprawia wrażenie zainteresowanej innymi sprawami. Lorn przyjrzała się uważnie młodzieńcowi. – Widzę, że lubisz ryzyko, poruczniku – zauważyła. – Albo jesteś tak bezczelny, że wydaje ci się, iż możesz prowokować przyboczną cesarzowej. Czy aż tak mocno wierzysz, że twa krew jest niezwyciężona? – Odkąd to tego, kto mówi prawdę, oskarża się o bezczelność? – Jesteś bardzo młody, prawda? Te słowa wyraźnie ubodły Parana. Na jego gładko wygolone policzki wystąpił rumieniec. – Przyboczna, przez siedem ostatnich godzin brodziłem po kolana w rozszarpanych ciałach i przelanej krwi. Odganiałem od trupów wrony i mewy. Chcesz usłyszeć, co te ptaki tam robią? Dokładnie? Odrywają kawały mięsa i walczą o nie, obżerają się oczami i językami, wątrobami i sercami. W swym zapamiętaniu rozrzucają wokół strzępki zwłok... – Przerwał, wyraźnie starając się odzyskać panowanie nad sobą. Wyprostował się w siodle. – Nie jestem już młody, przyboczna. A jeśli chodzi o bezczelność, to szczerze mówiąc, nie dbam o to. Prawdy nie da się ominąć. Nie po tym, co się tu stało. Wreszcie dotarli do przeciwległego stoku. Po lewej od szlaku odłączała się wąska ścieżka, która wiodła ku morzu. Paran wskazał na nią i popędził konia. Lorn podążyła za nim. Przez chwilę w zamyśleniu wpatrywała się w jego barczyste plecy, po czym przeniosła uwagę na szlak, którym podążali. Wąska ścieżyna biegła przez stok pagórka. Po lewej urwisko opadało gwałtownie ku leżącym sześćdziesiąt stóp niżej kamieniom. Był odpływ i fale rozbijały się na rafach w odległości kilkuset jardów od brzegu. Pęknięcia i zagłębienia w czarnej skale wypełniała woda, w której odbijało się zachmurzone niebo. Minęli zakręt i ujrzeli w dole łuk plaży. Nad nią, u podstawy wzniesienia, znajdowała się szeroka, porośnięta trawą skalna półka, na której przycupnął tuzin chat. Przyboczna spojrzała na morze. Przy słupach cumowniczych leżały przewrócone na burty barkasy. Nad plażą i zalewaną w czasie przypływu mielizną nie widziało się ani jednego ptaka. Zatrzymała wierzchowca. Po chwili Paran obejrzał się na nią i uczynił to samo