Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
I po pierwszej chwili irytacji poczułam, sama nie wiem: szacunek? rozczulenie? wdzięczność? Krzysztof był wierny. Może się pan zdziwi, ale to się liczyło. Nawet dla mnie. Parę spraw stanowiło trudność, którą lojalnie sygnalizowałam w tygodniowych raportach. Pisanie ich to była zresztą męka. W poniedziałek, kiedy miałam za sobą praktycznie czterdziestoośmiogodzinny dyżur, czasem z niedługą zmianą na sen! Pierwsza sprawa, kiedy Krzysztof zaczął gotować. Agłaja nie miała przecież kubeczków smakowych; naturalnie, to ułatwiało odgrywanie kochającej kobiety, zwłaszcza na początku, kiedy mogło mu się coś nie udać - zjadłabym wszystko z kamienną twarzą, jak gdyby nigdy nic. Ale trzeba było się liczyć z tym, że on kiedyś zrobi takie świństwo, którego sam nie da rady przełknąć, i spokój jego ukochanej mógłby już być nadmierną szarżą. Zorientowałby się. że coś jest nie tak. S(a-raiam się brać do ust kęs po nim, żeby widzieć jego reakcję. aJe to było jednak cały czas ogromne ryzyko, taka ruletka. Jakoś się udawała. Druga sprawa, to chyba wcześniej się wydarzyło - nie jestem już pewna - kiedy wpadło mu coś do oka. Wie pan: ja własnymi rękami nikomu nic z oka nie wyjmę, słabo mi się od tego robi, już taka jestem, a co dopiero za pośrednictwem maszyny. Mówiąc obrazowo: przypuszczalnie mogłabym spróbować poprowadzić samochód Agłaja’, zegarmistrzem nie byłabym nią na pewno. Nie ta skala precyzji. Nawia-sem mówiąc. Krzysztof naprawdę sprawdzał pana w ten sposób? - Nie. On tylko wspomniał, jak doszedł do wniosku, że w ten sposób można rozpoznawać marionety. Właśnie: kłopoty z maleńkimi przedmiotami, z dosmacza-niem potraw... - A o oglądaniu telewizji wspominał? - Nie. O telewizji nie. - No widzi pan, bo to był dramat. Krzysztof wymusił zmiany w układzie elektronicznym Agłai w trakcie naszej pracy! Gdzieś na początku osiemdziesiątego ósmego kupił telewizor. Ze względu na częstotliwość przekazywania obrazu w moich okularach nie mogłam patrzeć na ekran, mrugał mi okropnie. Okazało się, że tego nie przewidzieliśmy. Dołączono mi specjalny moduł; szybko to poszło, bo można było zaadaptować takie urządzenie z kamer formatu BETA. który właśnie wchodził na rynki telewizyjne: ale ja miałam przez te trzy czy cztery doby potworną migrenę, więc zrobiono to na łapu-capu, przełącznik do oglądania telewizji był wyjątkowo przy uprzęży, dokładnie: przy okularach, nie przy stanowiskach techników, i zawsze się bałam, że Krzysztof zacznie zastanawiać się, jakiego rodzaju nerwicę natręctw ma Zofia, skoro za każdym razem, kiedy siadali przed ekranem, ona wykonuje jakiś dziwny ruch przy skroni; a ja po prostu naciskałam przycisk w swojej rzeczywistości, nie w ich. Pan go długo znał? - zapytała nagle. Wzruszyłem ramionami. - Niech mnie pani nie ciągnie za język. Wciąż widzę, że pani była katem, a on ofiarą. Dlaczego miałbym pani pomóc? - zdałem sobie nagle sprawę, że wpuszczam się w kłamstwa, bo choćby wzruszyła mnie dalszym ciągiem swojej historii do łez, to ja faktycznie niczego nie miałem do ujawnienia: pan Krzyś rozwiał się jak sen złoty, kropka. Ale było za późno. - Pan zna FauStal - usłyszałem. Nie wiedziałem, do czego zmierza. - No? - odparłem dyplomatycznie. - Ja widziałam kiedyś w telewizji. Bardziej współczuje pan Faustowi czy Małgorzacie? -...Niech pani opowiada dalej. 6 Pewnego razu poszliśmy na tańce. To było wiele miesięcy po próbie porwania Agłai; kiedy myślę o moim życiu z Krzysztofem, myślę głównie o tym okresie