Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W obszernej, zacisznej bibliotece, wśród czterdziestu tysięcy tomów, przeważnie samotny, bo zamek ożywiał się tylko w okresie sezonu, kiedy to z pobliskiego kurortu przyjeżdżało mnóstwo gości i znajomych, mógł Casanova tylko rozpamiętywać przeszłość i pisać. Typowa tragedia starego człowieka, który już nie znajduje dla siebie miejsca w świecie. Pisał więc pamiętniki i rozsyłał je przyjaciołom. Wspomnienia odtwarzał z pamięci, bo jakże w tak pełnym przygód, burzliwym życiu mógłby zachować wszystkie notatki i dokumenty. Coś niecoś pewnie mu pozostało, skoro ich tyle przytacza, ale dziś już wiemy, że fabrykował miłosne listy do samego siebie i nawet je później odpowiednio zmieniał. W dwadzieścia dwa lata po śmierci Casanovy niejaki Fryderyk Gentzel zaproponował firmie wydawniczej Brockhaus w Lipsku nabycie rękopisu francuskiego zatytułowanego „Historia mojego życia do roku 1797”. Gentzel twierdził, że są to pamiętniki słynnego Casanovy. Miały one należeć do Karola Angiolini, spokrewnionego z Casanovą. Jakimi drogami wspomniane „Pamiętniki” trafiły do rąk Karola Angiolini, ustalić nie można. W owym czasie postać Casanovy, którego pamiętniki współcześni wyrywali mu z rąk na gorąco, już odeszła nieco w cień. Brockhaus mimo to zainteresował się rękopisem i nabył go po uprzednim dokładnym przeanalizowaniu. Okazało się jednak, że rękopis urywa się na roku 1774, to znaczy w czasie, kiedy Casanova spodziewał się uzyskać prawo powrotu do umiłowanej Wenecji. Z listu Cecylii von Roggendorff z dnia 1 sierpnia 1797 roku do Casanovy, tej Cecylii, której on nigdy nie widział, lecz z którą zaprzyjaźnił się listownie w ostatnich latach życia, wiemy, że były jeszcze dalsze tomy „Pamiętników”. Pisze ona tak: 6 „Donosi mi pan o zamiarze legowania mi swoich Pamiętników obejmujących piętnaście tomów...”, a więc te „Pamiętniki” częściowo gdzieś zaginęły, lecz czemu tylko końcowe tomy? Podobno zresztą było ich wszystkich aż siedemnaście. Wróćmy jednak do Brockhausa. Zbadawszy dokładnie rękopis „Pamiętników”, szef tej szacownej firmy polecił Wilhelmowi von Schütz przetłumaczenie ich na niemiecki i przygotowanie do druku. Pierwszy tom „Pamiętników” w tym opracowaniu ukazał się w roku 1822, a ostatni, dwunasty, w roku 1828. Uchylmy kapelusza przed sprawnością panów Schütza i Brockhausa! To wielotomowe dzieło nosiło tytuł: „Pamiętniki Wenecjanina Jakuba Casanovy de Seingalt (cóż za silna indywidualność autora, że nawet po śmierci pozostał tym »de Seingalt«!) lub jego życie, tak jak je opisał w Dux w Czechach, przetłumaczone z oryginalnego manuskryptu pod kierownictwem Wilhelma von Schütza”. Pamiętniki przetłumaczone z czasem na wiele języków stały się „bestsellerem”, a nikt nie wątpił wtedy o ich autentyczności. W roku 1825 pewien zawistny o powodzenie „Pamiętników” wydawca francuski zabrał się do ich przekładu na rodowity język. Cóż za ironia losu: „Pamiętniki”, pisane po francusku, zostają z powrotem przełożone na francuski z niemieckiego! Od razu nasuwa się na myśl jeszcze jedna złośliwość tegoż losu: człowieka, który nosi tyle nazwisk przybranych, obdarowują po śmierci jeszcze jednym. W rejestrze osób zmarłych znajdujemy pod dniem 4 czerwca 1798 roku taką notatkę: „Herr Jakob Cassaneus, Venezianer, im 84 Jahre”. Ale cóż z Brockhausem? Otóż Brockhaus czuje się dotknięty na honorze. Jak to, ktoś inny, nie on, wydał „Pamiętniki” w oryginalnym ich języku? Angażuje więc profesora literatury francuskiej w Dreźnie, Laforgue’a, i ten przez trzy lata „redaguje” w pocie czoła „Pamiętniki” w języku francuskim. Mimo to „Pamiętniki” uznano za lekturę tak szokującą, że cenzura od razu się do nich zabrała z całym zapałem i entuzjazmem. Dlatego też różne tomy drukowano w różnych krajach albo udawano, że się je tam drukuje. Na scenę wkracza teraz jeszcze jeden wydawca. Jego edycja „Pamiętników” zwie się Paulin- Busoni albo „Rozez”. Jest ona częściowo odbiciem wydania redagowanego przez Laforgue’a, jednak w końcowych tomach ni stąd, ni zowąd zaczyna się od niej różnić. Paulin bowiem naglony przez niecierpliwych czytelników zaangażował Busoniego i kazał mu szybciej uporać się z zadaniem bo nie mógł doczekać się następnych tomów Laforgue’a. Przypuszcza się że Busoni po prostu zmyślał i dodawał, ale dokładniejsze badania dowiodły, że opierał się on na jakichś tekstach prawdziwych – lecz skąd je wziął? Ta zagadka pozostała nie rozwiązana. Warto może w tym miejscu wspomnieć, że w jakichś materiałach (niestety nie zanotowałem, gdzie) spotkałem się z twierdzeniem, że jeden tom rękopisu „Pamiętników” znajduje się (oczywiście mowa o okresie międzywojennym albo i wcześniejszym) w czyichś prywatnych, polskich księgozbiorach. W roku ubiegłym firma Brockhaus wspólnie z paryską firmą Plon przystąpiła do wydawania w języku francuskim (a więc w języku oryginału) „Pamiętników” Casanovy bez przeróbek i modyfikacji, według szczęśliwie ocalałego rękopisu. I cóż się okazuje? Ano nic nowego: to, że przodkowie dzisiejszych Brockhausów całą swoją robotę wykonali nie wiadomo po co! Francuszczyzna Casanovy nie wymaga żadnych poprawek, rękopis jest przejrzysty i czytelny, a sceny miłosne – o ironio! – podane są mniej drastycznie niż u Laforgue’a! I jeszcze jedna ciekawostka: Schutz okazał się skrupulatniejszym redaktorem, gdy Laforgue’a ponosi galijski temperament. Sporo czasu jednak upłynie, nim można będzie wydać ostateczny sąd o całej sprawie. A na razie w serii Pléiade wychodzą także „Pamiętniki” w starej wersji